8 czyli samobójstwo

18 1 0
                                    

                  

Przeszywający ból, ogarniający każdą komórkę jej ciała. Chciała krzyczeć, ale już nawet na to siły nie miała. Ledwo już oddychała i tak nie miała prawie czym, gdyż powietrze było pełne dymu papierosowego, ciężkie i duszne. Nie chciała, aby ktoś ją uratował, jedyne o czym marzyła to tylko śmierć. Tylko ona przyniosłaby ukojenie, którego tak pragnęła. Chciała, aby przestało tak boleć. Zakaszlała raz i drugi, i trzeci... Krztusiła się własnymi łzami, które nie chciały przestać pojawiać się. To wszystko było jak ten sen, sen, z którego nie miała jak się obudzić... I wtedy pociągnięcie za spust, i ciemność.

***

Jedynymi dźwiękami w okolicy były jej obcasy, które stukały o drogę. Nie wiedziała za bardzo co tu robi, ale dostała zaproszenie na „magiczną imprezę" i postanowiła z tego skorzystać. Nie słuchała się nawet jego sprzeciwów, żaden facet nie będzie jej rozkazywać. Obiecała sobie coś kiedyś i dotrzyma tego.

Oglądając się na boki, stanęła przed mieszkaniem i zapukała kilka razy. W oknach widziała bawiących się ludzi i ona jak najszybciej chciała się tam znaleźć. W tej krótkiej sukience strasznie marzła i marzyła tylko o ciepłym pomieszczeniu, gdzie mogłaby się wreszcie zabawić. Ostatnie sytuacje strasznie ją zestresowały, a ona coraz bardziej przestała rozumieć niektórych ludzi, a co gorsza samą siebie. Zdenerwowana ponownie zapukała i wreszcie drzwi otworzyła jej jakaś małolata. Nie miała więcej niż 18 lat i przyglądała się gościowi z nieukrywaną niechęcią.

- Zaproszenie- powiedziała znudzonym tonem i wzięła od niej żółta kartkę, stukając w nią parę razy długimi, czerwonymi paznokciami.- Oh, tak, tak. Witam i zapraszam.

- Dzięki- mruknęła pod nosem i weszła do środka, rozglądając się dookoła. Pomimo nieciekawej okolicy, mieszkanie było definicją bogactwa. Każdy pojedynczy mebel, ściana pokazywało, że właściciel jest cholernie bogaty.

- Zapraszam najpierw na wróżby, na dół- powiedziała dziewczyna i pokazała jej schody, prowadzące do niższych pięter. Niechętnie zgodziła się i poszła do wróżki. Wolała tego uniknąć, gdyż nie wierzyła w te brednie i miała nieodpartą chęć roześmiania się wprost w twarz osoby, która bawiła się w „magię". Niestety w Nowym Jorku była chyba wyjątkiem, całe miasto pokochało to, tak samo jak tę całą tablicę ouija.

- Drzwi po lewej- usłyszała jeszcze głos tamtej dziewczyny z góry i przekręciła oczami. Od razu zorientowała się, które to są, gdyż jako jedyne były całe w brokacie i innych błyszczących bzdetach. Z irytacją pchnęła i weszła do dusznego pomieszczenia, w którym śmierdziało spalenizną i papierosami. Miała ochotę od razu się zawrócić i trzasnąć drzwiami, ale powstrzymał ją męski głos.

- Proszę siadać, droga panno.- Zrobiła tak jak kazał i zajęła miejsca na niewygodnym, drewnianym krześle. Przez chwilę nikt się nie odezwał, a ona mogła usłyszeć muzykę, dochodzącą z góry.

- Już, co dalej?- przerwała wreszcie, niecierpliwiąc się.

- Podaj rękę- rozkazał, a ona niepewnie wyciągnęła przed siebie dłoń, on włączył jaśniejszą lampkę i zaczął przyglądać się dokładnie. Za to ona mogła wreszcie zobaczyć kto siedzi przed nią. Krótko ścięte blond włosy, przystojna twarz, aż musiała się uśmiechnąć. Mogła jednak gorzej trafić, na przykład na jakąś starą babcię, która mocno oberwała w głowę.

- Widzę... krótką linię życia, jakieś tajemnice i ciemność...

- Ciemność?- zapytała, bo reszta ją jakoś specjalnie nie zaskoczyła.

- Tak i związane ręce- szepnął i uśmiechnął się do niej, kiwając głową. Wtem nastąpiła prawdziwa ciemność... 

***

Teatr // cthWhere stories live. Discover now