Rozdział 34

7.2K 552 213
                                    

Jeśli oglądasz Teen Wolf, to proszę, przeczytaj notkę na dole i mi pomóż ;*

Na koniec następnego rozdziału będzie więcej akcji :)

Rozdział:

Chwilę później Laya przyniosła pyszne lody czekoladowe.

-Wyjdziemy na taras?-zapytałam z nadzieją w głosie.

Ostatnimi czasy zachowywałam się jak dziecko, ale najwyraźniej rodzeństwo rozumiało moje uczucia. Chciałam korzystać z wolności. Z możliwości jedzenia tyle, ile mi się zachce. Z możliwości robienia tego, co chcę.

-Oczywiście.-stwierdziła Laya.-Chciałabym zobaczyć jak latasz.

Ach, no tak. Ona jeszcze nie widziała jak latam.

-Jasne.-powiedziałam zadowolona.

Szybko wsunęłam lody, odłożyłam talerz na stół i wybiegłam na taras. Nareszcie mogłam się wzbić z rozbiegu. Rozpędziłam się i kilka metrów przed drzewami wyskoczyłam w powietrze. O, tak. Tak było o wiele łatwiej wzlecieć. Szczęśliwa machałam skrzydłami i wzbijałam się coraz wyżej. Zatoczyłam kilka kółek. Kochałam to. Latanie było najlepszą rzeczą, jaka mnie spotkała. Byłam wolna. W powietrzu byłam sobą. Zaśmiałam się w głos. Krzyknęłam ze szczęścia.

Dom Wild'ów znajdował się w środku lasu. Dookoła były same drzewa. Przed domem była szeroka ścieżka, którą wyjeżdżała Laya na zakupy. I którą tutaj się dostałam. Od strony tarasu były drzewa, a w oddali ogromne, majestatyczne góry.

Spojrzałam na rodzeństwo na dole. Wyostrzyłam wzrok. Oczy Layi były pełne podziwu. Chris miał skrzyżowane ręce na piersi. Uśmiechał się.

Złożyłam skrzydła i runęłam wdół. Kilka metrów nad ziemią je rozłożyłam. Chwilę później miękko wylądowałam.

-No, no.-powiedziała Laya.-Niezła popisówka.

Zaśmiałam się.

-Wyglądasz jak anioł.-oznajmił Chris.

-Dobre porównanie.-przyznała Laya.

Na mojej twarzy wciąż widniał szeroki uśmiech. Ruszyłam do wcześniej rozłożonego przez Chrisa krzesła. Rodzeństwo zrobiło to samo. Gdy chłopak przechodził obok mnie to zwolnił i objął mnie ramieniem. Zadrżałam.

Chwilę później siedzieliśmy w ciszy wpatrując się w niebo. Chris musiał przynieść sobie krzesło, bo Laya go podsiadła. Zbliżał się zachód słońca.

-Jak myślicie, nie będziemy mieli kłopotów?-zapytałam.

-Co?-zapytała Laya.

-No... Chodzi mi o to, że macie mnie. Ta gówniana organizacja na pewno o mnie wie. Boję się, że właśnie teraz mogą nas szukać. Żeby mnie dorwać. Ja zsyłam na was niebezpieczeństwo.-wyjaśniłam.

-Mia, nawet tak nie mów. Istnieje taka możliwość, że cię teraz szukają, ale nas nie znajdą. Nie ma szans. Jesteśmy na zadupiu.-powiedział stanowczo Chris.

-Ale..-zaczęłam.

-Nie.-przerwał mi.-Nie znajdą cię. Nie pozwolimy na to. Nic się nie stanie.

Niepewnie pokiwałam głową. Chris się najwyraźniej denerwuje, przez samo myślenie o tym. Postanowiłam więcej się nie odzywać na ten temat.

-Ej, w ogóle skąd wy macie pieniądze na to wszystko?-zapytałam.

To trochę dziwne, że od niedawna mieszkają sami, a mają pieniądze na dom, paliwo do samochodu i całą resztę. Że nikt z opieki społecznej czy czegoś tam nie przyjeżdża.

MutacjaOnde histórias criam vida. Descubra agora