Rozdział 15

7.4K 676 62
                                    

Z góry przepraszam, za brak obecności. I mam złe info: rozdziały będą pojawiać się rzadziej ;-;
Oprócz tego, chciałabym wam podziękować za ten pierwszy tysiąc wyświetleń! Jesteście kochani :)





Moje serce zamarło, gdy tylko wypowiedział te kilka słów. Chciałam się odezwać, ale nie potrafiłam. Stałam z otwartą buzią próbując coś wykrztusić. Po kilku sekundach Wild znów przemówił.

-Wszystko wyjaśnię ci później. Mia, możesz mi zafać. Zobacz.-powiedział i wyjął z kieszeni bransoletkę. To nie była zwykła bransoletka. Taką miała moja mama.-Nie ma teraz czasu. Musimy ruszać. Uwierz mi, zabiorę cię we względnie bezpieczne miejsce. Za jakiś czas się zorientują, że coś jest nie tak. Masz.-wyjął z buta pisolet i mi go wręczył, po czym wyjął drugi z kieszeni.-Szybko, idziemy.

Chciałam jak najszybciej ruszyć. Nie wiedzieć czemu zaufałam mu. Dzięki tej bransoletce. Jak to możliwe, że ją miał? Znał moją mamę? Nic nie rozumiem.

Chociaż zrozumiałam tyle, że muszę się ruszyć, lecz moje stopy jakby wrosły w ziemię. Wild pociągnął mnie za ramię i otworzył drzwi.

-Mia, musimy być cicho. W tym zamczysku wszystko słychać. Będziemy biegli tutaj truchtem, ale proszę cię, nie stąpaj jak słoń, bo nie damy rady. Mamy jeszcze 3 minuty. To niewiele czasu. Ruszamy.

Bez słowa za nim poszłam. Ogarnęła mną nadzieja.

„Mój plan i tak był do dupy"-pomyślałam, przypominając sobie, że chciałam otworzyć drzwi od celi moim naszyjnikiem i wyskoczyć przez okno. To serio było do dupy.

Weszliśmy po schodach piętro wyżej. Tutaj była moja cela. Zerknęłam w jej stronę i szybko pokręciłam głową. Już nigdy nie chciałam jej widzieć. Kryły się za nią okropne wspomnienia. A jeszcze gorsze są z mojej poprzedniej celi. Gorzkie wspomnienia zalały moją głowę jak tsunami. Nie potrafiłam ich od siebie osdunąć.

Po chwili poczułam, jak ktoś mnie pociągnął za ramię. Wild. Spojrzałam mu w oczy, a w nich ujrzałam determinację i strach.

-Mia, teraz zrobi się głośno. Musimy się pospieszyć. Osłaniaj mnie.-powiedział i ruszył w stronę okna. Już chyba wiedziałam, co się stanie.

Uniosłam pistolet, próbując go trzymać tak, jak robili to na filmach. Chyba mi nie wyszło, ale co tam.

Odpezpieczyłam. Usłyszałam kliknięcie, które poniosło się echem po korytarzu. Cholera, mam nadzieję, że nikt nie usłyszał.

Spojrzałam na Wilda. Sprawdzał framugi. Przyglądał się, jakby czegoś szukał. Może i szukał.

Odwróciłam wzrok i zaczęłam się rozglądać. Nikogo nie było w zasięgu mojego super-wzroku.

Po kilku minutch zaczęłam się niecierpliwić. Co, jeśli się zorientują, że coś się dzieje?

Po moim ciele spływał pot. Chyba zejdę dziś na zawał. O Boże, a co, jeśli ktoś się tutaj pojawi? Jak ja niby miałam osłaniać Wild'a, skoro ja nawet nie potrafiłabym trafić śmieciem do śmietnika z odległości dwóch metrów.

Nagle usłyszałam głośne kroki. Ktoś wchodził po schodach.

Wykrakałam. Otworzyłam usta i próbowałam wykrztusić, żeby Wild się pospieszył, ale nie wydobył się ze mnie żaden odgłos. Gdy kroki stały się głośniejsze udało mi się wykrztusić:

-Panie Wild?

-Spieszę się, ale nie mogę znaleźć tego cholerstwa...-wymruczał.

-Czego pan szuka?-zapytałam. Miałam o wiele lepszy wzrok. Mógł mi od razu powiedzieć, żebym czegoś poszukała.

-Mały kluczyk. Malusieńki, srebrny kluczyk. Szukaj, a ja cię osłonię. Ty i tak byś niewiele zdziałała. Ktoś zaraz tu przyjdzie. Pospiesz się.-powiedział i zamienił się ze mną miejscami. Zobaczyłam malutkie wejście do klucza u dołu okna. Wcześniej go nie widziałam.

„Mały srebrny kluczyk. Mały srebrny kluczyk."-powtarzałam w myślach i szukałam go w każdej szparze w oknie.

Moje dłonie się strasznie trzęsły i były śliskie od potu. Chciałam je wytrzeć o koszulkę, ale uznałam, że nie mamy czasu. Ścisnęłam pistolet w dłoni i szukałam dalej.

Odgłosy powolnych kroków były coraz bliżej.

-Mia?-usłyszałam głos Wild'a.

-No już, zaraz znajdę.

-Będę musiał strze...-nie dokończył zdania. Tracąc cenne sekundy spojrzałam w stronę schodów. Na półpiętrze stał Will. Miał w dłoni pistolet. Moje serce zabiło jak szalone.

„Skup się." przypomniałam sobie w myślach. Nigdzie nie było tego cholernego kluczyka!

-No proszę, proszę.-Powiedział głośno Will.-Wiedziałem, że nie można ci ufać Wild. Ale cóż, zaraz będziesz martwy. Mia sobie trochę polata na sali, a później będzie miała karę. Będziesz cierpiała Mia, słyszysz? Będziesz cierpiała.

Gorączkowo szukałam kluczyka i nie zwracałam uwagi na słowa Willa. Sprawdziłam na górze, na dole, po bokach, a wszędzie nic. Zaczęłam sprawdzać od wewnętrznej strony okna, pod tą czarną gumą. Wszędzie nic, a Will dalej kłapał gębą. Wild stał i nic nie mówił. Zerknęłam na niego kątem oka. Próbował jak najciszej odbezpieczyć pistolet. Że też nie zrobił tego wcześniej!

Z mojego czoła kapały kropelki potu, a dłonie trzęsły się jak oszalałe. Dalej się rozglądałam, i jeszcze bardziej zaczęłam wytężać wzrok.

-Dawno nic takiego się nie działo. Pamiętasz obiekt 016? Co się stało? I teraz powtórka. Skończy się tak samo, zapewniam.-ciągnął Will.

Obiekt 016? Czyli, że jednak ktoś przede mną był. Która jestem? Ile osób zostało zamordowanych przez nich? Ile osób zginęło w męczarniach przez grupę osób, łakomych wiedzy?

Czy komukolwiek udało się uciec?

Nagle zdałam sobie sprawę z tego, że stoję jak wryta i wpatruję się w krajobraz za oknem. Potrząsnęłam głową, ale to nie było w stanie oderwać mnie od tych rozmyślań. Ilu ludzi już zginęło przez ludzką głupotę? Ilu ludzi konało w męczarniach przez nich? Czy ich to w ogóle ruszyło? Najwyraźniej nie.

Mój wzrok skierował się na podłogę wyłożoną płytkami. Dokładnie pod parapetem na podłodze znajdowała się szczelina. Gdy wytężyłam wzrok, zobaczyłam mały, srebrny kluczyk.


MutacjaWhere stories live. Discover now