Rozdział 8

10.2K 751 181
                                    

Rozejrzałam się po pokoju. Ściany były w delikatnie zielonym kolorze, a wszędzie dookoła były białe szafki. Na jednej ze ścian było coś w typie tablicy, jaśniejącej światłem. Po środku niewielkiego pokoju stało łóżko, wyglądające jak deska do prasowania pod uwalonym obrusem. Zobaczyłam pasy wisząco sobie luźno przy łóżku. Nad nim znajdowało się to dziwne urządzenie do rentgena, a przy nim mały monitor.

-Podejdź no tu i się połóż.-powiedział Tom, wskazując palcem na łóżko.

Mrugnęłam kilka razy, a następnie powoli podreptałam w jego stronę. Ból pleców wciąż był wyczuwalny, a obtarte do krwi kostki i nadgarstki pulsowały.

Tom podał mi płaszcz ochronny. Zdjęłam podkoszulek, Tom odwinął mi zaopatrzenie (plecy jeszcze bardziej mnie zapiekły) i szybko go założyłam.

Wsunęłam się na łóżko i usiadłam na nim. Will się roześmiał.

-Musisz się położyć. Na plecach.

Właśnie to sobie uświadomiłam. Musiałam się położyć. Z tymi rozprutymi plecami. Szeroko otworzyłam oczy i pokręciłam głową. Nie ma mowy.

Tom wpatrywał się w swojego ojca. A on w niego. Po chwili namysłu Will spojrzał na mnie, uśmiechnął się złowieszczo i powiedział:

-Skoro nie chcesz po dobroci...-nie dokończył zdania, gdy spojrzał na Toma i skinął na mnie głową.

Mężczyzna szybko się odwrócił w moją stronę. Złapał mnie za ramiona i przyszpilił do łóżka. Na moich plecach wybuchł ogromny ból. Z oczu pociekły mi łzy i zaczęłam piszczeć, jednocześnie próbując go odepchnąć. Po chwili podszedł Will i pomógł mu mnie trzymać przy okazji przypinając mnie do łóżka pasami.

Spojrzałam w ich oczy. Były puste. Zero współczucia, czy jakichkolwiek innych ludzkich uczuć. Nic.

Nawet u Toma.

Gdy mnie przywiązali, mój oddech stał się szybki i urywany.

-Nie bierz głębokich oddechów.-powiedział Tom.

Will spojrzał na mnie, unosząc brew.

Starałam się oddychać powoli i nie brać głębokich oddechów, jak mówił Tom. Nie chciałam kolejnych kłopotów.

Mężczyźni rozpoczęli badanie.

Zakończyło się po kilkunastu minutach, kóre wydawały się być dla mnie wiecznością. Ból nie ustępował.

Tom i Will przyłożyli zdjęcie rentgenowskie do tablicy jaśniejącej białym światłem. Nawet nie miałam ochoty na nie spojrzeć.

Zagryzłam wargę, żeby nie zacząć krzyczeć, żeby mnie rozpięli i na nowo coś zrobili z moimi plecami, żeby nie bolały. Cokolwiek.

Mężczyźni zafascynowani wynikami badania mruczęli coś do siebie. Nie próbowałam podsłuchiwać. Leżałam bez ruchu przez jakieś pół godziny i miałam wrażenie, że ci idoci o mnie zapomnieli. Zachowywali się tak, jakby mnie tam nie było. Gdy te myśli przebiegały po mojej głowie, Will chyba sobie o mnie przypomniał, bo spojrzał na mnie. Po chwili Tom zrobił to samo.

Obydwaj uśmiechali się z satysfakcją.

Podeszli do mnie i odpięli pasy, które jak mogłam się domyślić, jeszcze bardziej poraniły moją skórę. Powoli mnie podnieśli, a Tom podał mi mój brudny, śmierdzący potem podkoszulek. Szybko się przebrałam, a oni zadowoleni jak nigdy po prostu skakali wokół mnie.

-Tom na nowo zaopatrzy ci plecy, żeby nie wdała się infekcja, a następnie zaprowadzi do twojej nowej celi. O ile będziesz nazywała to pomieszczenie celą.-oznajmił zadowolony Will.

MutacjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz