Rozdział IX

1K 73 4
                                    

*Camila's POV*

Chciałam się już urwać z tego nudnego miejsca. Była tu ze mną Lauren i rodzice, ale to nie to samo, co mój ciepły dom, moje łóżko, moja kołdra, poduszka, moja Lauren, oplatająca swoją nogę z moja nogę, przytulająca mnie. Czułam się również dziwnie, bo nie miałam na sobie makijażu od paru długich dni. Krępujący był również mój lekarz prowadzący - ciągle się na mnie gapił, uśmiechał, puszczał oczko. Jauregui była o niego okropnie zazdrosna. Był przystojny, ale jednak, był moim lekarzem, badał mnie, dotykał. Poczułam, że coś jest na rzeczy, kiedy zamiast wezwać ginekologa, sam chciał zrobić mi to badanie, kiedy oznajmiłam, że boli mnie brzuch.

- Do cholery, Camila, nie zgadzam się, żeby on! - chodziła po sali zdenerwowana szatynka.

- Uwierz, że ja też nie chcę. - odparłam, kiedy dziewczyna szarpała się za włosy.

- Zboczeniec! - uderzyła pięścią o ścianę. - Powiedz, że brzuch przestał cię boleć, czy coś.

- Tsa, a on i tak powie, że lepiej, abyśmy się upewnili, bla, bla, bla.

- Mam pomysł. - spojrzałam na nią pytającym wzrokiem. - Zwijamy się. - wzruszyła ramionami.

- Pogrzało cię? - popukałam się palcem po czole. Ona nie żartowała. Była śmiertelnie poważna.

- Proszę. - kucnęła przy mnie i złapała mnie za rękę, po czym pocałowała moją dłoń. - Przecież czujesz się już dobrze.

- Kiedy chcesz uciec? Jestem ciekawa co na to moi rodzice.

- Oni się nie dowiedzą. - przewróciła oczami. - Teraz, póki nikogo nie ma. - była 7:50. Miałyśmy 10 minut, aby uciec, bo o 8:00 zaczynał się obchód.

- Idziemy. - szepnęłam z lekkim uśmieszkiem. - wyszłam spod kołdry. Lauren otworzyła drzwi od sali i szybko udałyśmy się do wyjścia.

- Wzięłaś telefon? - spytała się mnie dziewczyna, kiedy wyszłyśmy już ze szpitala.

- Tak. - Lauren podniosła mnie i przytuliła.

- Idź dziewczyno, a nie. - zaśmiałam się majtając nogami.

Lauren wzięła mnie za rękę i ruszyłyśmy w stronę domu. Byłam ubrana w piżamę i papcie, ale to mały szczegół. Mój dom był niedaleko od szpitala, więc za jakieś dziesięć minut byłyśmy na moim ogródku.

- Twoi rodzice są? - szepnęła przed wejściem Lauren.

- Nasi rodzice. - uśmiechnęłam się.

- Nasi. - odwzajemniła Lauren.

- Nie ma. Mama napisała mi sms, że są na zakupach i dopiero około czternastej będą u mnie w szpitalu.

Lauren wysłuchała mnie, po czym otworzyła drzwi wejściowe. W końcu w domu! Nie namyślając się dłużej pobiegłam na górę do mojego pokoju, zostawiając Lauren w przedpokoju. Rzuciłam się na łóżko.

- Tęskniłam! - krzyknęłam i usłyszałam śmiech zielonookiej za sobą. - No co?

- Mogę zrobić ci dwa kucyki? Bo zachowujesz się jak małe dziecko. - wybuchnęła śmiechem. Zrobiłam sobie szybko dwa kucyki i wrzasnęłam:

- Jak możesz tak mówi, Lauren! - dziewczyna zaczęła znowu się śmiać, kiedy zauważyła udawany grymas na mojej twarzy. - O, czekaj! - wstałam z łóżka, otworzyłam szafę i wyciągnęłam z niej starego, różowego, pluszowego słonika. Przytuliłam go do siebie, wróciłam na łóżko i usiadłam po turecku, nadal utrzymując grymas na twarzy. Szatynka wciąż się śmiała. Ja też już nie mogłam się powstrzymać i wybuchnęłam śmiechem.

- Jesteś najlepsza. - Lauren oblizała wargi i rzuciła się na mnie, całując moje usta. Delikatnie wbijała paznokcie w moje uda. Uśmiechała się podczas pocałunku. To najlepsze uczucie, kiedy najukochańsza osoba podczas waszego pocałunku śmieje się prosto w twoje usta. Lauren usiadła na mnie i zaczęła rozbierać moją piżamę. Była ona jednoczęściowa, więc wystarczyło rozpiąć zamek i kostium już był na podłodze. Stanika nigdy do spania nie ubierałam, więc byłam w samych majtkach i dwóch kucykach na głowie. Lauren rozpuściła moje włosy i od razu wplątała w nie palce. Rozebrała swoje spodnie.

- Lauren, jesteś w domu? - usłyszałam krzyk mamy. - Może jest u Camili w szpitalu. - dało się usłyszeć, jak mówi do ojca.

- O mój Boże. - szepnęłam i uderzyłam się głową o róg łóżka. Lauren zaczęła się śmiać. Ubrała spodnie. Zdyszana sięgnęłam po piżamkę i szybko ją na siebie włożyłam. Na szczęście zdążyłyśmy, bo za chwilę po tym, jak się ubrałam, do pokoju weszła mama. Zastała nas siedzące obok siebie na łóżku.

- Camila, a co ty robisz w domu? - powiedziała stanowczym tonem.

- Ups. - szepnęła Lolo.

- Ten lekarz mnie dotykał. - wyparowałam i od razu poczułam na sobie karcący wzrok Lauren.

- To jest doktor dziecko, każdy doktor dotyka swoich pacjentów. - wywróciła oczami mama.

- Nie tak, mamo, nie tak.

Dear Diary.. × Camren FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz