Rozdział 24

7.3K 703 125
                                    

Ludzieeeeeee kocham was. Dziękuję za 14k wyświetleń

Dzisiaj znów bez dedykacji, przep raszam :( 



Miałam wrażenie, że zderzyłam się z ciężarówką. Nie potrafiłam nic zrobić. Nie mogłam wziąć oddechu. Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Ruszyć się. Nic.

Zaczęłam wodzić wzrokiem od Chrisa do Layi. Chłopak miał strasznie smutny wyraz twarzy i unikał mojego wzroku, a dziewczyna przycisnęła się do mojej dłoni i zaczęła cicho płakać.

A ja wciąż nie byłam w stanie nic zrobić. Czułam całkowitą pustkę w sercu. Nie miałam już nikogo, o kim mogłam pomyśleć w najgorszych chwilach. Nie miałam do kogo wrócić. Nie miałam już nic.

Nie chciałam już o tym myśleć. Mimo to poczułam ogromną gulę w gardle. Moje oczy się zaszkliły, a po chwili strumienie łez ciekły po mojej twarzy.

Po kilku minutach spróbowałam się opanować. Wciąż chciałam płakać, ale wiedziałam, że tata by tego nie chciał. Wiedziałam, że muszę być silna. Dla niego. I dla mamy.

Spojrzałam na smutne rodzeństwo.

-Czy ktoś może mi złożyć tą nogę?-zapytałam zachrypniętym głosem.

Kiedy indziej sobie porozpaczam.

Laya spojrzała mi w oczy.

-Oczywiście, zaraz się tym zajmę.-zerknęła na brata po wypowiedzianych słowach.-Chris, przynieś co potrzebne.

Chłopak skinął głową i wyszedł z pomieszczenia. Przy drzwiach obrzucił mnie spojrzeniem zielonych oczu.

Laya spojrzała na mnie.

-Mia... To będzie bolało. Nie nie mamy jak cię uśpić, ale... Zrobię, co mogę. Dobrze?-zapytała zmartwiona.

Polubiłam tę dziewczynę, mimo, że jeszcze jej nie znam i nie do końca ufam. Nikomu nie ufam. Ciężko mi to zrobić po wszystkim, co przeszłam. Po Blake'u.

Laya jakby czytając mi w myślach mocniej ścisnęła mnie za rękę.

-Wiem, że ciężko ci mi zaufać. Że ciężko ci komukolwiek zaufać. Ale uwierz mi, jesteśmy tymi dobrymi, o ile można to tak nazwać. Może za jakiś czas nam zaufasz.

Nie wiedząc co powiedzieć skierowałam wzrok na sufit. Nie wiedziałam, co o nich myśleć. Co myśleć o tym wszystkim. Pokręciłam głową zrezygnowana i przetarłam twarz dłońmi, przy okazji wyrywając prawą z uścisku Layi.

-Boże... To wszystko jest tak... Zagmatwane.-wymsknęło mi się zanim zdążyłam ugryźć się w język.

Laya jakby zdziwiona tym, że byłam w stanie się odezwać skinęła głową.

Chwilę później Chris wrócił do pokoju. Trzymał gumowe rękawiczki, wodę utlenioną i kilka innych przyrządów medycznych.

-Nie mamy nic, żeby zrobić gips. Nawet nie ma jak. Mamy tylko bandaż.-powiedział do siostry.

Laya się przez chwilę zastanawiała. Zerknęła na moją nogę, a po tym z powrotem na brata.

-Ehh... Trudno. Damy radę bez. Zrobię wszystko, żeby później

mogła normalnie chodzić. Żeby mogła normalnie funkcjonować.

Coś się załatwi.-ostatnie zdanie wypowiedziała patrząc na mnie.

Chris podszedł do nas i podał siostrze przedmioty. Po przechwyceniu ich położyła je na dywanie obok siebie, po czym znów złapała moją dłoń. Przez jakiś czas siedziała cicho jakby zbierając myśli.

Spojrzała mi w oczy, lecz nic nie powiedziała. Uśmiechnęła się niemrawo. Moja twarz nie wyrażała żadnych emocji. Nie wiem, jak udało mi się je ujarzmić. W ciągu ostatnich kilku godzin tyle się stało, tyle się dowiedziałam... A mimo to byłam całkiem spokojna.

Poczułam jak Laya puszcza moją rękę, lecz po chwili moja dłoń znalazła się w delikatnym uścisku innej. Większej. Spojrzałam na moją dłoń, a następnie na Chrisa, który ją trzymał. Chłopak usiadł na podłodze przy mnie. Unikał mojego wzroku. Zerknęłam na Layę, która patrzyła na brata z satysfakcją.

Już chciałam wyrwać dłoń z jego uścisku, gdy nagle Laya się odezwała.

-Niech trzyma. Ściśnij jego dłoń, gdy będzie cię bolało, a jestem pewna, że będzie. To ci powinno chociaż w jakimś stopniu pomóc.-znów się uśmiechnęła.

Z powrotem zerknęłam na Chrisa. Wpatrywał się w nasze dłonie z dziwnym zaciekawieniem. Jego dłoń była olbrzymia, w porównaniu do mojej.

Wróciłam na chwilę wzrokiem do Layi i niepewnie skinęłam głową.

Nie wierzę w to, co się tutaj dzieje.

Laya wciągnęła gumowe rękawiczki. W moich myślach zagościł Tell. Jego ohydne ręce szukające kulki w mojej nodze. Jego ohydne dłonie rozpruwające mi ciało skalpelem.

Moje serce mocniej zabiło. Nieświadomie ścisnęłam dłoń Chrisa. Odwzajemnił uścisk, przez co byłam zmuszona na niego spojrzeć. Wpatrywał się we mnie zielonymi oczami. Na jego twarzy zagościł niewielki, pocieszający uśmiech.

Głośno przełknęłam ślinę.

Laya nalewała wodę utlenioną na waciki.

-Robiłaś to już kiedyś?-zapytałam dziewczyny.

Laya zaskoczona pytaniem podskoczyła. Po kilku sekundach spojrzała na mnie.

-Tata kiedyś mnie uczył wielu rzeczy. On... Umiał zrobić wszystko. I na wszelki wypadek nauczył mnie podstaw medycyny, włącznie ze składaniem kości.-jej wyraz twarzy zdecydowanie posmutniał na wspomnienie o tacie.-Ale to były tylko teorie. Mimo wszystko, wierzę, że mi się uda.

Nie brzmiało to pocieszająco, lecz lepsze to, niż kompletny brak wiedzy na ten temat.

-Mia? Nie patrz na to. Zaciśnij zęby. Jak coś, to możesz... Krzyczeć. Mieszkamy na kompletnym zadupiu. Nikt nie usłyszy.-to tym bardziej nie brzmiało pocieszająco.-Chris? Trzymaj ją, żeby się nie rzucała, bo będzie źle.


MutacjaWhere stories live. Discover now