Rozdział 18

1.5K 85 1
                                    

Pracę w zbrojowni przebiegały następująco. Elfy i czarodzieje mieszali roztarte kwiaty wilczegoziela z płynnym obsydianem. Następnie reszta zgromadzonych w zbrojowni zanurzała ostrza w roztworze. To jedyny sposób na pokonanie bestii. Niestety żeby działał trzeba trafić w okolice serca.  Byłam już ubrana i uzbrojona dlatego pozwoliłam sobie na chwilę relaksu. Oparłam się o ścianę i obserwowałam nadprzyrodzonych.
Lejla czemu mi tak odbiło w biurze Marka?

Nów się zbliża i to nie byle jaki. Krwawy nów.

Krwawy nów odziaływuje na demony jak krwawa pełnia na nadnaturalnych. Tej nocy niebo jest czerwone, a księżyc nie świeci na niebie. Lejla kiedy nastąpi?

Za 3 dni. Radzę Ci znaleźć coś dzięki czemu będziesz umiała się uspokoi.

Co to może być?

Jakiś przedmiot lub osoba.

Nie mam żadnej rzeczy która potrafi mnie uspokoić.

Ale masz kogoś kto to potrafi. Pomyśl kto dziś cie uspokoił podczas twojego ataku?

Cole. To niewiarygodne jak mój organizm reaguje choćby na myśl o nim.

Kochana, zakochałaś się i nic na to nie poradzisz. Idź mu to powiedz.

Zwarjowałaś! On do mnie napewno nic nie czuje. Zrobię z siebie idiotke.

On już Ci kiedyś powiedział że sobie ciebie nie odpuści.

Pamiętam to. Ale działo się to tak dawno. Napewno już odpuścił.

Nigdy się nie dowiesz jak nie spróbujesz.

- Wszystko wporzadku? - Spytał Cole wyrywając mnie z węzłów mych myśli. Spojrzałam w jego piękne oczy. Czas przyznać to sama przed sobą. Zakochałam się w nim. Cole spojrzał na mnie tak jakby czekał na odpowiedź.

On zadał ci pytanie. Ty mózg zostawiłaś dzisiaj w pokoju czy jak?

Oj, zamknij się.
- Nic nie jest w porządku. - Wyznałam.
- Masz rację. Choć muszę Ci coś powiedzieć a chcę to zrobić w cztery oczy.
Pociągnął mnie w stronę szatni. Otworzył drzwi przedemną, a ja weszłam do środka. Usłyszałam jak zamyka drzwi na klucz. Moje serce odrazu zgubiło rytm. Nienawidzę tego jak on na mnie działa.

Uwielbiasz to. Mnie nie oszukasz.

Zignorowałam ją. Spojrzałam na Cola. Nie zauważyłam kiedy a już był przy mnie. Jednym płynnym ruchem przyszpilił mnie rękami do ściany. Byliśmy tak blisko siebie że nawet pióro by się nie przecisneło. Cały czas patrzeliśmy sobie w oczy. Wkońcu chłopak postanowił przerwać ciszę.
- Chce ci powiedzieć żebyś uważała. Nie daj się zabić, proszę. - Powiedział to takim łamiącym głosem. Wtedy zdałam sobie sprawę że on coś do mnie czuje. Niedane mi było się odezwać gdyż kontynuował.
- Nie umiem znieść myśli że cię stracę. Wiem że nie jesteś moja ale ja i tak wierzę w to że wkońcu będziesz. Nie chodzi tu o to że jesteś ostatnią demonicą. Już od dawna nie patrzę na ciebie przez ten pryzmat. Gdy na ciebie patrzę widzę piękną dziewczynę ale bardziej zwracam uwagę na te drobne rzeczy. Na twój piękny uśmiech, to jak błyszczą ci się oczy na widok słodyczy,  na twoje słodkie rumieńce gdy się zawstydzisz, na twój charakter, który jest bardzo porywaczy i wybuchowy ale i tak wszyscy cię uwielbiają, w tym ja. Podziwiam w tobie to że życie innych jest dla ciebie cenniejsze niż własne. Myślę że się w tobie zakochałem. - Zakończył. A mnie wmurowało. To było prze...piękne wyznanie. Złapałam go za policzki i pocałowałam go. Na początku był zdezorientowany ale szybko się otrząsnął. Zaczął oddawać moje pocałunki z ogromnym rzarem. Przejechał językiem po moich wargach prosząc o dostęp. Odrazu go wpuściłam. Niewinny całus przerodził się w namiętny pocałunek. Nasze języki walczyły o dominację. Pierwszy raz w życiu pozwoliłam mu się zdominować. To on nadawał tępo i rytm. Oderwaliśmy się od siebie bo zabrakło nam powietrza. Oparł swoje czoło o moje i spojrzał w moje oczy.
- Tak długo czekałem na ten pocałunek. - Mruknął i ręką pogładził mój policzek.
- Muszę Ci coś powiedzieć. - Spojrzał na mnie niepewnie. - Od samego początku nieznosiłam cię. Byłeś arogandzki i zawsze twoje zdanie to była świętość. Według mnie byłeś porostu bachorem w ładnym opakowaniu. Z czasem zaczęłam cię poznawać. Byłeś liderem ale nigdy nie wywyższałeś się przy innych. Traktowałeś każdego jak równego sobie. Zawsze kulturalny ale nigdy nikogo nie dopuszczałeś do siebie. Nie pozwalałes nikomu na poznanie cię z tej miłej i uroczej strony. Mi pozwoliłeś. Zauważałam te drobne chwilę gdy opadał twój pancerz obojętności. Widziałam też twoje zazdrosne spojrzenia gdy patrzyłeś jak przytulam Alexa czy Liama. Dziś zdałam sobie sprawę że... Zakochałam się w tobie. Nie chciałam tego przyjąć bo boję się utraty. Straciłam już rodziców,  dawnych przyjaciół, wujka Mangusa. Nie chcę stracić ciebie. - Nareszcie wyznałam wszystko Co leżało mi na sercu.
- Nie stracisz mnie. Będę zawsze przy Tob...
- Nie obiecuj czegoś czego nie będziesz umiał spełnić. - Przerwałam. - Obiecuję że będę przy tobie do samego końca. Może powinienem to zrobić w bardziej romantycznym miejscu, a nie w męskiej szatni. Alice Bane czy uczynisz mnie najszczęśliwszym facetem na ziemi i zostaniesz moją dziewczyną? - widziałam w jego oczach niepewność ale przytłumiły ją iskierki szczęścia. Przytuliłam się do niego. Objął mnie w pasie.
- Tak, idioto. - Zaśmiałam się.
Cole mnie pocałował. Był  bardzo czuły i delikatny. Oderwaliśmy się od siebie. Niestety nasza chwila nie trwała długo. Rozległ się alarm.
- Już czas skopać pare tyłków. - próbowałam żartować.
- Do dzieła, diabełku.
#########
Rozdział 2 maratonu.

Ostatnia Where stories live. Discover now