Rozdział III

1.3K 91 5
                                    

*Lauren's POV*
Przeczytawszy smsy od dziewczyny zawrzało we mnie. Wzięłam telefon, rzuciłam nim o ścianę pustego prawie pokoju. W moim małym mieszkanku znajdowała się tylko toaleta, wanna, kuchnia, a w niej kilka mebli oraz łóżko. Rodzice mieli mnie w dupie, więc wyprowadziłam się od tych potworów. Teraz siedziałam sama ze łzami w oczach i papierosem w buzi. Sama jak palec. Nie miałam nikogo, komu mogłam się wyżalić. W pracy wszyscy byli oschli i starali się o to, aby wypaść jakk najlepiej przed szefem. Ten też jest gnojkiem. Każdą naiwną dziewczynę zaciąga do łóżka, potem daje im awans. Ja jeszcze się mu nie dałam. O przyszłości mówić nie będę, bo może w moim życiu pojawi się lepsza oferta pracy, a może wszystko się sypnie i niestety będę musiała mu się podporządkować. Albo mieszkać jak te żule pod mostem lub na ławkach w parku. Lub z Camilą.
Sięgnęłam pod materac łóżka. Wygrzebałam dwie zużyte już żyletki. Przejechałam kilkukrotnie po nadgarstku, następnie zabandażowałam go i zakryłam rękawem bluzy. Łzy lały się z moich oczu jak wodospad. Sięgnęłam po rozwalony, jednak nadal działający aparat telefoniczny.
Ja: Pomóż mi. Nie zostawiaj mnie. Błagam. Kurwa, pomóż mi. Nie zostawiaj mnie. Nie teraz, KURWA! - wystukałam na klawiaturze telefonu. Za chwilę otrzymałam smsa od dziewczyny z kokardką na głowie.
Camila: Lauren, co się dzieje?
Ja: Przyjedź do mnie. Proszę. Pomóż mi.
Coraz więcej łez cisnęło mi się do oczu. Nie chciałam jej mieszać w moje gówniane życie, znałam ją jeden dzień, ale poczułam, że jesteśmy blisko po tym, jak wczoraj razem sprzątałyśmy, oglądałyśmy wiadomości w telewizji. Ona była jedyna. Była jedyną osobą, której mogłam się zwierzyć. Nie miałam nikogo.
Camila: Przyjadę. Ale gdzie jesteś?
Ja: Obiecujesz?
Camila: Obiecuję. Gdzie jesteś?
Ja: Blok, obok którego na pewno jeździsz do szkoły, ta wysoka ruina, mieszkanie numer 10.
Camila: Jadę.
Dzięki Bogu. Nie będę sama z tym wszystkim. Teraz o wszystkim jej powiem.

*Camila's POV*
Chciałam zapomnie o pięknej szatynce i już prawie mi się to udawało, kiedy mój telefon znowu zawibrował. Sms od niej bardzo mnie zaniepokoił. Zaczęłam się o nią martwić. Szybko wsiadłam na rower i ruszyłam do bloku, obok którego faktycznie przejeżdżałam codziennie jadąc do liceum.
Kiedy jechałam deszcz powoli zaczął spływać po moich odkrytych ramionach. Miałam na sobie bluzeczkę na ramiączkach, ponieważ wydawało się być ciepło. Nie zważałam na to, że jest mi zimno, że jestem cała mokra. Chciałam jakk najszybciej znaleźć się obok dziewczyny, którą kochałam. Na której mi zależało.
- LAUREN! - krzyknęłam, wchodzác do otwartego mieszkania numer 10. To, co tam zobaczyłam, tego nie da opisać się słowami. Toaleta i wanna stały w rogu, kuchenka, jeden blat, stołek, lodówka. Na środku pokoju stało łóżko, a raczej kanapa, z której wystawały druty. Na tej właśnie kanapie siedziała zapłakana Lauren z papierosem w buzi. Podeszłam do niej. Usiadłam obok.
- Proszę.
- Nic już nie mów. Nie zostawię cię. Zostanę tu z tobą ile tylko będziesz chciała. - położyłam głowę na jej ramieniu.
- Nie możemy tu zostać.
- Dlaczego?
- Zaraz ma tu przyjść dwóch typków. Naraziłam się im podczas jednej imprezy i teraz mnie śledzą. Chcą mnie zabić.
- Co ty pieprzysz? - krzyknęłam podnosząc się na równe nogi. W tym samym momencie do mieszkania wpadło dwóch napakowanych mężczyzn.
- Oo, przyprowadziłaś koleżankę. - powiedział jeden z nich podchodząc do mnie. Czułam, jak powietrze odchodzi mi z płuc. Nie mogłam się ruszać, nie mogłam nic powiedzieć, ani oddychać. Poczułam jego rękę na moim biodrze. Zareagowałam płaczem. Nic więcej nie mogłam zrobić.
Kiedy mężczyzna zaczął mnie macać Lauren wyrwała się drugiemu z nich, podeszła do nas. Koleś, który zaczął się mną zabawiać, dostał po twarzy, kopnęła go w brzuch.
- Chuju, jak mogłeś ją dotykać. Ona jest moja i tylko moja. - poczułam rękę Lauren na moim tyłku. Drugą ręką ujęła moją dłoń. - Zwiewamy stąd! - krzyknęła. Wybiegłyśmy przez uchylone, białe drzwi. Żaden z nich za nami nie ruszył.
Wyszłyśmy z budynku.
- Gdzie jest twój rower?
- Jezu, nie wiem. Walić rower, biegnij do mojego domu!
Lauren odwróciła głowę w kierunku wejścia do budynku.
- O cholera. - powiedziała. W tym momencie zauważyłam, że goni nas mężczyzna z pokoju. W ręku miał nóż. Nie zastanawiałam się ani minuty dłużej. Ujęłam dłoń Lo i zabrałam się za ucieczkę. Biegłam ile sił w nogach.
Stwierdziłam, że bezpiecznie będzie uciec do lasu. Zgubimy typa między drzewami, pokażę też Lauren "moje miejsce", czyli skałę obok rzeki płynącej niedaleko lasu.
- Zgubiłyśmy go? - szepnęłam Lauren do ucha.
- Gdzie my jesteśmy? - powiedziała szatynka rozglądając się po miejscu, w którym byłyśmy.
- W naszym miejcu.
- Czemu ty ze mną rozmawiasz? Spędzasz czas? Chcesz mi pomóc? Po ostatnim smsie myślałam, że chcesz zapomnieć o mnie, nas.
- Jesteś idiotką.
- Halo, co? Ukryta kamera? - patrzyła na gałęzie drzew szukając niestniejące urządzenie.
- Głupku, zakochałam się w tobie! - przybliżyłam się do niej, położyłam ręcę na jej ramionach. Lauren spojrzała w moje oczy, po czym wessała się w moje wargi. W gardle poczułam smak tytoniu. Dziewczyna wbiła paznokcie w moje pośladki. Jęknęłam.
- Ale mam na ciebie chęć, tak mnie podniecasz.
- Nie pieprz, tylko całuj. - zielonooka wybuchnęła śmiechem, ale zaraz spełniła mój rozkaz. Masowała mój tyłek. Za chwilę przerwała czynności.
- Są twoi rodzice w domu?
- A co?
- No wiesz. - uniosła śmiesznie brwi do góry. Poczułam, jak moje serce zaczyna szybciej bić.
- Ale ja..
- Nie.
- Co nie.
- Nie mów.
- Jaśniej.
- Jesteś dz..?
- Jestem.
- O nie... Jak to możliwe. Ty? Ludzie z twojego otoczenia są ślepi. I dziewczyny, i chłopcy. Obróć się. O matko, twój tyłek, twoje nogi. Powiedz coś.
- O co..
- Twój głos. Cała ty. Czemu cię jeszcze nikt nie przeruchał.
- Tak wyszło. - nerwowo zaczęłam się śmiać.
- Chodziłaś na imprezy, co nie?
- Nie.
- Coo. Co ty w życiu przeżyłaś. Chodź. - uścisnęła moją dłoń.
- Gdzie mnie ciągniesz?
- Idziemy na imprezę.
- A gość, który nas gonił, nie boisz się?
- A niech się pieprzy, idziemy na imprezę.
- Gdzie idziemy?
- Są u ciebie rodzice w domu?
- No nie.
- Ideolo.
- O nie, co to, to nie. Żadnych obcych ludzi u mnie w domu.
- A kto ci coś mówił o jakichś ludziach? - odwróciła twarz w moim kierunku i chwyciła drugą dłoń idąc tyłem. - To będzie nasza impreza, mała.
****************************
Nie umiem pisać notek pod rozdziałami, więc, mam nadzieję, że się podoba i do następnego :)

Dear Diary.. × Camren FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz