✘współpracownik

8K 454 33
                                    

Szybko przebierając nogami, śpieszyłam się przez przejście dla pieszych. Mój budzik, który zdecydowanie muszę zastąpić nowszym modelem, znowu nie zadzwonił, przez co miałam tylko dwie minuty do punktualnego przybycia na miejsce. Ugh, jeszcze na dobitkę autobus mi uciekł i musiałam sprintem pokonywać resztę drogi. 

Dzisiaj jest poniedziałek, dlatego trudno się dziwić mojemu nieszczęściu. 

Minutę po dziewiątej jak huragan wpadam do kawiarni, co doprowadza do tego, że zaskoczone spojrzenie Mildred atakuje mnie, gdy tylko się on odwraca. Przez chwilę mierzy mnie zdziwionym wzrokiem, jednak po chwili krzyżuje ręce na biodrach i przypatruje mi się spod przymrużonych powiek. 

-Co ci się stało Pamberly?- spytała kobieta od niechcenia. Jej twarz krzywiła się z niesmaku, a dłonie, które chwilę temu trzymały jakiś plik kartek, właśnie je odkładały do teczki. 

-Budzik.Nie.Zadzwonił.I...- nie dokończyłam swojej sapiącej litanii, gdyż Mildred przerwała mi stanowczym uniesieniem palca. 

-Nie obchodzi mnie bieg wydarzeń twojego poranka.- uśmiechnęła się kwaśno, jakbym powiedziała coś co najmniej obrzydliwego. Ta kobieta była wyjątkowo rygorystyczna, surowa, sarkastyczna, oschła i bezkompromisowa. I do tego bardzo młoda, co na początku zwróciło moją uwagę, gdy ubiegałam się o pracę tutaj.- Bierz się do roboty, zaraz przyjdzie klientela.- zakomenderowała, ujmując w swoje ręce wszystkie dotychczas przeglądane dokumenty. Czerwona szminka na tle pergaminowej skóry, wyglądała jak krew na śniegu.- O i zanim pójdę, dzisiaj ma do nas dołączyć ktoś nowy. Mam nadzieję, że wprowadzisz go w tutejsze zasady i klimat, bym nie musiała się dodatkowo denerwować.

Zmarszczyłam brwi w akcie konsternacji.

-Ktoś nowy?

-Tak, Lena. Ktoś nowy.- powiedziała to takim kpiącym i pouczającym tonem, że aż poczułam chęć zderzenia się z obrotowymi drzwiami jakiegoś drapacza chmur.- Niedawno dałam ogłoszenie o chęci zatrudnienia kogoś do pomocy, bo z tego co zauważyłam ty i Gavin nie dajecie sobie zbytnio rady sami.- odparła i powędrowała do swojego gabinetu, niosąc za sobą stukot swoich czarnych obcasów.

Wykręciłam oczami i stłumiłam w sobie chęć wylania jej świeżo przygotowanego wrzątku na twarz. Chociaż w sumie to nie byłby taki zły pomysł. Pokręciłam głową z jałowym uśmiechem i odgoniłam psychiczne myśli, by czasem nie pokwapić się nad ich realizacją. 

Podreptałam do zaplecza, gdzie już siedział Gavin na szafce; jego nogi dyndały w powietrzu. Podniósł na mnie wzrok swoich kasztanowych oczu i uśmiechnął się na powitanie. 

-Cześć, Leniuchu. 

-Hej, Geju.- odpowiedziałam mu tym samym. Zawsze tak się witaliśmy; było to coś w rodzaju naszego codziennego rytuału. 

-Wyglądasz jakby napadł na ciebie terrorysta i zgwałcił tyłem.- skomentował blondyn. Cóż, nie wyglądałam jak modelka, w szczególności po dzisiejszym zamieszaniu. 

-A ty za to wyglądasz jak lizus mamusi, który jeszcze nie zrezygnował z cycka.- wytknęłam mu język i powiesiłam płaszcz na wieszaku. W torebce znalazłam zapasowy zapas gumek do włosów, po czym wzięłam jedną, by jakoś nadać mojej fryzurze bardziej ludzkiego wyglądu. 

-Wyglądasz jak Wendigo z szopą siana na głowie.- wyszczerzył się do mnie. 

Wykręciłam oczami i szybko ubrałam się w roboczy strój w postaci firmowego T-shirtu z logo naszej kawiarenki. Usłyszałam dzwonek przy drzwiach informujący o nadejściu jakiegoś klienta, dlatego po ostatniej poprawce pogniecionego ubrania, poszłam zobaczyć kto przyszedł. 

Moje oczy przybrały rozmiary spodków od filiżanek, a moje ciało zastygło w bezruchu. 

-Zayn?- zdziwiłam się. W sumie nie wie co mnie tak zaskoczyło, skoro ostatnio ciągle na siebie wpadamy, gdziekolwiek by to było.

-Nie, Madonna.- prychnął sarkastycznie i wyjął z kieszeni kurtki smukłe dłonie, którymi po chwili zdjął czapkę. 

-Przyszedłeś się ponabijać z tego, że parzę kawę zamiast chodzić na huczne balangi jak ty?- rzuciłam z uniesioną brwią. 

-Brzmi nieźle, ale jestem tutaj z zupełnie innych powodów.- odparł.- Pracuję tutaj.- popatrzył na mnie z błyskiem satysfakcji w oczach. 

Gdyby nie to, że moja szczęka była przymocowana do czaszki, dawno by leżała w kawałkach na świeżo wypolerowanych kafelkach. 

-Jak...jak to? Ty jesteś tym nowym pracownikiem?- niemalże krztusiłam się wypowiadanymi słowami. 

-Aż takie zdziwienie, że chcę zarobić trochę kasy? No sorry, ale rodzice przestali mi wysyłać hajs na opłacanie mieszkania i od teraz muszę wziąć sprawy we własne ręce.- powiedział pretensjonalnie. 

-To jakaś masakra!

-No wiem! Muszę od teraz harować jak wół i jeszcze za jakieś marne grosze!

-Nie mówiłam o tym.- parsknęłam.- Nie możesz tutaj pracować!- wyrzuciłam ręce w powietrze i ze zrezygnowaniem przysiadłam się na krześle. 

-Owszem może, Pamberly.- podskoczyłam na siedzeniu, jak tylko surowy głos mojej przełożonej rozbrzmiał obok mojego ucha.- Miło mi pana widzieć panie Malik.- uśmiechnęła się ciepło i podała mu swoją rękę w oczekiwaniu na to, że ją ujmie. Pierwszy raz chyba widziałam, żeby się szczerze uśmiechnęła do kogoś.- Mam nadzieję, że dobrze będzie ci się u nas pracowało. 

-Oh, na pewno.- mówiąc to, posłał mi ukradkowe spojrzenie, przesycone przebiegłością. 

Ugh z wielką chęcią przetestowałabym na nim jedną z moich chorych koncepcji morderstwa.

BUM!SZAKALAKA JEST I KOLEJNY XDXD szybko dość dodałam ;_;

tak jakoś chyba bdę dodawać codziennie 1-2 rozdziały bo się lenię, a muszę się tego oduczyć XDXDXD 




mature♨ z.m. ✅Where stories live. Discover now