Rozdział II

712 85 17
                                    

Minął tydzień od pierwszego spotkania Castiela z Deanem Winchesterem. Kolejny dzień, rozpoczynający się od spaceru w parku. Pogoda znów była piękna, więc Cas starał się nacieszyć każdą spędzoną tu chwilą. Przez cały tydzień myślał o Deanie. O jego pięknych oczach, jego ślicznej jak obrazek twarzy, dziwnym zdarzeniu, w którym Winchester rozpoznał Castiela. Nastolatek chciał nawet odwiedzić go w szpitalu, lecz nie miał tyle odwagi by się tam zjawić. Był prawie pewny, że nie ma jakichkolwiek szans u chłopaka. Wyszedł w pośpiechu z parku i szybkim krokiem udał się w stronę szkoły. Zapowiadał się kolejny nudny dzień.

Na przerwie przed ostatnią lekcją, Cas jak zawsze stał sam na korytarzu. Charlie była zajęta nauką do testu po drugiej stronie szkoły, a chłopak nie miał żadnych znajomych oprócz niej. Z wpatrywania się w ścianę, wyrwał go mocny, niski głos.

- Cześć Cassie, jak tam u ciebie? Masz coś dla nas?

Castiel spojrzał w górę i popatrzył się na trzech mocno umięśnionych nastolatków. Jak co drugi dzień, za każdym razem przychodzili do niego i zabierali mu pieniądze. Cas nie umiał się sprzeciwić, bo wiedział, że i tak jest na przegranej pozycji.

- Chłopaki, nie mam dzisiaj, naprawdę- na dowód wyjął portfel z kieszeni, otworzył i potrząsnął nim.- U moich rodziców coraz gorzej z pieniędzmi, skołuję wam coś na jutro.

- Jutro nie będziemy chcieli twojej kasy. - odparł stanowczo chłopak, zbliżając się do Castiela.

- Przepraszam, dzisiaj jestem spłukany- odpowiedział cicho, wbijając wzrok w podłogę. - Przyniosę na jutro obie... - Nie dokończył, bo poczuł mocne uderzenie prosto w twarz. Upadł na podłogę, jęcząc z bólu. Poczuł metaliczny posmak krwi w ustach.

- Albo dzisiaj albo... - to mówiąc, chwycił go za koszulkę i lekko uniósł do góry, machając zaciśniętą pięścią przed jego twarzą.

- Powiedział przecież, że nie ma- doszedł do niego czyjś głos. Bardzo seksowny głos. Olbrzym puścił jego koszulę tak, że Castiel upadł na posadzkę. Spojrzał w tamtą stronę, by ujrzeć Deana Winchestera we własnej osobie. Przyjemne dreszcze przeszły jego ciało na sam dźwięk tego cholernego imienia w jego głowie. A jednak, stał tam, wsparty o kule i całą poobijaną twarzą. Uśmiechał się do niego. Castiel rozkoszował się każdą chwilą tego widoku.

- Nie wtrącaj się, złamasie, bo sam zaraz oberwiesz- warknął na niego wielkolud.

- Nawet ze złamaną nogą i dziurą w brzuchu jestem w stanie zrobić ci krzywdę, malutki- Dean uśmiechnął się do niego zadziornie. Ten, widocznie poczerwieniał ze złości i w nagłym przypływie agresji, ruszył na zielonookiego. Ten zrobił unik przed jego pięścią i pchnął go do tyłu. Siła rąk blondyna skierowała olbrzyma na stojące trochę dalej metalowe szafki. "Siłacz" wylądował na nich z impetem, przewracając każdą szafkę po kolei. Jego towarzysze w mgnieniu oka ruszyli na Winchestera. Dean odrzucił kule na bok i zacisnął pięści, nadal się uśmiechając. Jednemu z kompanów dryblasa sprzedał mocnego prawego sierpowego, a drugi otrzymał silnego kopniaka w krocze. Dean, tracąc równowagę przy mocnym kopnięciu, upadł głucho, uderzając łopatkami o posadzkę. Jęknął z bólu, przyciskając rękę do zszytego wcześniej boku. Castiel, widząc chłopaka, podbiegł do niego szybko, kucając obok.

- Wszystko w porządku?- spytał, z troską w głosie.

- Trochę kręci mi się w głowie, a bok boli mnie jak święta cholera, ale poza tym to miodzio- uśmiechnął się, dysząc ciężko. Cas złapał go pod ramiona i ostrożnie pociągnął do góry, pomagając tym samym wstać blondynowi. Puścił go na chwilę, by podbiec po kule. Podał mu je i poklepał go po ramieniu.

- Dziękuję za to, co dla mnie zrobiłeś- uśmiechnął się do Winchestera.

- Drobnostka. Za to ty powinieneś iść do pielęgniarki, żeby zrobiła coś z twoim policzkiem, bo nie wygląda to za ciekawie- zielonooki odwzajemnił uśmiech.

- A tobie powinna sprawdzić szwy, bo mogły nie przetrwać tego starcia- odparł Cas, spoglądając na Deana. Ten pokiwał przecząco głową i usiadł szybko na ławce.

- Dam sobie radę- odparł bez zastanowienia. Castiel widział, że chłopak ledwo powstrzymuje się od krzyknięcia z bólu.

- Ja nie przyjmuję odmowy- spojrzał na niego wymownie. Ten tylko westchnął i powoli wstał. Cas, bez chwili zastanowienia, odebrał mu jedną kulę i przerzucił sobie jego rękę przez ramię. Blondyn nie protestował. Wiedział, że nie ma to większego sensu. Do tego bardzo lubił towarzystwo niebieskookiego. Nawet jeśli ten nie pamiętał, co razem przeszli.

Gdy pielęgniarka podała Castielowi lód, by ten mógł przyłożyć go sobie do policzka, pomogła Deanowi położyć się na łóżku, by mogła obejrzeć zaszytą ranę. Blondyn zciągnął z siebie flanelową koszulę i granatowy T-shirt. Cas ukradkiem wpatrywał się w umięśniony tors chłopaka. Po chwili, oprócz rany na boku, zauważył liczne siniaki i blizny na jego klatce piersiowej. Były świeże i nie wyglądały na efekt wypadku samochodowego. Gdy kobieta uznała, że szwy nie są naruszone kazała ubrać się Winchesterowi. Potem poinstruowała Casa, żeby odprowadził go do domu. Nie protestował, bardzo spodobał mu się ten pomysł. Do tego musiał dowiedzieć się, skąd wszystkie siniaki na ciele Deana.

Razem wyszli z budynku. Skierowali się na parking do samochodu Casa. Chłopak podszedł szybciej, by otworzyć zielonookiemu drzwi i pomóc mu wejść do środka. Sam udał się na miejsce kierowcy. Odpalił stacyjkę i sprawnie wyjechał z terenu szkoły. Chwilę jechali w ciszy. Castiel w końcu podjął się tematu, zaczynając bezpośrednio.

- Skąd masz tyle siniaków na ciele?

Deana widocznie zaskoczyły słowa bruneta, bo spojrzał na niego pytająco.

- Widziałem na twojej klatce piersiowej blizny i stłuczenia, skąd je masz?

- W wypadku musiałem się poobijać- odparł wymijająco, spoglądając przez szybę.

- Dean proszę, nie kłam. Przecież widzę, że nie jesteś ze mną szczery- powiedział łagodnie Castiel, akcentując mocniej jego imię. Zdezorientowany blondyn spojrzał na niego i jeszcze przez jakiś czas milczał.

- A co mam ci powiedzieć?- Odezwał się w końcu- że mój ojciec mnie bije? Że strzepał mnie pasem, bo rozpierdoliłem mu auto? Proszę bardzo, zadowolony? - Dean, widocznie zdenerwowany, poruszył się niespokojnie w siedzeniu. Castiel, oszołomiony natłokiem przerażających informacji, nie potrafił się odezwać. wpatrywał się w drogę milcząc.

- Przepraszam, nie wiedziałem- były to jedyne słowa, które udało mu się wydusić.

- Wiedziałeś, tylko nie pamiętasz- powiedział niemal niedosłyszalnie Dean.

Gdy dojechali na miejsce, Cas wysiadł z samochodu, by otworzyć Winchesterowi drzwi i pomóc mu wydostać się na zewnątrz. Doprowadził go pod same wejście domu i uśmiechnął na odchodne. Usłyszał jeszcze ciche "dziękuję, Cas", po czym udał się z powrotem do samochodu. Zasiadł za kierownicą i już miał odpalać auto, gdy jego uwagę przykuł zwitek papieru leżący na siedzeniu pasażera. Sięgnął po niego i rozwinął, czytając zawartość. Na papierku zapisany był numer oraz "Zadzwoń" i podpis Winchestera. Cas uśmiechnął się mimowolnie i ruszył z podjazdu.

- Zadzwonię, możesz być tego pewien.

*Hej! To moje pierwsze fan fiction o Destielu. Mam nadzieję że się spodobało. I z góry przepraszam, że zostawiam z tyloma niewyjaśnionymi wątkami, ale spokojnie, wszystko się wyjaśni w swoim czasie *

















Goodbye Stranger ✰ DestielWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu