| 1.9.

1.4K 182 13
                                    

Tego, co dzieje się po tym, jak War Machine ratuje go spod zawalającej się konstrukcji, Peter chyba nigdy nie zapomni. Zwłaszcza gigantycznego faceta pokonanego tylko dzięki jego nerdowskiemu gustowi filmowemu. Parker od zawsze wiedział, że ciągłe oglądanie Gwiezdnych Wojen z Rory kiedyś mu się przyda. Zaślepiony zwycięstwem, nie zauważa tylko ogromnej ręki, która jak packa na muchy, serwuje mu bolesne spotkanie z rzeczywistością. Peter przelatuje kilkanaście metrów, zanim wpada w jakieś drewniane pudła i zalicza twarde lądowanie.

Na kilkanaście sekund traci kontakt ze światem, dopiero głos Starka wyrywa go z zamroczenia. Czując czyjąś rękę na ramieniu, od razu rzuca się z pięściami, z przerażeniem myśląc, że kolejny członek drużyny Kapitana chce go załatwić. Tony zatrzymuje go, chwytając za nadgarstek w połowie drogi. Peter szamocze się jeszcze trochę, zbyt zszokowany i zbyt przestraszony poprzednimi wydarzeniami. Uderzyły one w niego tak boleśnie, jak on uderzył w ten cholerny asfalt. Mija kilka chwil, zanim uświadamia sobie, że nic mu już nie grozi, że przy nim znajduje się nikt inny jak Anthony Stark.

Parker oddycha z ulgą, gdy w końcu dociera do niego sens całej sytuacji.

Jakiś impuls szczerości każe powiedzieć Peterowi, że się bał, jak cholera, jak nigdy w życiu, ale cały ten strach nagle znika, razem z słowami aprobaty wypływającymi z posiniaczonych ust mężczyzny. Wciąż mając resztki adrenaliny we krwi, chce jeszcze walczyć, ale Stark używa najmocniejszego argumentu na świecie, z którym nawet nie ma co dyskutować.

– Wracaj do domu albo zadzwonię do ciotki.

Próbuje iść za Iron Manem, jednak wycieńczenie bierze nad nim górę. Na nowo przewraca się na asfalt, próbując złapać oddech i choć na chwilę zapomnieć o bólu dosłownie wypełniającym każdy centymetr jego ciała.

Leży w tej pozycji trochę czasu, zanim nie pojawia się przy nim jakichś dwóch mężczyzn, mówiących łamaną angielszczyzną. Zabierają go do Berlina, gdzie czeka już na niego odrzutowiec Starka. Zanim jednak odlatuje, starsza Niemka opatruje jego rany, poi go jakimś obrzydliwym napojem, a potem każe mu przez kilka godzin odpoczywać, jednak Peter jest zbyt oszołomiony, aby móc się zrelaksować, a co dopiero zdrzemnąć. Gęsta atmosfera panująca dookoła wcale nie pomaga.

Wszyscy zdają się go ignorować, co go trochę irytuje, bo przecież hej, właśnie walczył u boku Avengersów przeciwko Avengersom, a teraz wszyscy traktują go jak powietrze, jakby nigdy go nie było, jakby Spider-Man nie istniał. Urażony, dumnie wsiada na pokład samolotu, nawet nie obracając się za siebie. W środku czeka na niego wysoki, trochę grubszy mężczyzna, ubrany w bardzo schludny i zapewne bardzo drogi garnitur. Przedstawia się jako Happy Hogan, szofer, asystent i ochroniarz Anthony'ego Starka, mimowolnie wzbudzając w chłopaku sympatię.

Ku swojemu zdziwieniu, nie ma okazji z nim porozmawiać, bo przesypia prawie całą podróż do Stanów Zjednoczonych. Wycieńczenie, zmęczenie, zmiana strefy czasowej, a także nadmiar wydarzeń i towarzyszących im emocji, w końcu wygrywają, będąc lepszym lekiem na sen niż cokolwiek innego.

***

Późnym popołudniem Happy podrzuca go do domu.

Ciocia May dopiero wieczorem wraca z pracy. Nie jest zachwycona wyglądem Petera, który pod prawym okiem ma wielkiego, kolorowego siniaka; reszty ciała na szczęście nie widzi, bo jest ukryta pod warstwą ubrań, ale jest równie poobijana jak twarz. Widząc zmęczenie malujące się w ciemnym spojrzeniu chłopaka, nie męczy go pytaniami. Każe mu się tylko położyć i przespać trochę, oznajmiając, że do szkoły nie puści go dopóki nie poczuje się lepiej. Parker ma mieszane uczucia w związku z tą decyzją, bo nie może się doczekać, kiedy zobaczy Aurorę i Harry'ego, choć minęły zaledwie dwa dni, z drugiej strony jednak nie ma ochoty im się tłumaczyć z tego, gdzie tak zarobił w twarz i co robił, kiedy go nie było. Ciocia May mówi mu, że Osborn dzwonił do niego wczoraj kilka razy, ale nie wiedząc, czy blondyn zdążył się już wszystkiego dowiedzieć, czy może jemu też Peter chce zrobić niespodziankę, nie wspomniała nic o Tonym Starku. Parker naprawdę nie może być jej bardziej wdzięczny i gdyby nie obolałe żebra, objąłby ją i ściskał przez kilka godzin, póki nie uznałby, że wystarczająco jej się odwdzięczył.

little lion man ∆ spider-manOnde as histórias ganham vida. Descobre agora