XVIII

1.4K 189 51
                                    

Cały czas stałem przed naukowcami i obejmowałem swoje ramiona rękami, lekko drżąc. Will posłał mi pełne podziwu spojrzenie. Poczułem, że atmosfera w pomieszczeniu zaczyna się rozluźniać. 

- Panowie, zaszła ewidentna pomyłka. Przecież on niczego nie rozumie - powiedział miękko chłopak. - Wypuśćcie go, bo biedak jeszcze na zawał zejdzie albo się zsika ze stresu. 

W normalnych okolicznościach William już dawno dostałby po mordzie za takie słowa, ale teraz musiałem grać. Upadłem więc na kolana i ukryłem twarz w dłoniach, imitując napad paniki. Zacząłem oddychać szybko i urywanie, mając nadzieję że ta szopka szybko się skończy. Wtedy rozległ się ogłuszający huk, a stojący trochę z tyłu mężczyzna osunął się na ziemię. Zauważyłem krew. Wszyscy zastygli, a później rozległ się kolejny wystrzał. I kolejny. I kolejny.

Spanikowani naukowcy zaczęli uciekać, ale wkrótce i oni padli trupem. A naprzeciwko mnie ukucnął Dipper i odsunął kosmyk włosów, który opadł mi na oko.

- Martwiłem się. Wszystko już dobrze?

Słowa uwięzły mi w gardle. Za to Will stał się wyjątkowo rozmowny.

- Czy ciebie do reszty popierniczyło?! Teraz mamy na głowie cały oddział badawczy z prezydentem! Nie mogłeś po prostu pozwolić Billowi działać?! Zabiłeś ich!

- To jaką oni tu mają ochronę? - zacząłem się zastanawiać. Will spojrzał na mnie z niedowierzaniem na jasnej twarzy. Dipper lekko się uśmiechnął.

- Nie ma ochrony, bo nikt się nie buntuje. Wszyscy są normalni - oprócz waszej dwójki. - Spojrzał na nas jawną niechęcią. - Typowy Billdip.

- Co to? - spytał Dipper. Will uśmiechnął się niewyraźnie.

- Wy. Ale teraz nie mamy czasu o tym rozmawiać. Lepiej mi powiedzcie, co teraz będzie?

Spojrzałem na martwe ciała naukowców. Złapałem kontakt wzrokowy z brunetem. Od razu zrozumieliśmy, o co nam chodzi.

- Will, wyjdź na chwilę. I zamknij drzwi.

Niebieski spojrzał na nas, jakby chciał coś jeszcze powiedzieć. Zrezygnował jednak i posłusznie wykonał polecenie. Wstałem i poukładaliśmy naukowców w jeden stos, a dłoń Dippera zajęła się płomieniami. Spojrzał na mnie, czekając na znak. Wyłączyłem alarm przeciwpożarowy. Dobrze, że nie było tu okien.

- Możesz zaczynać.

***

- Zjadłbym kebaba - Bill przeciągnął się, otwierając drzwi. Dokończyłem rzucanie zaklęć maskujących zapach i dołączyłem do niego. Will się ulotnił, ale to nawet lepiej. I tak pewnie będę z nim jeszcze rozmawiał, a na razie nie miałem ochoty wracać do domu. Pewnie Mabel od razu wyskoczyłaby z pretensjami. Miałem nadzieję, że nikt się nie dowie o tym incydencie. Bez problemów wyszliśmy z budynku. Jednak naiwność ludzka nie zna granic. Nie przejmowałem się tymi kilkoma ludzkimi szczątkami - wujek ma całe hordy badaczy. Tych kilku w plecy nie zrobi mu za wielkiej różnicy. 

- Wszystko dobrze? - powtórzyłem pytanie, które zadałem na początku. - Przepraszam cię za moją rodzinę. Jest trochę nienormalna.

Jasnowłosy spojrzał na mnie z uśmieszkiem.

- Brzmisz teraz jak dziewczyna tłumacząca się przed swoim chłopakiem. One tak często mówią, gdy rodzina robi im obciach.

- Wcale nie - fuknąłem, krzyżując ręce na piersi. - Poza tym znowu nie odpowiedziałeś.

- Ta, wszystko dobrze. Dzięki, Sosenko - poczochrał mnie po włosach. - Ale teraz naprawdę zjadłbym jakiegoś kebsa. Albo hamburgera. Cokolwiek.

- No tak... - olśniło mnie. - Przecież przed podaniem zastrzyku trzeba być na czczo przynajmniej dzień! Poza tym uśpili cię, a po takim czymś zawsze jest się głodnym... - zerknąłem na niego z troską. - Och, mój ty biedny...

- Już się nie rozczulaj nade mną, tylko daj mi jeść - mruknął i wywrócił oczami. A potem zbladł i  zemdlał. Przerażony, klęknąłem i zacząłem poklepywać go po twarzy. Moce w moim ciele zaczęły wariować. Chciały się wydostać i z ledwością je utrzymywałem. Pokręciłem szybko kilkukrotnie głową, żeby odgonić łzy napływające mi do oczu. I wtedy Bill otworzył oczy.

- Ha! Mam cię! - zaśmiał się jak wariat. - Uwierzyłeś!

- Oczywiście, kretynie! - parsknąłem gniewnie. - Przecież cię kocham!

- O, jak słodko... - mruknął. Odepchnąłem go i wstałem, po czym ruszyłem gniewnie przed siebie. Byłem wkurzony.

Co za...!  Myślałem, że naprawdę coś mu się stało! 

Po kilku minutach szybkiego marszu zaczął ciężej oddychać. Zignorowałem to.

Po kwadransie autentycznie stracił przytomność.

Odwróciłem się zaraz po tym, kiedy usłyszałem jak się przewraca. Był chorobliwie zielono - blady, a na jego twarzy pojawiły się wypieki. A ja przypomniałem sobie, że przecież ci naukowcy coś mu podali. Jakąś miksturę nieznanego pochodzenia, nie testowaną na nikim innym.

Nie testowaną na nikim innym. Czyli mogła mieć w sobie wszystko, a działanie mogło być różne.

Bardzo, bardzo różne...

 

Prove It /billdip/Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin