Rozdział I

1.7K 119 4
                                    

*Lauren's POV*
Kiedy odchodziła poczułam, że coś uciska mnie w klatce piersiowej. Patrzyłam na jej tyłek, na jej zgrabne nogi. Poruszała się tak delikatnie. Totalnie się w niej zabujałam. Już od dawna nikogo nie kochałam. Miłość była czymś, czego nie potrzebowałam. Do tej pory. Camila zmieniła moje nastawienie do tego uczucia. Stałam tam i patrzyłam na nią. Byłam prawie pewna, że nie zadzwoni, ani nie napisze. Nie mogłam pozwolić jej tak po prostu odejść. Wyciągnęłam z kieszeni kurtki telefon i słuchawki, włożyłam je do uszu, puściłam album Arctic Monkeys i ruszyłam za dziewczyną z kokardką na głowie. Co do kokardki. Do tej pory wydawała mi się dziecinna, w życiu bym jej nie ubrała, a dziewczynę w wieku osiemnastu lat z kokardką na głowie bym wyśmiała. Camila jednak, ona wyglądała w niej tak uroczo. Dodawała jej tej nieśmiałości. Chociaż, muszę przyznać, zaskoczyła mnie tym, kiedy tak na mnie ryknęła, kiedy chciałam włożyć jej swój numer do kieszeni. Prawie jej nie znałam, a jednak nie spodziewałam się tego po niej.
Słuchając ulubionego zespołu szłam krok w krok za dziewczyną. W pewnym momencie Camila stanęła jak wryta.
- Kurwa mać! Gdzie ona mnie zaprowadziła! - krzyknęła, a ja w tym samym momencie skoczyłam szybko w jakieś krzaki, żeby przypadkiem mnie nie zauważyła. Zaśmiałam się, kiedy usłyszałam z jej ust przekleństwo. Ona i przekleństwo - to nienaturalne. Wygląda na taką grzeczną dziewczynkę, a jednak.
Usiadła na drodze i wyjęła kartkę z torby. Kartkę z moim numerem. Spojrzała na nią, wyciągnęła telefon i zaczęła coś na nim pisać. Zaraz zwątpiła, telefon schowała do torby, a kartkę pomięła, potargała i wyrzuciła na ulicę. Ale mnie to zabolało. Wyciągnęłam papierosa, włożyłam do buzi i zapaliłam. Tak bardzo zakuł mnie ten jej ruch, że musiałam się odstresować.
Dziewczyna wstała z ziemi, ruszyła dalej. Nie chciałam już za nią iść. Jednak się skusiłam, jak potem się okazało - ta decyzja była jedną z tych, które należały do najlepszych podjętych w moim życiu.
*Camila's POV*
- Co do!? - krzyknęłam, kiedy otwierając drzwi ktoś przytulił mnie od tyłu.
- Niespodzianka! - krzyknął syn sąsiadów.
- Czego chcesz Connor...
- Przyszedłem cię odwiedzić. - odpowiedział unosząc brew.
- Spieprzaj. - powiedziałam zamykając mu drzwi przed nosem. Okazał się jednak szybszy. Zatrzymał nogą zamykające się drzwi i wszedł do środka.
- Twoi rodzice są w domu?
- A co cię to kurwa obchodzi?
- O, groźnie, lubię groźne dziewczyny.
- Powiedziałam, wyjdź.
- Wiesz, że cię lubię?
- A wiesz, gdzie to mam? Właśnie, pa. - wskazałam mu palcem drzwi.
- Odkąd ty jesteś taka niegrzeczna?
- Odkąd poznała mnie. A teraz, wyjdź, bo chyba cię o coś poprosiła? - co tu się dzieje? Skąd ona wie, gdzie ja mieszkam?
Na szczęście zmieszany całą sytuacją Connor opuścił mój dom.
- Skąd ty do cholery wiesz, gdzie mieszkam? Śledziłaś mnie?
- Bingo! - krzyknęła z radością, rzucając się na kanapę.
- Czy ty masz coś z głową? Kto ci pozwolił siadać na mojej kanapie? Ja cię nie znam, a ty jesteś w moim domu, siedzisz na mojej kanapie, na dodatek weszłaś w brudnych butach! - wtedy wstała z kanapy i podeszła do mnie. Położyła swoją dłoń na moim policzku, wcześniej odgarniając włosy z mojej twarzy.
- Jesteś taka słodka i piękna, jak się złościsz. - nogi się pode mną ugięły, ale nie chciałam jej ulec.
- Co ty sobie wyobrażasz? - odepchnęłam jej rękę. Rozpłakałam się. Nie wiem, czy zrobiłam to specjalnie, aby się odczepiła, czy byłam tak bardzo przytłoczona tą sytuacją. Ostatnio płakałam o najmniejszą pierdołę.
- Co ty! Nie rycz!
- A spadaj. Ja chcę czułą drugą połówkę. Która, kiedy będę płakała przytuli mnie i powie "nie płacz, już, nie ma o co, kocham cię". A nie taką, która ci pierdoli, żebyś nie ryczała. - zaczęłam się ironicznie śmiać. Następnie zdałam sobie sprawę z tego, co właśnie powiedziałam. Stanęłam jak wryta, popatrzyłam w jej oczy. Ona też nie mogła chyba nic z siebie wydusić i tylko się na mnie gapiła. Poczułam jak ciepły rumieniec wylewa się na moją twarz i uciekłam po schodach do swojego pokoju.
Trzasnęłam drzwiami i padłam jak długa na łóżko. Nagle dostałam sms.
Lauren: O co chodziło?
Nic jej nie odpisałam. Czekałam, aż usłyszę, jak główne drzwi się zamykają. Czekałam, aż wyjdzie z mojego domu. Czekałam na to, że sobie odpuści. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.
*kilka minut później*
Podniosłam się z łóżka, weszłam do łazienki, ubrałam się w piżamę, czyli bluzkę na ramiączkach i same majtki. Totalnie zapomniałam o tym, że Lauren może być nadal na dole. Zawiązałam włosy w małego koczka, umyłam zęby i poszłam do kuchni. Wyciągnęłam z szafki swój ulubiony kubek, puściłam radio i zabrałam się za robienie kawy. Mojego taty nadal nie było w domu, więc byłam pewna, że jestem jedyną żywą duszą w domu. Tak bardzo wczułam się w muzykę, która wydobywała się z małego, czarnego radyjka, śpiewałam, tańczyłam. Nawet nie usłyszałam, kiedy ktoś wszedł do kuchni.
- My youth is yours.. - nagle usłyszałam za sobą znajomy głos.
- O mój boże! - upuściłam z rąk kubek. To była Lauren. Dziewczyna właśnie patrzyła na mnie, tańczącą, prawie nagą mnie.
- Wyglądasz jeszcze lepiej w samej bieliźnie, powinnaś tak chodzić na codzień.
- Ty nie masz wstydu. - powiedziałam drżącym głosem, próbując swoją krótką bluzeczką zakryć czarne majtki.
- I uważam to za moją zaletę.
- Pomóż mi może z tym kubkiem? - Lauren podeszła do mnie i zaczęła zbierać szkło z podłogi. Klęczałam i tylko na nią spoglądałam.
- No co? - rzuciła.
- Miotełka jest w szafce za tobą. - wybuchnęła śmiechem robiąc się przy tym cała czerwona.
- Jakiej jesteś orientacji? - zapytała mnie po raz drugi, kiedy siedziałyśmy na kanapie oglądając wiadomości w telewizji. Moja wiedza o świecie poszerzyła się o to, że ludzie na tej planecie są naprawdę popierdoleni. Facet zabił laskę, bo ta nie chciała z nim być. Przez takie wiadomości boję się wychodzić z domu, na tym świecie żyje tylu psycholi..
- Jesteś moją przyjaciółką? - popatrzyła na mnie jak na idiotkę. - No, zadajesz mi takie pytania, jakbyśmy znały się od urodzenia. Nawet moje najlepsze przyjaciółki nie znają prawdziwej prawdy.
- Czyli hetero nie jesteś. - znowu poczułam, że się czerwienię.
- No nie. - wyszeptałam.
- Co? Nie słyszę.
- Nie jestem hetero, zadowolona? Jestem biseksualna. - zaczęła dotykać moją nagą nogę. - Co ty znowu robisz. - zaczęłam się śmiać.
- Masz łaskotki? - powiedziała z wielkim bananem na buzi.
- Zostaw!
- Nigdy cię nie zostawię. Zakochałam się w tobie.
************************************
Wiem, że piszę okropnie chaotycznie, ale zrozumcie mnie - shippuję Camren i mam w głowie tyle pomysłów na opowiadania z nimi, że nie potrafię tego jakoś uporządkować haha. Mam nadzieję, że się podoba! Do następnego :)

Dear Diary.. × Camren FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz