3 czyli gazeta

51 5 2
                                    

„Raz, dwa, trzy, raz dwa i trzy i jeszcze raz" powtarzała sobie jak mantrę, aby nie potknąć się o własne nogi. W dalszym ciągu biegli, choć byli już dawno w bezpiecznej odległości i mogli zatrzymać się, i dać sobie spokój, lecz coś ich pchało wciąż do przodu. Nie wiedzieli jak to się dzieje, że jeszcze nie upadli, lecz dawało to im poczucie przewagi, chwilę w której mogą kontrolować swoje ruchu. Bo kiedy każdy krok jest tak idealnie wyuczony, można zwariować, czasem jest tego za dużo, a przecież oni są tylko ludźmi, którzy też potrzebują chwili spokoju, uciec od swoich ponurych myśli. Eira w tym momencie jedyne czym się przejmował to dotyk dłoni Caluma, który nie puszczał jej własnej. Była mu wdzięczna, bo gdyby tylko puścił, ona by od razu upadła i już by się nie podniosła...

- Eira! Wreszcie! Gdzieś ty była?! I jak ty wyglądasz?- wchodząc do domu jedyne, o czym marzyła to łóżko i sen, lecz jej przyjaciółka nie chciała jej tego ułatwiać i od razu zaatakowała ją ogniem pytań. Lecz w jednym miała rację, wyglądała okropnie i tak się właśnie czuła. Włosy to jeden wielki kołtun, sukienka porwana po bokach przez upadki, które pod koniec ich szaleńczej gonitwy pojawiły się, i jeszcze jej poranione stopy od chodzenia boso. Buty okazały się zbyt niewygodne i musiała je po drodze ściągnąć.

- Ciszej i daj spać- mruknęła ciemnowłosa i położyła się na kanapie.

- Byłaś z Calumem? Coś ci zrobił?

- Tak i nie, a teraz gaś światło i daj spać!

- Nie krzycz i nie pozwoliłaś mi wtedy dokończyć, a mam ci coś ważnego do powiedzenia...- zaczęła blondynka, ale Eira przestała jej słuchać. Z łatwością wyłączyła się i jedyne co słyszała to wspomnienie śmiechu chłopaka, które pozwoliło jej zasnąć. Musiała z tym skończyć, to nie była ona, to kompletnie do niej nie pasowało...

* * *

Ostatnie poprawki, makijaż, włosy, ubrania i mogła wyjść na miasto. Musiała teraz wyglądać idealnie, wręcz olśniewać urodą, gdyż niedługo miała zjawić się u Lucky'ego i z nim o czymś „poważnie" porozmawiać. Jak zwykle tuż przed wyjściem sprawdziła stan swojej torebki i ruszyła przed siebie. Wyjątkowo wybrała dziś boczne uliczki. Musiała pomyśleć i doprowadzić siebie do ładu. Nie mogła pozwolić, aby jeden mały, nieprzemyślany krok zniszczył coś, co budowała tak długo. Mimo, że to nie był szczyt jej marzeń, ale było prawie idealnie tak jak jest. Nawet sprzedawanie alkoholu jej nie przeszkadzało i występy przed pijaną publicznością. Mogła wszystko znieść póki działała na własnych zasadach i nie musiała słuchać marudzenia matki oraz paplaniny siostry, która świetnie się zabawiała z bogatym narzeczonym. Były siebie warte i jedna, i druga były podobne jak dwie krople wody, nawet sposób działania oraz styl życia miały taki podobny. No cóż, nie daleko pada jabłko od jabłoni. Za to Eira od maleńkości była inna i trochę bardziej zbuntowana. Lecz szczerze, nie obchodziło jej to, ani trochę, bo czemu miałoby? Jedyne co im zawdzięczała to nauczenie się, jak radzić sobie sama. Tylko dzięki temu nie potrzebowała mężczyzny, aby zarobić, aby mieć jak żyć. Jej matka i Blair nie wyobrażały sobie co by się stało, gdyby nagle straciły fortunę mężów/narzeczonych. A mówią, że to Eira ma toksyczne związki i jest ich przyczyną.

- Przepraszam panienko. Pani Eira White?- drogę zagrodził jej gruby mężczyzna w podstarzałym wieku, już na pierwszy rzut oka było widać, że jest pijany i ledwo kontaktuje.

- Nie, przepraszam, chyba panu coś się pomyliło- okłamała go, bo już na pierwszy rzut oka wiedziała, że to może źle się skończyć. Co ją podkusiło do przechadzania się przez podejrzane uliczki? Musiała być okropne zła, lekkomyślna, a co najważniejsze, głupia. I pomimo jej małego kłamstwa, obcy nie chciał się odczepić i jedynie, chwiejnym krokiem, zmniejszył odległość pomiędzy nimi. O tak, to definitywnie okropnie się skończy, a kiedy mężczyzna nagle pocałował ją, bez żadnych skrupułów, powaliła go jednym kopnięciem na ziemię. Ominęła go, prychając i przyśpieszyła kroku, ostatni raz rzucając spojrzenie na zwijającego się z bólu, mężczyznę. Musiała podziękować Finnowi za nauczenie jej tego, bo to naprawdę przydatka „sztuczka".

Widząc budynek, w którym umówiła się na spotkanie, zwolniła kroku i była szczęśliwa, że nic więcej jej nie spotkało. Pomimo wszystko ten drobny incydent zdenerwował ją. Wchodząc do środka, uśmiechnęła się i rozejrzała dookoła. Była to niewielka kawiarenka, lecz zamiast kawy, dawało się poczuć alkohol. Nawet tu dolewali zakazany trunek do wszystkiego czego się dało. Lucky'iego zauważyła siedzącego w najdalszym kącie pomieszczenia

- Dobrze, że już jesteś. Musimy porozmawiać- bez żadnych zbędnych przywitań Lucky od razu przeszedł do sedna, każąc jej usiąść.

- To już wiem, tylko o czym?- nie odpowiedział jej, zamiast tego podał najnowszą gazetę. Głównym tematem był artykuł o morderstwie. Nic nie rozumiała, lecz bez słowa wczytała się w tekst. No tak, na przedmieściach miasta zabito jakąś młodą dziewczynę, której Eira ani trochę nie kojarzyła.

- I co to ma do rzeczy?- spytała się, oddając gazetę.

- Nie kojarzysz jej? A szkoda, śpiewała kiedyś z tobą jak zaczynałaś- dziewczyna próbowała przypomnieć sobie cokolwiek, lecz w głowie miała kompletną pustkę, a mężczyzna nie naciskał i tylko machnął ręką.

- Lecz to najmniej ważne, chciałem cię tylko poprosić o ostrożność. Tylko tyle- powiedział i wstał, zakładając swoją marynarkę i kapelusz. Nigdy nie miał dużo czasu, chyba że na przechwalanie się i imponowanie dziewczynom w barach. Na to mógł zmarnować wiele godzin. Cicho podziękowała mu, a on zniknął w asyście dwóch kobiet, które kleiły się do niego niemiłosiernie. I co teraz? Wieczór był jeszcze młody, a ona nie miała żadnych planów. Nawet zastanawiała się czy nie iść, gdzieś z Kass się upić, ale codziennie tego robić przecież nie mogła. Westchnęła z rezygnacją i rozejrzała się po kawiarni. Wydawało się jej nawet, że widzi Caluma, ale od razu wyrzuciła z głowy ten pomysł. Postanowiła przejść się pooglądać występy jej koleżanek po fachu. Z takim postanowieniem udała się w stronę najbliższego baru.

- Calum?- pisnęła, kiedy wychodząc przypadkiem na niego wpadła. Pierwszą myśl, jaka przyszłą jej do głowy, to to że on ją śledzi. Skąd on tu się znalazł?

- Witam, drogą pannę- ukłonił się, ściągając kapelusz i zaśmiał się. Dziewczyna musiała mocno zagryźć policzek, aby nie uśmiechnąć się, wyglądał tak uroczo, a chyba nie powinien. Znaczy, tak, koniecznie musi coś ze sobą zrobić.

- Co ty tu robisz?

- Przyszedłem po ciebie, od Kassidy słyszałem, że tu będziesz.

- Ale po co?- była w głębokim szoku, lecz zarazem Kass mogła mu cały jej życiorys wypaplać, aby tylko zobaczyć ciemnowłosą na ślubnym kobiercu... z kimkolwiek. Jej przyjaciółka kochała bawić się w swatkę.

- Jak pójdziesz za mną to ci pokażę- raz mu zaufała, więc czemu tym razem miało być inaczej? Nawet jak specjalnie pchała się w sidła śmierci to się nie bała, bo on w jakiś pokręcony sposób zdobył jej zaufanie, choć na trochę. Kiwnęła głową i ruszyła za nim.

* * *

- Wszystko gotowe?

- Jak dasz mi działać na własną rękę, to tak.

- Dobra, ale tylko pamiętaj, że długo czekać nie będziemy- odrzekł i spojrzał z rozbawieniem na związaną dziewczynę. Nawet nie drgnął, kiedy strzelił, wycelowanym w nią, pistoletem. Była to szybka robota, zaśmiał się i rzucił narzędzie zbrodni, swojemu towarzyszowi.

- Może się przydać- powiedział i odszedł, zostawiając wykrwawiającą się dziewczynę na pastwę losu. Zemsta wspaniale smakuje, a wygrana jeszcze lepiej, więc czemu miałby przestać?

* * * 

To jest katastrofa, ale zaczynałam ten rozdział tyle razy i już mam go dość. Jest beznadziejny, za co przepraszam. Chciałam już powoli zacząć akcję, lecz nie potrafiłam i jak najszybciej chciałam skończyć to coś zwane rozdziałem trzecim . Ew toż to katastrofa istna. Może za to następny mi lepiej wyjdzie 

Komentujcie, gwiazdkujcie xx



Teatr // cthWhere stories live. Discover now