29

2.4K 172 36
                                    

*Marinette* 24 Grudnia  12:00

Znacie ten moment, kiedy samotność doskwiera aż na zbyt. Ja znam i to zbyt dobrze, teraz właśnie się tak czuję. Przytłoczona, samotna, tak jak by czegoś brakowało co by mogło wypełnić moje serce na nowo. Siedziałam zwinięta w kulkę na parapecie i obserwowałam spadające płatki śniegu. Kolorowy blask lampek w którym się nich odbijał nadawały magicznego klimatu. Miłość którą towarzyszyła każdej parze, uśmiechy podczas zabawy w śniegu. Zapachy ciast i ciasteczek, grzanego wina tak to są właśnie święta. Tak święta i to kolejne bez nich, ból mimo wszystko rozdzierał moje serce. Zamknęłam oczy i odłożyłam naszą ostatnią wspólną fotografię. 

- Wesołych Świąt wam życzę, mam nadzieję że jednak gdzieś tam jesteście. 

Wypuściłam ciężkie powietrze z moich płuc i otarłam oczy. Muszę być silna, muszę dać radę. Jestem w końcu królową, mam przed sobą rządy wielkim państwem.
 Nie mogę się poddawać chwilą załamania, nie powinnam rozpamiętywać. 
Gorąca kąpiel pewnie dobrze mi zrobi i jak pomodlę się do Bastet o jej błogosławieństwo. 
Powinnam też chyba porozmawiać z Kalipso, tak ona też powinnam mi doradzić. 
Niestety jednak moje plany przerwał głos Laury, prosząc bym zeszła na dół. 
Niechętnie wstałam z parapetu, zeszłam po schodach i udałam się do salonu, w którym stał już Adrien  opierając się nonszalancko o ścianę. Wzrok miał wlepiony w ogień w kominku, widziałam jak ma jeszcze trochę czerwony policzek.
Chyba jednak za lekko mu w niego strzeliłam, powinien oberwać mocniej. 
Serio czasem żałuje, że nie mam tu aligatora albo dwóch. 

- Wesołych Świąt.- Mruknęłam spuszczając głowę i podeszłam do fortepianu i usiadłam przy nim. Dobrze, że był otwarty mogłam w razie w sobie coś po stukać cicho. 

-Wesołych Świąt Skarbie.- Jego obojętność sprawiła że na moje szyi pojawiła się gęsia skórka. 

-Wesołych Świąt Kochanie ślicznie wyglądasz.- Jej głos był miły i słodki, zerkając czułym wzrokiem na Gabriela. Który opowiedział tym samym spojrzeniem , po czym posłał mi delikatny uśmiech.

-Wesołych Świąt Marinette.- Ja tylko się delikatnie uśmiechnęłam, mam wrażenie że chyba coś się stanie. 

- Musimy razem z Gabrielem, wyjechać do Mediolanu niedługo są światowe dni mody a nie wszystko skończone. Bardzo byśmy chcieli być, tu z wami w te święta jednak to nie nasz wybór. Wylatujemy za godzinę i, właściwie to za jakieś pięć minut wyjeżdżamy.
Przepraszam że dopiero teraz się o tym dowiadujecie, jednak sami dowiedzieliśmy się o ty dziś rano.
Próbowałam to od wołać, jednak wszystko na nic.
Przepraszam Adrien, Marinette chciałam by te święta były dla was wyjątkowe.

Nie powiem że nie było mi smutno. Co jak co ale chciałam by tu byli, miała bym przynajmniej fałszywą namiastkę rodzinnych świąt. Zerknęłam na Adriena miał niewzruszona minę jak by wiedział co powiedzą. Mimo tego, że biła od niego obojętność na sekundach, w jego oczach migną mi ogromny ból.

-Bezpiecznej podróży wam życzę.- Powiedziałam uprzejmie, zerkając na nich. Adrien spojrzał w końcu na rodziców, jednak był to wzrok, który samą mnie przyprawił o poczucie winny.

-Dobrze, że przynajmniej udajecie że jest wam przykro - Nie patrząc na wołanie swojej mamy ruszył do wyjścia Lata praktyki czynią cuda.

Czułam że ostanie powiedział specjalnie, niby cicho ale jednak wszyscy wyraźnie to usłyszeli. Mimo wszystko zatkało mnie, nie wiedziałam co powiedzieć.
Ja rozumiem złość i hormony idioty ale bez przesady.
Przełknęłam ślinę, posyłając im ostrożne spojrzenie wstałam i ruszyłam do wyjścia.
Usłyszałam ciche kroki za sobą po czym delikatna dłoń pani Laury zatrzymała mnie. Odwróciłam się do niej, jej smutny wzrok mówił wszystko.
Niech ten imbecyl tonie w najgorszych otchłaniach Nilu. 

*Miaraculum* Życie to prawdziwa szkoła uczućOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz