Rozdział 31

6.8K 620 267
                                    


Zadawaliśmy sobie mnóstwo pytań. Dużo się o sobie dowiedzieliśmy. Tematy nam się nie kończyły. Dzięki temu czułam się pewniej w jego towarzystwie. Bynajmniej się przed sobą bardziej otworzyliśmy.

-Dobra, idziemy na dół? Zgłodniałem.-powiedział.

-Jadłeś jakieś dwie godziny temu.-powiedziałam i się zaśmiałam.

-Dwie godziny?! To już się nie dziwię, że jestem głodny.

Chłopak wziął mnie na plecy. Minutę później siedziałam w kuchni i patrzyłam, jak robi kanapki. Szynka, ser, ketchup...

-Ile zjesz?-zapytał, nie patrząc na mnie.

-Nie jestem głodna.

-Zjesz trzy.-powiedział.

-No już to widzę.-odparłam.

Chłopak spojrzał na mnie ze zgrozą w oczach.

-Nie zjesz?-powiedział poważnym głosem.

Pokręciłam głową. Chris sekundę później stał przy mnie. Dzieliły nas centymetry. Zbliżył usta do mojego ucha.

-Czy aby na pewno?

I zaczął mnie gilgotać. Wybuchnęłam śmiechem i spróbowałam odsunąć od siebie jego dłonie. Jednak chłopak nie ustępował.

-Przestań! Boże, zjem te kanapki tylko przestań!-wykrzyczałam.

Chris przestał mnie łaskotać, jednak się nie odsunął. Wciąż stał blisko mnie. Spojrzałam mu w oczy. Patrzył w moje.

Minęło kilka długich chwil zanim Chris odchrząknął i podał mi talerz z trzema kanapkami. Sięgnął po jedną ze swoich i zaczęliśmy jeść w milczeniu.

Okazało się, że jednak byłam głodna. Zjadłam wszystkie trzy. Chris skończył jeść kilka chwil później.

-Co chcesz teraz robić?-zapytał.

-A co mam do wyboru?

-Zaproponuj coś. Jestem do twoich usług.-po ostatnim zdaniu wykonał teatralny ukłon.

-Możemy wyjść na zewnątrz?-zapytałam.

Miałam straszną ochotę polatać, albo chociaż pooddychać świeżym powietrzem. Popatrzeć na drzewa, góry i całą resztę.

-Twoja prośba jest dla mnie rozkazem.-powiedział i wziął mnie na plecy.

Wcześniej nie zauważyłam, że za firankami w salonie jest wyjście na taras, którego Chris mi wcześniej nie pokazał. Słońce świeciło, ale co jakiś czas przysłaniały je chmury. Wiał lekki, ledwie wyczuwalny wiatr.

-Oprzyj się, pójdę po krzesła, okay?-zapytał.

Skinęłam głową, oparłam się o szklane drzwi, a Chris chwilę później zniknął w domu.

A się zaskoczy. Odepchnęłam się od drzwi i spróbowałam odejść kilka kroków w przód. Jakimś cudem mi się to udało, lecz noga mnie zabolała. Zaczęłam machać skrzydłami i tym samym się unosić. Z każdą chwilą byłam coraz wyżej. Ach, gdybym mogła się wzbić z rozbiegu... Start nie byłby taki ciężki.

Kilka chwil później już latałam. Zatoczyłam koło kilka metrów nad ziemią. Boże, latanie to najlepsze uczucie, jakie może być. Uniosłam się jeszcze wyżej, gdy zobaczyłam Chrisa wychodzącego z domu. W jednej dłoni trzymał dwa składane krzesła, a w drugiej miał lemoniadę. Uśmiechnęłam się pod nosem. Gdy zobaczył, że mnie nie ma. Szybko postawił na niewielkim stoliku lemoniadę, a dwa krzesła rzucił na ziemię. Zaczął się gorączkowo rozglądać. Boże, jestem zbyt wredna.

-Hej!-krzyknęłam.

Chłopak natychmiast spojrzał w górę, prosto na mnie. Zobaczyłam ulgę na jego twarzy. Po chwili się uśmiechnął i zawrócił do krzeseł, które rzucił na ziemię. Rozłożył je, a następnie znów spojrzał na mnie. Gestem ręki pokazał, żebym zleciała.

Chciałam sprawdzić nową sztuczkę. Przestałam machać skrzydłami i w przeciągu sekundy zaczęłam spadać. Bardzo szybko. Słyszałam jedynie szum wiatru w uszach. Widziałam zbliżającą się ziemię. Czułam się jak superman. Śmieszne.

Dosłownie metr nad ziemią rozłożyłam skrzydła. Po chwili miękko wylądowałam na ziemi.

Chris sekundę później podbiegł do mnie. Szybko wziął mnie na ręce. Jedną dłoń wsunął pod moje kolana, a drugą pod plecy.

-Serio musimy cię utuczyć. Jesteś lekka jak piórko.-powiedział jak mnie posadził na jednym z krzeseł.

-Jak piórko? Wiesz, piórek, to ja mam kilka tysięcy, więc nie przyznam ci racji.-odpowiedziałam.

Chłopak zaśmiał się ironicznie. Przysunął do nas mały stolik z lemoniadą. Sięgnęłam po szklankę. Wzięłam kilka dużych łyków. Lemoniada to napój bogów.

-Nie rób tak więcej.-powiedział.

Od razu wiedziałam o co mu chodziło.

-Proszę. Narobiłaś mi stracha... Nie rób tak.-mówił.

Zrobiło mi się na prawdę głupio. Spuściłam wzrok.

-Przepraszam.-powiedziałam szczerze.

Chłopak złapał moją rękę, którą przed chwilą położyłam na stole, gdy odstawiałam szklankę.

-Wybaczam.-powiedział i spojrzał mi w oczy.

Nastąpiła niezręczna chwila milczenia.

-Niedługo wróci Laya.-wymruczał.

Skinęłam głową. Nie wiedziałam co powiedzieć. Chris wciąż trzymał moją dłoń.

-Ona zawsze tak długo robi zakupy?

-Tak.-powiedział bez chwili wahania.

Zachichotałam.

-Ciekawe, czy mi też coś kupiła...-rozmarzył się.-Przydałyby mi się nowe skarpety czy coś.

Na to już wybuchnęłam śmiechem.

-Kocham twój śmiech.-powiedział.

Dopiero po chwili się zorientował, że to powiedział na głos. Jego policzki oblały się czerwienią, a oczy się wytrzeszczyły.

Odchrząknęłam. Nie chcąc wprawiać go w jeszcze większe zakłopotanie zmieniłam temat.

-Mi się wydaje, czy słońce zachodzi za tymi górami?

-Tak. To jest najlepszy widok na świecie. Pomarańczowe słońce chowające się za ogromnymi górami, przed którymi jest las. Nie da się tego opisać.-powiedział.

-Możemy dzisiaj obejrzeć zachód?-zapytałam z nadzieją w głosie.

Chris skinął głową. Wyjął telefon z kieszeni.

-Jest dopiero piętnasta. Jeszcze sporo czasu.

Skinęłam głową. Nagle jakby mi się uprzytomniło, że wciąż mam na sobie piżamę. Chciało mi się śmiać po tym, jak spojrzałam na Chrisa ubranego w zwykłe, dzienne ciuchy. Biała koszulka, dżinsy i trampki. Ja-błękitna koszulka i spodenki od piżamy. Nawet nie miałam na sobie butów.

Spojrzałam na nasze splecione dłonie. Moje były takie małe w porównaniu do jego. Trochę śmiesznie to wyglądało. Mimo wszystko... czułam się dobrze. Przy nim. Pierwszy raz w życiu poczułam motylki w brzuchu. Podniosłam wzrok na Chrisa. Patrzył się na nasze ręce. Zaczął zataczać leniwe kółka kciukiem na mojej dłoni.

Chwilę później spojrzał na mnie.

-Jesteś... niesamowita.-powiedział cicho.

Moje policzki znów oblały się czerwienią.

Chris nachylił się do mnie nad stołem. Nasze twarze dzieliły centymetry. Moje serce wywinęło koziołka. Braliśmy głębokie oddechy. Niepewni tego, do czego za chwilę dojdzie, zastygliśmy tak na kilkanaście sekund.

Chris najwyraźniej zebrał się na odwagę. Przysunął się bliżej, tym razem bez wahania. Moje serce biło jak szalone. Dzieliły nas milimetry.

-Chris? Co ty robisz?-rozległ się głos Layi.

MutacjaWhere stories live. Discover now