~NIE WIERZĘ W TO CO SIĘ STAŁO~

110 19 10
                                    

Profesor pozwolił uczniom opuścić klasę, więc wszyscy z pośpiechem wyszli. Zrywając się z krzesełka, złapałem Lucy za nadgarstek i pociągnąłęm ją za sobą w kierunku wyjścia.

- Jackson...Jackson... - powtarzała idąc za mną z uwięzionym nadgarstekim w mojej dłoni -Jackson do cholery! - wyrwała się i stanęła nieruchomo - co Ty odwalasz?
- nic-..- śpieszy mi się -  odpowiedziałem w pośpiechu - możemy już iść? - poganiałem ją tak, żeby przez przypadek nie trafić na Krisa.

Lucy uległa moim prośbom i poszliśmy wspólnie do domu. Nie mieliśmy od siebie daleko bo tylko 2 minuty drogi. Pożegnałem ją pod jej domem i poszedłem dalej do swojego.

- cześć wszystkim - krzyknąłem na cały dom wchodząc do niego.
Zza ściany usłyszałem jak odpowiada mi mama, która siedziała przy książce z kawą.

Właśnie miałem robić sobie herbate, gdy mama poprosiła mnie żebym poszedł do sklepu po zakupy.

Tak więc zebrałem się, wziąłem listę zakupów, pieniądze, deskorolkę i pojechałem do sklepu. Sklep był oddalony od naszego domu jakieś 10 minut. Więc włączyłem muzyke i założyłem słuchawki. Było ciemno. Chciałem się obrócić, żeby ogarnąć stan drogi za mną(przyzwyczajenie) i nagle JEBUT.
Wpadłem na kogoś. Słuchawki mi spadły a ja zacząłem się rzucać do leżącego chłopaka.

- co Ty chodzić nie umiesz?! Przez Ciebie rozbiłem telefon - chłopak wstał bez żadnego zdania. Miał rozcięty łuk brwiowy z którego poleciała kropelka krwi. Spuścił głowę i zdołał powiedzieć tylko ciche - przepraszam.

Dopiero gdy wstał w świetle lamp zobaczyłem, że to Kris. Tak, ten sam na którego jak debil patrzyłem się gdy wszedł do klasy. I tak ten sam na którego punkcie ciarki przechodzą mi po karku.

Nie mogłem wydusić z siebie ani jednego słowa. Wmurowało mnie. Patrzyłem na niego jak na zjawe.

Wkońcu po dłuższej chwili powróciłem do rzeczywistości. Wyjąłem chusteczkę z kieszeni, przybliżyłem się do niego i zacząłem wycierać krew, która już spływała mu po skroni.

Kris podniósł na mnie wzrok. Patrzył mi głęboko w oczy z bardzo przestraszoną miną. Gdybym tylko mógł, rzucił bym się na niego z uściskiem, ale nie coś mnie powstrzymywało.

- przepraszam - powtórzył cicho Kris
- nie..nie..nie, nie przepraszaj, t..to moja wina -  wytarłem do końca ściekającą krew i podniosłem swoją deskorolkę - do jutra - posłałem mu uśmiech.
- do jutra - Kris nie wydawał się do mnie uśmiechnąć. Ale pomyślałem, że to stres i pomachałem mu a następnie odjechałem. Po kilku metrach odwróciłem się zobaczyć czy napewno poszedł, ale już go nie widziałem.

No to tyle narazie. Zostawiajcie gwiazdki;3 duża motywacja. A kocham pisać, może narazie nie najlepiej mi to wychodzi ale jeszcze się rozkręce ;3

DRUGA STRONA SERCA Where stories live. Discover now