~2~

782 37 5
                                    

Wasza koleżanka z klasy Luna Valente dzisiaj rano uległa poważnemu wypadkowi. W drodze do szkoły jechała na wrotkach, aż nagle pijany kierowca ją potrącił. Luna obecnie leży w śpiączce i ma groźne wstrząśnienie mózgu. 

Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam. Łzy napłynęły mi do oczu. Chciałam uciec z klasy i pobiec do szpitala odwiedzić Lune. Być przy niej w tak ciężkich dla niej chwilach. Oczywiście nauczyciel zaprotestował i mnie nie wypuścił.

Po lekcjach wybiegłam z sali jak szalona. Jak zawsze musiałam na kogoś wpaść. Okazało się, że to był ten sam chłopak z którym zderzyłam się dziś rano.

- Ej laska. Tak bardzo lecisz na mnie? - zapytał się z ironicznym uśmieszkiem

- Nie mam teraz czasu. Wybacz. - oznajmiłam i ruszyłam dalej

Jednak on złapał mnie za rękę i zatrzymał. Spojrzał na mnie i dodał:

- Jesteś cała roztrzęsiona co się stało? 

- Moja przyjaciółka jest w śpiące i leży w szpitalu. Jest na skraju śmierci. Uległa wypadkowi. Chcę ją jak najszybciej odwiedzić. 

- Spokojnie. Wszystko się dobrze skończy. Uspokój się. Mam pomysł podwiozę Cię moim samochodem. Dobrze, że dziś przyjechałem nim do szkoły. - chłopak wyszedł z taką propozycją

- Czy ty przypadkiem nie jesteś za młody na prowadzenie samochodu? Masz prawko? - nieśmiało zapytałam

- Kiblowałem i jestem starszy o rok niż moi koledzy z klasy. 

- Kiblowałeś? Co to znaczy?

- Powtarzałem klasę, ale to nie czas i miejsce na wyjaśnianie tego. To jedziemy do twojej przyjaciółki? - uśmiechnął się. 

- Tak - zgodziłam się bez zastanowienia zauroczona jego piękną buźką. 

Szybko wyszliśmy ze szkoły, wsiedliśmy do samochodu chłopaka i skierowaliśmy się w stronę szpitala.

- Tak po za tym Gaston jestem. - oznajmił 

- Nina. 

- Nina. Śliczne imię. - uśmiechnął się

Gdy już dojechaliśmy pod placówkę szpitalną. Wybiegłam z auta jak szalona. Znów Gaston zatrzymał mnie i trochę uspokoił. 

- Mam iść z tobą? - zapytał 

- Nie dzięki i tak wiele dla mnie już zrobiłeś. - oznajmiłam i ruszyłam w stronę szpitala.

Przy recepcji zapytałam się, w którym pokoju leży Luna. Niestety nie mogłam jej odwiedzić, ale nie zamierzałam się poddać. Postanowiłam poszukać sali Luny na własną rękę. Gdy tak szukałam w oddali dostrzegłam jej rodziców. Podbiegłam do nich i zapytałam się o stan zdrowia ich córki. Powiedzieli mi, że z Luną jest już lepiej i prawdopodobnie nie za długo powinna wybudzić się ze śpiączki. Ta wiadomość mnie ucieszyła. Mogłam spokojnie wrócić do domu. Gdy wyszłam ze szpitala dostrzegłam Gastona, który machał do mnie ręką. To był znak, że mnie woła do siebie. 

- I jak? Co z twoją przyjaciółką? - zapytał nagle

- Stan zdrowia się jej poprawił i prawdopodobnie Luna niezadługo powinna wybudzić się ze śpiączki. 

- Całe szczęście. - znów się uśmiechnął słodko

- A właściwie co ty tu jeszcze robisz?

- Czekałem na Ciebie, a teraz wsiadaj podwiozę Cię do domu. - otworzył drzwi od samochodu i wpuścił do środka

-----------

Mam nadzieje, że rozdział wam się spodobał. Może jakieś komentarze? One strasznie motywują do pisania :)




Gastina - Moja pierwsza prawdziwa miłośćWhere stories live. Discover now