XXI

1.2K 164 19
                                    

Wyszedłem z nowoczesnego budynku szkoły wciąż mając w pamięci "poważną rozmowę" z okropną chemiczką. Zauważyłem siedzących na ławce niedaleko Willa i Dippera, którzy szeptali o czymś między sobą. Jednak gdy brunet tylko mnie zauważył, odsunął się od Willa na bezpieczną odległość i uśmiechnął się krzywo. Udałem, że tego nie zauważyłem.

- Hej! Jak było? - podbiegł do mnie, gdy zamiast w ich kierunku poszedłem drogą przez las. O ile te kilka drzew można było nazwać lasem. - Mocno ci nagadała? Co?

- Nie... - machnąłem obojętnie ręką, poprawiając plecak na ramionach. - Było znośnie.

- To dobrze. Wiesz, ona jest straszna. Naprawdę. Pogłoski mówią, że... - zniżył głos do szeptu.

- Nie interesują mnie jakieś bujdy.

Uciąłem krótko temat. Kurna, ci ludzie naprawdę są nienormalni. Gadają i gadają praktycznie o niczym wartościowym, są w stanie uwierzyć we wszystko... Zamiast oszczędzać głos i umysł na ważniejsze sprawy, na przykład na wychwalanie mnie, gdy już w końcu pomogę im się uwolnić. Ich ciasny sposób myślenia zawsze mnie irytował.

- Wszystko słyszę - Dipper zerknął na mnie kątem oka. - Masz naprawdę wysokie mniemanie o sobie, co? Prometeusz z ciebie.

- Ja przynajmniej nie zostanę powieszony na skale.

- Skąd wiesz?

- Wiem mnóstwo rzeczy, Sosno.

- To w końcu "mnóstwo" czy "wszystko"? - chłopak spojrzał na mnie, nagle zaciekawiony. Jego brązowe oczy błysnęły uroczo. Zaczerwieniłem się lekko, gdy tylko pomyślałem o tym "uroczo".

- A jak zawsze mówię?

- I know lots of thing - zacytował mnie. 

- No właśnie. Gdybym wiedział wszystko, powiedziałbym everything.

- To ma sens. - Pokiwał głową. - Bo gdybyś wiedział wszystko zapobiegłbyś temu, że demony zostaną zniewolone przez szczepionkę. Nie dałbyś się też nabrać na podstęp moich stryjków.

- Dokładnie - wywróciłem oczami. - Wiem naprawdę wiele rzeczy, ale wszystkiego niestety nie...

Dipper spojrzał na kołyszące się nad naszymi głowami przeróżne gatunki drzew. Większość nie miała już liści, nasze powroty do domu stawały się też coraz szybsze... I mieliśmy coraz mniej czasu. Musieliśmy w końcu zacząć działać, zastanowić się nad planem.

Nad tym, czego chcemy. 

- Może to i lepiej... - głos Dippera wyrwał mnie z zamyślenia. Po sekundzie czułem już, jak wplata swoje dłonie w moje włosy. Poczułem jego usta na moich. I wiedziałem, że z tego po prostu nie mogę zrezygnować. 

***


Bawiłem się włosami blondyna, a on siedział przy biurku i wpisywał różne frazy do wyszukiwarki. Związałem jego włosy i zrobiłem mu mały koczek.

- Dipper, przestań... - mruknął, nie odrywając wzroku od monitora.

- Myślałeś nad pójściem do fryzjera? - chwyciłem za szczotkę. Zacząłem zbierać jego włosy po bokach i czesać go, ale on nie zwracał na to uwagi. - Kiedy ty ostatnio się obcinałeś? Chcesz poprowadzić demony jak ta babka z obrazu "Wolność wiodąca lud na barykady"? Z rozwianym włosem i odsłoniętymi cyckami?

- Ja nie mam cycków - prychnął. 

- Jakbyś chciał to byś miał.

- Czy to wyzwanie? - uniósł głowę, uśmiechając się wrednie. Trzasnąłem go szczotką w czoło.  Syknął, a ja znów poczułem znajome ciepło na policzkach.

- P... Przepraszam. Boli cię? - spojrzałem na niego z nagłym przestrachem.

Co ja zrobiłem?

Jak mogłem?

Będzie zły?

Znienawidzi mnie?

Tak, znienawidzi mnie na pewno.

- Ej, nic się nie stało. Uspokój się, Sosenko - obrócił się na fotelu i chwycił moje dłonie swoimi. Zaczął je gładzić delikatnie, a ja przełknąłem ślinę. Znów to się stało. Nienawidzę nieśmiertelności. Te zmiany nastroju, te durne emocje...

Wolałbym umrzeć... Wolałbym umrzeć niż...

- Umrzesz. - Bill spojrzał na mnie poważnie. - Kiedyś skończę twoją udrękę, Dipper. Umrzesz i wszyscy ci, którzy powinni umrzeć też. Tylko musisz mi w tym pomóc.

- Obiecujesz? - spojrzałem w jego złote oczy, a on skinął głową poważnie.

- Tak. Obiecuję.

- Więc pomogę ci. Będę cię chronił, wspierał, kochał. Nie mam nikogo poza tobą.

Dostałem słowotoku i zrobiłem najdziwniejszą rzecz, jaką mogłem. Ukłoniłem się.

Usłyszałem odgłos przewracającego się krzesła. Cofnąłem się trochę, aby nie oberwać. Spojrzałem na blondyna. Był... zdenerwowany.

- Nigdy więcej tego nie rób, rozumiesz?

- Dlaczego...? - spytałem nienaturalnie wysokim głosem. - Mam prawo oddawać cześć każdemu, komu chcę... Latającemu Potworowi Spagetthi, krowie, bizonowi, bogom... Tobie też.

- Jesteś taki sam jak oni... - skrzywił się. - Robisz to ze strachu. Z obawy o swoje życie!

- Nie! Robię to, ponieważ cię popieram! Kocham! I to udowodnię!

Ubrałem na szybko jakiś sweter i wybiegłem z Chaty.

- Gdzie ty idziesz?! - usłyszałem wrzask Billa tuż za swoimi plecami.

Nie odpowiedziałem.


***

Nie pytajcie mnie, co tu się odpierniczyło...

Bo ja też nie wiem.

Autorka szaleje.

Yay! xD


Do następnego rozdziału. Pa.


Prove It /billdip/Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum