Rozdział 4

10.7K 842 101
                                    

Na początek chciałabym podziękować wszystkim osobom, które czytają moje opowiadanie ^^ Mam nadzieję, że z czasem was przybędzie. :)

Przez resztę dnia (albo nocy, nie wiem) płakałam i chodziłam bezsensownie po pokoju, rozmyślając o tym, co doktorek znowu wymyślił. Wszystkie jego wcześniejsze „eksperymenty", a były ich dwa, kończyły się dla mnie tragicznie.

Ale tak czy siak najgorzej wspominam pierwszy rok, mimo braku eksperymentów. Sprawdzali moje możliwości. Co dwa dni robiłam coś innego do utraty sił. Dopóki nie byłam w stanie się ruszyć, musiałam wykonywać polecenia. Will zrobiłby wszystko, żebym się podniosła i dalej coś robiła, ale zazwyczaj w tym momencie wkraczał Tom-jego syn.

Wydaje mi się, że jest dobrym człowiekiem, tylko... ma powalonego ojca. Pewnie Will każe mu tutaj być. Nie wierzę, że mógłby być taki... okropny.

Mniejsza z tym. Z każdym eksperymentem było ze mną coraz gorzej. Co będzie ze mną teraz?

Nie raz wstrzykiwał mi różne substancje, które... Sprawiały, że czułam się inaczej. Jak na razie-nic.

Zaczynałam się obawiać, że skoro teraz nic nie czuję, to czy później nie będzie okropnie, a ból zwali się na mnie z całą siłą?

Zerknęłam na miejsce w przedramieniu, w którym był ślad po igle. Było wypuklone i zaróżowione dookoła. Pewnie niedługo zacznie ropieć. Fuj.

Rozejrzałam się po celi, która była mi tak dobrze znana. Wiedziałam, o każdej nierówności w ścianie, czy podłodze. Tysiące (jak nie miliony) razy przemierzałam ten pokój w tę i z powrotem.

Nie rozumiem. Jak taki ładny, nowoczesny zamek może skrywać takie miejsca? Zawsze ciekawiło mnie, co skrywają inne cele, które mijałam wiele razy, gdy Will i Tom zabierali mnie na eksperymenty i badania.

Ciekawiło mnie również, co robią oprócz eksperymentowania na mnie. W ogóle robili cokolwiek innego?

Zbyt wiele myśli kotłowało mi się w głowie. Bałam się tego, co ze mną będzie.

Przeszłam na drugi koniec pokoju, wzięłam brudny do granic możliwości koc, przykryłam się nim i próbowałam zasnąć. Szło opornie.

W nocy budziłam się co jakiś czas. Uporczywy ból pleców nie dawał mi spać. To był inny ból niż zwykle. Plecy mnie piekły, szczypały i swędziały. Z czasem ból się nasilał.

Po trzech bezsennych godzinach poczułam ostre ukłucie, jakby ktoś mi wbił dziesięć szpilek w jedno miejsce. Dotknęłam palcem owy obszar pleców. Miałam wrażenie, że coś tam było. Złapałam za „to coś" i spróbowałam to wyciągnąć. Tak mi podpowiadała intuicja.

Z niewyobrażalnym bólem po dziesięciu minutach siłowania się z tym cholerstwem udało mi się to wyjąć.

Nie wierzyłam własnym oczom. Z moich pleców wyciągnęłam zakrwawione, ogromne, białe pióro.

Moje źrenice się rozszerzyły, a serce zaczęło bić szybciej.

Patrzyłam się na nie ze zmieszaniem i strachem wymalowanym na twarzy.

Zrobiło mi się ciemno przed oczami. 

MutacjaWhere stories live. Discover now