Rozdział 11

1.8K 85 9
                                    

W mediach Archanioł Michał

Gdy dotarliśmy na polane przy jeziorze Yan czekał już na nas Michał i dwójka aniołów trzeciej linii.
- Witaj piękna. - Archanioł podszedł do mnie i ucałował moją dłoń. Nie mogłam wyrwać jej bo chce się z nim dogadać na spokojnie, bez rozlewu krwi.
- Witaj Michale. - Kiwnełam delikatnie głową.
- A gdzież to się podział Michaś. Jesteś niezmiernie poważna. Cóż cieszy mnie to że zmieniłaś swoją postawę wobec mnie. -Uśmiechnął się do mnie szelmowsko. Jak ja bym chciała zetrzeć mu ten jego uśmieszek, najlepiej pięścią.

Uspokuj się. Musisz to załatwić jak na księżniczkę przystało.

Ehh... Lejla jak zawsze ma rację.
- Nie przyszliśmy tu po to aby rozprawiać o naszych prywatnych zażyłościach, lecz po to aby zapobiec wojnie.
Na twarz Michała wypełzł wielki uśmiech.
- A więc przyjmujesz propozycję mego króla?
- Tego nie powiedziałam. W życiu nie porzuce moich pobratymców.
- Jeżeli się nie zgadzasz to czeka nas wojna. - Warknął zły. - Na własne życzenie skazujesz nadnaturalne śmieci i ludzi na śmierć. I ty próbujesz grać księżniczkę? - Zaśmiał się szyderczo. Z całych sił starałam się zachować chłodny wyraz twarzy ale złość wrzała we mnie.

Zabijemy ich kiedyś ale teraz trzymaj nerwy na wodzy.

Uhh...dam radę.
- Nie unoś się tak. - mruknęłam złośliwie.- Wyjaśnij mi coś proszę. Dlaczego chcecie spowodować śmierć osób którymi się żywicie? Ta wojna jest wam tak samo nie na rękę jak i mi.- Byłam pod wrażeniem tego że mój głos był taki chłodny i dostojny. Nareszcie zaczynam postępować tak jak przystało na księżniczkę. Rodzice byliby dumni
- Trzeba zabić wszystkich łowców. Tylko chodzicie i zatruwacie nam życie. A ludzie... cóż na każdej wojnie są ofiary cywilne i niepożądane.
- Anioły są gorszą zarazą dla wszechświata, a jednak nigdy nie zagroziliśmy wam wojną. - Wiem że trochę przesadziłam bo w ten sposób uraziłam i dumę i honor aniołów. Zauważyła jak archanioł poczerwieniał ze złości.
-Dość tego!! -Zagrzmił. - Chcesz wojny to ją dostaniesz. Szykuj się na śmierć. - Syknął i wraz ze swoimi pachołkami zniknęli. CHOLERA, wiedziałam że nie nadaje się na dyplomate. Odwróciłam się do Cola.
- Przepraszam- spuściłam głowę. - To wszystko miało się tu zakończyć, a nie zacząć.
Chłopak podniósł delikatnie moją głowę, zmuszając mnie tym samym do spojrzenia mu w oczy.
- Starałaś się temu zapobiec lecz od początku wiedzieliśmy że wojna nas nie ominie. - Położył dłoń na moim policzku, a ja wtuliłam się w nią. Zobaczyłam w oczach zmiennego szczęście pomieszane ze smutkiem.
- Choć musimy wracać do instytutu. - Powiedział ale nie ruszył się z miejsca.
- Wolę tu chwilę zostać. Niechce aby ktokolwiek zobaczył strach w moich oczach - szepnęłam.- Chce tu zostać...z tobą - Spojrzała w jego piękne czekoladowe oczy.
Cole uśmiechnął się do mnie słodko.
- Zawsze przy tobie będę, demonku.
Uśmiechnęłam się delikatnie w jego stronę. Złapałam go za rękę i usiadłam przy brzegu jeziora. Zanurzyłam wolną dłoń w wodzie. Powoli sunełam nią tworzac małe wiry i fale. Cały czas czułam, że każdy mój ruch jest dokładnie obserwowany. Po chwili poczułam jak chłopak zaczął zataczać kółka kciukiem na mojej dłoni. Samotna łza suneła mi po poloczku wprost w toń jeziora. W moich oczach ta jedna kropla wzburzyła wodą bardziej niż wiatr czy moje ruchy. Z jednej strony było mi wstyd że moje załamanie obserwuje zmienny, zaś z drugiej cieszyłam się że to właśnie on jest tutaj ze mną. Przeniosłam powoli wzrok na Cola. Brunet spojrzał mi w oczy i bez słowa otarł kciukiem mój policzek. Najwyraźniej kolejna łza chciała spłynąć. Nawet już ich nie czułam. W mojej głowie huczało jedynie:Zawiodłaś, zawiodłaś, zawiodłaś. I tak w kółko jak pierdoloną mantre. Nieświadomie mój wzrok powędrował w stronę nieba. Piękne, białe puchy płynęły po niebie. Były tam i nikt nie mógł tego zmienić. Ich jestestwo było proste. Woda paruje, tworzy chmura, a potem spada w strugach kojącego deszczu. Moje życie to jeden wielki huragan. Każdy ma wobec mnie jedynie oczekiwania. Jednak cóż się dziwić. Jestem księżniczką, po osiągnięciu pełnoletności zostanę królową. Pomimo że Nether to przeszłość, jednak tu na ziemi mam swoich poddanych, którzy zasługują na dobrą królową. Ale ja byłam głupia. Te bunty, wyzwiska, udawanie wielkiej nastolatki, która wszystkich i wszystko ma w dupie. Powinnam od dawna postępować jak na następczyni tronu przystało. Moje myśli szybowały wśród wszystkich moich złych decyzji. Każda jedna prowadziła mnie do tego momemtu. Ja, Cole, jezioro i zbliżająca się wojna.
- Nie mogłaś nic zrobić.
Wzdrygnełam się na dźwięk glosu mojego towarzysza. Tylko i ja i on wiemy, że to nie prawda. Mogłam to lepiej rozegrać. Mogłam lepiej pokierować moją rozmową z archaniołem. Mogłam lepiej przygotować plan tego spotkania. Mogłam tak wiele rzeczy. Nie zrobiłam nic bo chcialam w moim samolubstwie pobyć choć chwilę nastolatką bez tak wielkiej odpowiedzialności.
- Mogłam- powiedziałam pewnie- Lecz teraz na to za późno. Musimy przygotować się do wojny. Muszę pokierować zmiennymi. Muszę zacząć zachowywać się jak na następczynie tronu przystało.- Zamilkłam na chwilę, a mój wzrok pognał w stronę horyzontu. Jakbym próbowała dostrzec tam rozwiązanie wszelakich moich problemów.
- Daj mi jeszcze chwilę na złapanie równowagi.
- Cokolwiek pragniesz.- poczułam jak chłopak siada za mną. Otulił mnie ramionami. Oparłam plecy o jego tors i wysłuchałam się w melodie natury. Wiatr przyjemnie pieścił moją skórę. Przynajmniej to jest miłe.
- Cent za twoje myśli.
Uśmiechnęła się delikatnie. Mimo że mógłby przeczytać je bezproblemów, prosi abym to ja, dobrowolnie je ujawniła. Jednak jedna kwestia zaczęła mnie mocno kłóć. Jednak jestem tylko głupią nastolatką.
- Co jest między nami? Najpierw się nienawidzimy. Gdy tylko kto zbudowaliśmy się w jednym pomieszczeniu, odrazu skakaliśmy sobie do gardeł. Potem ta relacja uległa ociepleniu. Teraz zaś, przytulasz mnie i utrzymujesz moje załamanie w ryzach.- odwróciłam się przodem do niego- Dlaczego?
Chłopak zamyślony patrzył w wode. A ja cierpliwie czekałam na odpowiedź. Nie mam pojęcia jak długo trwała ta cisza. Nagle spojrzał mi w oczy.
- Nie mam pojęcia. Od chwili gdy Cię ujrzałem wpadłaś mi w oko. Byłaś chwilę po akcji, a w głowie miałaś napewno zaraz zostanę liderką. Jednak tak się nie stało. Sprzeciwiałaś mi się. Nienawidzę tego.- uśmiechnął się do mnie, a w jego oczach migneła iskierka. Przeniósł wzrok ma wode i kontynuował- Każda kłótnia i akcja popychała mnie w twoją stronę. Któregoś dnia obudziłem się i uświadomiłem sobie, że wpadłem po uszy. Od temtej pory obiecałem sobie: ona będzie moja. I patrz małymi kroczkami zdobywam swój cel.
Zamilkł, a ja trawiłam jego słowa.
- ahh... Życie byłoby prostsze gdybyśmy byli zwykłymi nastolatkami, nie?- próbowałam żartować. Niestety ani mi ani jemu nie było do śmiechu.
- Moja królowo. Nie wiem co będzie jutro czy za tydzień. Lecz obiecuje że będę obok ciebie. Nieważne co się stanie.
Ta obietnica zawisła między nami. Ugrzezła w mym sercu jak naprawdę ciężki głaz.
######
Hej kotki!
Jak ja mam was nie kochać.

Ostatnia Where stories live. Discover now