number five

6.6K 419 160
                                    



Spojrzałam na zegarek.


19:37


O cholera, ile ja spałam.



Wyjrzałam przez wielkie balkonowe okno, przez które zobaczyłam tylko jedną wielką ciemność oraz pojedyncze światła lamp ulicznych. Stwierdziłam, że jest to świetna pora na spacer.



Założyłam czarne skórzane buty oraz niebieską jesienną kurtkę. Po siłowaniu się chwilę z kablem od słuchawek, podłączyłam je do telefonu i wyszłam z domu, przekręcając zamek brązowych drzwi kluczem.



Włączyłam moją ulubioną playlistę, którą nazwałam "sad songs" i kliknęłam na losowy utwór. Akurat trafiło na piosenkę "Adele- Hello". Idealnie. 



Ruszyłam przed siebie. Jesień dawała się już we znaki, bo od godziny 16 było ciemno na dworze jak w dupie. Ogólnie to nie przepadałam za jesienią. Za to uwielbiałam lato, a szczególnie wakacje.



Spoglądając w prawo, ujrzałam dom Tiffany. W oknie ujrzałam osiemnastoletniego brata Tiff - Matta, który z wielkim bananem na twarzy machał do mnie. Zrobiłam to samo i poszłam dalej. 



Zapomniałam wspomnieć, że dziewczyna należy do dość zamożnej rodziny.
Jej mama z zawodu jest nauczycielką w przedszkolu, a ojciec prawnikiem. Pani Noah jest przesympatyczną osóbką, natomiast pan Thomas należy do grupki ludzi bardzo pracowitych, co wiąże się z niewielką ilością czasu spędzanego w domu.


Owa rodzina mieszka w sporej willi, mającej 3 piętra oraz: 8 sypialni, 4 łazienki, 3 kuchnie i 5 pokoi. Dodatkowo na zewnątrz znajduje się ogromny basen.


Zanim jej rodzice stali się bogaci poprzez jakąś loterię, Tiff zachowywała się normalnie i nie udawała pustej lalki. Jak to mówią "uderzyła jej do głowy woda sodowa".


Niby pieniądze nie zmieniają, a jednak..


Postanowiłam udać się do miejsca, do którego zawsze przychodzę, gdy jestem smutna. Jest to moja oaza spokoju, moje ulubione miejsce, które odkryłam jeszcze w czasach dzieciństwa. Aby dojść do celu, musiałam przejść przez niewielki lasek. Droga nie była ani trochę oświetlona, więc wspomagałam się latarką z telefonu. Jakoś dałam radę i po dziesięciu minutach drogi oraz przesłuchaniu w tym czasie trzech piosenek byłam na miejscu.


Długo tu nie przychodziłam. Od ostatniego czasu te miejsce bardzo się zmieniło. Pamiętam, że poprzednim razem byłam tutaj zimą zeszłego roku. Rozejrzałam się dookoła i stwierdziłam, że nigdy tutaj nie było aż tak niesamowicie.


Małe jeziorko, które znajdowało się na przeciwko mnie, przybrało pięknych odcieni. Z czerwonych, żółtych, brązowych oraz zielonych liści powstała ścieżka. Wyglądała przecudownie. Przynieśli nawet tutaj trzy ławki, których wcześniej nie było, a to oznaczało tylko jedno: to miejsce nie jest już tylko i wyłącznie moim miejscem. Na tę myśl lekko posmutniałam, ale pogodziłam się z nią. W końcu było to miejsce publiczne.



Usiadłam na jednej z dużych ciemno brązowych ławek, chowając głowę pomiędzy kolanami. Tak, specjalnie musiałam przyjść w jakieś ustronne miejsce, żeby się wypłakać. Dom i obżeranie się miętowymi lodami już mi nie wystarczały.



Myślałam nad wszystkim - od czasów mojego strasznego dzieciństwa aż po dzisiejsze. Rozmyślałam nad moimi relacjami z Tiffany. Zauważyłam, że ostatnio ciągle mnie olewa. Już chyba nic jej nie obchodzę. Czuję, że nasza przyjaźń traci wartość, przestaje powoli istnieć. Krótko mówiąc rozpada się na kawałki.



W tym momencie potrzebuję pomocy bliskich, a jedyną osobą w Toronto jest właśnie Tiff.



Po raz kolejny moje rozmyślania coś albo ktoś przerwał. Cholera. Był to dzwoniący telefon, a konkretnie moja mama. Po pięciu dniach postanowiła się do mnie odezwać. Szacun mamo. Szybko otarłam łzy, przełknęłam ślinę i odebrałam.



- Cześć skarbie, jak się czujesz? - spytała.
- Dobrze - skłamałam. - A ty?
- U mnie wszystko w porządku, a co robisz?
- Właśnie oglądam mój ulubiony serial - kolejne kłamstwo z moich ust, ups.
- Słuchaj, córuś. Chciałabym cię strasznie przeprosić - słychać było w jej głosie zakłopotanie. 
- Za co?
- Wiesz skarbie - oho, miłe słówka. Ciekawe co teraz mi powie. - Znalazłam tutaj w Meksyku pracę. Oczywiście tymczasową. Wrócę dopiero za miesiąc, może półtora. Naprawdę cię przepraszam, ale chciałabym żeby żyło nam się jak najlepiej. Przyjadę za tydzień i zostanę na dzień albo trzy. Wtedy spędzimy ten czas razem, a potem ponownie wrócę do cioci. Dobrze?
- Dobrze, mamo - przełknęłam gulę w gardle.
- Będę kończyć, bo nie chcę ci przeszkadzać w oglądaniu. Kocham Cię, buziaki! A i masz pozdrowienia od cioci!
- Pozdrów ją także, pa - rozłączyłam się i momentalnie rozryczałam jak bóbr.



Zdecydowanie jestem zbyt wrażliwą osobą.



Nie obchodziło mnie już, że byłam w publicznym miejscu, a na ławce obok siedziało dwóch starszych mężczyzn, patrząc się na mnie jak na idiotkę. Zresztą, mam to w dupie.



Teraz nic mnie nie obchodziło. Schowałam twarz w dłonie i starałam uwolnić z siebie wszystkie złe emocje, jak to bywało w moim zwyczaju.



Lepiej jest to wszystko z siebie wyrzucić, niż kumulować i cierpieć dwa razy więcej.



- Coś się stało? - usłyszałam nieznany mi dotąd męski głos.













Problem | s.m.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz