10 czyli bingo

25 1 0
                                    



Złota, krótka sukienka...

Nie czuła się piękna teraz...

Włosy jak zwykle nienagannie uczesane...

Czuła się jakby była...

Mocny makijaż, podkreślający oczy i krwistoczerwone usta...

Wykorzystywana...

Biorąc głęboki wdech weszła na scenę i została oślepiona przez światła.

Przez wszystkich dookoła.

Pierwszy raz nie czuła się dobrze na scenie, wszyscy wyglądali jak swoje karykatury, takie zniekształcone, brzydkie, szare i tak bardzo zniszczone. Czy naprawdę to było jej miejsce? Czuła się jak taki bezbronny lis, a dookoła niej sami łowcy, którzy chcą ją pojmać, zabić i powiesić na ścianę jako swoje trofeum. To chore, to miejsce jest chore, a pośród tego wszystkiego jego brązowe oczy. Specjalnie usiadł tak blisko sceny, tak bardzo na widoku, aby pokazać jej, że lisy są też cholernie sprytne. Przeżyli tylko dlatego, że są przebiegli.

Więc ostatni wdech i zaczyna śpiewać tak dobrze znane jej słowa, nie musi nawet o nich myśleć, one same opuszczają jej usta. Piosenka idealna do zabawy, bez większego znaczenia, ale śpiewając ją ma ochotę zacząć płakać. To była partia Kass, nie jej i to w tym wszystkim najbardziej bolało. Tak trudno zastąpić, zastąpionego człowieka. Przecież każdy powtarza „nie ma niezastąpionych ludzi", ale kto będzie piękną, utalentowaną blondynką, miłością Bryana, najlepszą przyjaciółką Eiry, trochę mniej idealną córką? Nikt nie zajmie tego miejsca, nie ważne jak będzie się starał, wspomnień nie da się wymazać, można się jedynie z nimi pogodzić, pogodzić się ze stratą, nawet jak to jest strasznie ciężkie.

Pomiędzy chwilami, gdzie bierze oddech, słyszy szepty ludzi dookoła. Nie rozumie co oni mówią, ale to nie daje jej spokoju. Próbuje się na tym skupić ale ich jest tak wiele i wszyscy chcą być zauważeni przez towarzystwo. Bo nawet jak człowiek mówi, że kocha być sam, nienawidzi być niewidzialnym. Wolałby dyskutować żywo o czym, kłócić się, wyzywać się nawzajem, ale nigdy nie być niezauważonym. Ludzie chcą błyszczeć, tak jak ona teraz, ale jest jedno „ale". Dla niej oni zawsze będą tylko cieniami, nic nie wartymi duszami w tych okropnych ciałach, lecz jest jeden wyjątek. Ten brązowowłosy chłopak, jej największa tajemnica, on nawet stojąc na uboczu będzie dla niej błyszczeć jak gwiazda, albo jak ogień. Pytanie teraz czy się nie oparzy za bardzo.

Powoli kończy się czas, piosenka dobiega do końca, zaraz zniknie za kulisami i będzie mogła ściągnąć tę maskę, która za bardzo zaczęła jej przeszkadzać. Całe życie uważała na to co mówi, robi, ale nie tym razem. Nic nie trwa wiecznie, tak samo jak te przedstawienie. Kiedyś będzie trzeba pożegnać się z rolą, tylko kto będzie pierwszy? Główny bohater, który zakończy teatr, a może nic nie warta postać drugoplanowa, która dopiero zacznie rozgrywkę?

Uśmiechnęła się do widowni, ukłoniła kilka razy, zebrała róże i zeszła. Stała się cieniem, ale to ją nie obchodziło, bo miała swoje własne światło i było jej tak dobrze. Poprawiła delikatnie swoje włosy i pewnym krokiem weszła do pomieszczenia, w którym już znajdował się chłopak. Widząc ją, zgasił papierosa i uśmiechnął się.

- Wspaniały występ.- kiwnęła głową, nie mogąc wypowiedzieć ani słowa i wzdychając, rzuciła się na kanapę.

- Calum, mam dość. Minęło sześć dni- szepnęła i zamknęła oczy. Od „samobójstwa" Kass minął prawie tydzień, a oni wiedzieli mniej niż nic. Nie mogli skontaktować się ani z Bryanem, Luckym. Chodzili jak dzieci we mgle, które nie potrafią znaleźć wyjścia. Czuła się jakby każdy ich krok zamiast przybliżać do końca tylko ich oddalał.

- Lucky wrócił, musisz się z nim spotkać, najlepiej poza jego biurem. W tym czasie ja bym się tam zakradł.

- A czego konkretnie szukasz?

- Czegokolwiek, zapewne ma potrzebne nam dokumenty.

- Piszemy się na śmierć jak się dowiedzą, ale dobra.

- Spokojnie, znam idealne miejsce, gdzie moglibyśmy się ukryć- zaśmiał się krótko i wstał, kierując się do wyjścia.- Będę czekał pod budynkiem, tam powiem ci szczegóły.

* * *

Biorąc pod uwagę łatwość z jaką namówiła go na wyjście, czuła że ich misja mogła się udać. Wszystko na razie szło po jej myśli.

- Jak się czujesz?- spytał się Lucky, kiedy powolnym krokiem pokonywali uliczki Nowego Jorku. Na pierwszy rzut oka miasto mogło wydawać się jakby spało, cisza, spokój, ale prawda jest taka, że bary były przepełnione ludźmi, każde potajemne miejsce, gdzie mogli spożyć alkohol było oblegane. W domu też urządzało się pijackie imprezy.

- Dobrze, ale mam do ciebie pytanie. Co o tym wiesz? Proszę, powiedz.

- Tyle ile ty, że było to samobójstwo, strzeliła sobie w głowę pistoletem Bryana.

- Ale...- zaczęła, ale nie wiedziała co mogła dalej powiedzieć, nie mogła siebie wydać.

- Nawet nie próbuj drążyć temat, bo to bardzo źle się skończy i twoja ciekawość zaprowadzi cię pod same drzwi diabła- rzekł oschle, zatrzymując się gwałtownie. Nie rozumiała o co mu chodzi.

- Lucky, ale to była Kass...

- Może mała wycieczka do rodzinnej miejscowości dobrze ci zrobi?- Zmienił temat, przyglądając się jej intensywnie.- Nie uznaje sprzeciwu, mogę nawet sam z tobą pojechać. Twój przyjaciel też, odpoczniemy.

- Nie rozumiem, dlaczego?

- Jeszcze jedno pytanie, za dużo ich zadajesz złotko- przekręciła oczami, ale nie powiedziała nic więcej. Dalszą drogę pokonali w kompletnej ciszy.
***
Nie męczył się długo, aby wejść niezauważalnie do jego biura. Znał kilka tajnych przejść co bardzo ułatwiło mu sprawę. Nie wiedząc ile ma czasu, od razu zabrał się za przeszukiwanie szuflad i szafek. Gdzieś w tych papierach musiało być co go najbardziej interesuje. Coś co pomogłoby mu w wykonaniu do końca misji. Tylko pytanie czy on chce to zakończyć? Wiedział co go czeka na końcu, ale teraz po tym wszystkim nie mógł pogodzić się z tą myślą, chciał cofnąć się w czasie i nie rzucić wtedy kostkami, które przesądziły los. Sam pisał się na to i jeszcze jak głupi dodał do tego emocje. Miał tylko dowiedzieć się co i jak.
- Cholera, Calum. Skup się- szepnął do siebie i omotał wzrokiem pomieszczenie. To mogło być wszędzie, a on nie miał tyle czasu. Każdy skrawek papieru musiał szybko przeczytać, aby móc go odłożyć na bok. Czuł się jakby wykonywał syzyfową pracę, a to dlaczego? Dla jednej dziewczyny, dziewczyny która miała niedługo zniknąć z jego życia, a może on z jej?
Westchnął zrezygnowany i otworzył kolejną z kolei kopertę. Widząc jej treść uśmiechnął się chytrze.
- Bingo, aż taki głupi jesteś, Lucky?- liczył na jakieś sejfy, szyfry, a jednak. Przepisał szybko ważniejsze fragmenty i odłożył wszystko na miejsce. Mógł wreszcie wracać.
- Przedstawienie chyli się ku końcowi.


Ha! Jest rozdział, dawno tego nie pisałam, ale wróciłam do gry, a to ff niedługo będzie się kończyło. Jeszcze kilka końcowych wątków, wyjaśnienia i wielki koniec 😏

Teatr // cthTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon