"Dziękuje"

1.7K 101 1
                                    

Jin~

Mieliśmy nie wiele czasu. Wiedziałem, że jak dryblasy zorientują się kim jesteśmy nie będziemy mieli szans na ucieczkę. Nie znając naszej tożsamości ledwo co zwracali na nas uwagę. Krzyczeli co chwila na siebie i wymieniali kopniakami próbując zrzucić na kogoś winę. Puki co byliśmy w ich oczach zwykłą para nastolatków jakich wiele. Tylko dlaczego J-Hope podał nasze prawdziwe imiona? Jakby nie mógł wymyślić czegokolwiek innego. Te knypki nie wydawały się być zbyt inteligentne więc można było im bezproblemowo nakłamać. Spojrzałem na kolegę... bał się. Ewidentnie jego oczy twarz i każdy kawałek ciała przesiąknięty był strachem. -J-Hope...- Szepnąłem cicho nie czując już złości na jego bezmyślność. W mojej głowie usłyszałem jedną komendę: Uratuj go. Ale jak? Rozglądnąłem się dookoła. Było ponuro i ciemno jedyne światło padało ze słabych lampek u sufitu i u końca korytarza. Moment! Korytarza? Odwróciłem głowę w przeciwnym kierunku widząc kolejne wyjście. Byliśmy w zwykłym przejściu podziemnym jakich wiele. Az zaśmiałem się pod nosem. Kim sa Ci ludzie i jaki cel w życiu maja? Nie dodam już, że nawet nas nie obezwładnili a ból głowy po uderzeniu już znikał wiec w krótkim czasie mógłbym wstać bez zataczania się. Coraz bardziej bawiło mnie zachowanie ich lidera, niby taki wszechwiedzący a zabiera więźniów do miejsca, które z obu stron ma wyjście. Wstałem. Przez chwile nikt się nie zorientował, że zrobiłem coś gwałtownego. Mógłbym bez problemowo rzucić się do ucieczki i śmiem twierdzić, ze zdążyłbym uciec ale J-Hope dalej siedział oszołomiony na ziemi nie mogąc się ruszyć.

-Po pierwsze!- Powiedziałem gdy masywni faceci otoczyli mnie dookoła - Nie krzyczcie tak bo ktoś może was usłyszeć i przyjść tu!- Zdębieli, nie wiedząc co powiedzieć. Właśnie ich zdobycz zwróciła im uwagę.

-Po drugie powinniście mieć jakiś plan działania a nie robić wszystko pochopnie! No proszę was w takich gangach każdy ma swoje miejsce tak? Swoją role do zagrania nie mam racji?- Otępieni sytuacją przytaknęli posłusznie. Tylko ich lider obserwował mnie uważnie nie tracąc czujności był o wiele mniej umięśniony wręcz przeciwnie przy swoich sługusach wydawał się mały i drobny.

-Jest was spora paczka można się podzielić zdaniami, będąc bardziej zorganizowanym zdziałacie więcej. Mogliście się tez zaopatrzyć w cokolwiek czym można byłoby grozić, nie raz zamiast tłuc przeciwnika wystarczyłoby go wystraszyć i zmusić do gadania.- Wszystkim opadły szczeki, bredziłem jak najęty ale starałem się zachować powagę jakbym naprawdę udzielał im ważnych rad. Jakkolwiek głupie to nie było działało i to się liczyło. Parunastu dorosłych mężczyzn nie mogło się poruszyć z zaskoczenia co się właśnie dzieje.

-Po za tym jak wyście się ubrali?- Paru zerknęło ukradkiem na swoje spodnie i koszulki - Macie oczowalne koszulki, które z łatwością da się rozpoznać! Mało tego stoicie tak blisko w świetle, widzę dokładnie wasze twarze i mogę zapamiętać każdy szczegół- Cicho i powoli J-Hope wstał podchodząc bliżej do mnie.

-I ostatnie koledzy!- Chwyciłem go za rękę i ścisnąłem mocno dając znak, że ma nie puszczać. -Zabraliście nas w najgłupsze miejsce które z dwóch stron ma wyjście!- I zanim ktokolwiek się zorientował nawet J-Hope rzuciłem się pędem do wyjścia. Na szczęście młodszy potykając się chwile odzyskał równowagę i biegliśmy ile sił w nogach. Dopiero gdy widzieliśmy już schody prowadzące na chodnik ktoś z grupki porywaczy zrozumiał co się stało i puścili się za nami w pogoń. Niestety było dla nich za późno. Wyprzedziliśmy ich znacznie na tyle, ze nie byli już wstanie nas dogonić. Trzeba przyznać, że byli naprawdę tempi może przynajmniej wezmą do siebie moje uwagii i polepszą jakosc swoich akcji porywania.

J-Hope~

Byliśmy wolni. Szybko poszło nawet się nie spodziewałem, że po prostu uciekniemy. Biegłem za Jinem nie mogąc już złapać tchu ale biorąc pod uwagę jakie czarne scenariusze wymyślałem siedząc w tych podziemiach dalej bałem się, że nas ponownie złapią. Z początku nie wiedziałem co Jin robi, wstał tak po prostu i zwrócił porywaczom uwagę. Nie ma to jak pouczać własnych napastników jak powinno się łapać ludzi. Szkoda, że jeszcze nie zaczął pogawędki na temat ile warci są Azjaci ile Europejczycy i tak dalej. No ale w końcu uciekliśmy. Dosłownie jakby nigdy nic nakrzyczeliśmy na nich i poszliśmy sobie. Będąc już daleko Jin zwolnił tempo aż w końcu się zatrzymał. Usiadłem zmęczony długą gonitwą. Dysząc ciężko podniosłem wzrok. Starszy wydawał się teraz o wiele większy. Stojąc nade mną dosłownie górował nad wszystkimi i wszystkim... był przystojny. Szybko utkwiłem wzrok ponownie w podłogę czując się jak oblewa mnie rumieniec. Nie raz myślałem sobie, ze mój starszy hyung jest przystojny ale tym razem to było jakoś inaczej. Zakłopotałem się jego obecnością bojąc spojrzeć mu w oczy.

-Jin!- Mruknąłem po chwili cicho mając nadzieje, że nie usłyszy ale nie było wieleckiego hałasu i spojrzał na mnie. -tak?-

-Nic... to znaczy... to było... dzie... znaczy się... naprawdę...- zacząłem się jąkać i gubić we własnych słowach. Nie mogłem nic z siebie wydusić dlatego gwałtownie wstałem zacisnąłem mocno powieki i przytuliłem starszego. Nie raz go obejmowałem czy to na powitanie, pożegnanie czy przy kamerach koleżeńsko jak nie jeden facet ale tym razem to było co innego... tym razem czułem się zmieszany zbyt zmieszany żeby mówić ale Jin zrozumiał, że własne mu dziękuję, a przynajmniej mam taką nadzieje.

Dwa dni przeznaczenia cz. I /BTS+18Where stories live. Discover now