III

2.9K 318 43
                                    

  Po wizycie u mojego prawnika (nawet nie wiedziałem, że go mam! ) wróciliśmy do muzeum.

  Po drodze machałem niemrawo do roześmianych demonów, które nieświadome swojego zniewolenia rozmawiały ze śmiertelnikami.  Dipper przez cały czas mocno ściskał moje ramię, jakby bał się, że od razu ucieknę. Ja jednak nie miałem już chęci na podobne akcje. Musiałem się dowiedzieć, co tu się tak naprawdę dzieje.

- Możesz mnie puścić. - mruknąłem, kiedy jego uścisk stał się aż za bardzo bolesny. Ludzkie ciało jest okropne. Od razu robią się na nim fioletowe albo zielone sińce, które bolą - w wcale nieprzyjemny sposób.

Dipper zerknął na mnie nieufnie i powoli mnie puszczał. W końcu wsadził ręce do kieszeni dżinsów i kopniakiem otworzył drzwi, przepuszczając mnie pierwszego.

Wywróciłem oczami i poszedłem do kuchni. Musiałem poszukać lodu, żeby trochę złagodzić ból. Poza tym nalałem sobie soku pomarańczowego. Brunet przez cały ten czas stał w progu, obserwując mnie jak debil. Niby wyciągnął telefon i coś na nim robił, opierając się o ścianę, ale ja taki głupi nie jestem. W końcu usiadłem przy stole i popijając soczek, śledziłem jego poczynania. Na wzajemnej obserwacji spędziliśmy kwadrans, po czym chłopak wyszedł. Usłyszałem jego kroki na górze.

Odetchnąłem z ulgą. W końcu mogłem w spokoju pomyśleć. Przyznam, że cała ta sytuacja mnie zaskoczyła. Podsumujmy:

Dipper celowo przywrócił mnie do życia. Mówił coś o oswajaniu demonów. Ford wynalazł szczepionkę, dzięki której te działania mają być łatwiejsze. Ludzie potrzebują nas. Strzelam, że chodzi o powrót Dziecka Czasu. Coś mi tu jednak nie pasuje...

Jakim cudem oni jeszcze żyją? Gdy ostatni raz walczyliśmy, chłopak miał 12 lat! Powrót wielkiego bachora miał trwać tysiąc lat, jak nie więcej. A Dipper wygląda mi na 17, no może 18 lat. Tak samo Mabel. Nie wspominając o Stanfordzie...

I wtedy zrozumiałem. Nieśmiertelność. Znaleźli jakiś sposób, żeby nigdy nie umierać. Poza tym udało im się opanować nasze moce. Pewnie dlatego czułem się tak... dziwnie.

Nagle przypomniało mi się nienaturalne zachowanie chłopaka. Częste zmiany nastroju, chwytanie się za głowę...

- Nieśmiertelność... Ale za jaką cenę? - szepnąłem do siebie.

I nagle poczułem, że ktoś stoi za moimi plecami.

Poderwałem się z krzesła i chwytając szklankę, odwróciłem się.

Tam jednak... nikogo nie było.

- Fajne uczucie, co? Niepewność. Strach. - usłyszałem tym razem z przodu i spojrzałem prosto w brązowe oczy chłopaka, teraz zamglone łzami. - To zawsze Cię bawiło, czyż nie? To teraz możesz się pośmiać. Dalej.

- Cholera!

Ścisnąłem szklankę tak mocno, że aż pękła w mojej ręce. Odłamki szkła rozsypały się po stole, a ja ze zdziwieniem zobaczyłem krew. Na dodatek rana wcale się nie zasklepiła, tylko zaczęła się powiększać i szczypać.

- Kurde!

Nastrój Dippera po raz kolejny uległ zmianie. Tym razem wydawał się naprawdę zmartwiony.

Podbiegł do szafki z lekami i wyciągnął z niej apteczkę. Owijając moją dłoń bandażami, przy okazji mnie karcił.

- Głupi, niedobry Bill. Nie rób sobie krzywdy. Muszę cię oswoić. To się zbliża. Placki. Trzeba na tą okazję przygotować dużo placków. Lubisz placki?

- Nigdy nie próbowałem... - bąknąłem, zastanawiając się mimochodem, czy to ja zgłupiałem, czy on.

- Nigdy?! - podniósł głos. - To musisz koniecznie spróbować! Zrobię ci tyle placków, ile będziesz chciał! Dobrze?!

- No okej... - odpowiedziałem i nagle poczułem przeszywający ból głowy. - Co do... demon umysłu i migrena?!

- Tak! Zaczęło się! A potem będzie jeszcze lepiej. - brunet posłał mi szeroki uśmiech.

Westchnąłem ciężko. A zabawa dopiero się rozkręcała...

Prove It /billdip/Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora