number three

6.7K 436 112
                                        


- Właśnie miałam iść do pielęgniarki, bo strasznie źle się czuję... - nie skłamałam. Ostatnio coraz częściej zdarzało mi się mdleć.
- Och, Emmo - podeszła do mnie - Co się ostatnio z tobą dzieje dziecko. Rzadko widuję cię w szkole 
- Jak pani wie, na razie mieszkam sama i nie jest mi łatwo - tym razem także powiedziałam prawdę.
- Kiedy mama wraca? - zapytała z troską w głosie, mimo że nie należy do najsympatyczniejszych nauczycieli.
- Za dwa tygodnie
- Och... - przyjrzała się mojej twarzy. -  Widzę, że nie wyglądasz najlepiej.. Możesz iść do domu, usprawiedliwię to u twojej wychowawczyni
- Dziękuję, do widzenia - powiedziałam, kiedy kobieta zaczęła się oddalać.


Pani Moon odeszła, a ja nadal stałam w tym samym miejscu.


Byłam zaskoczona, że po tak krótkiej rozmowie pozwoliła mi pójść do domu, a na dodatek usprawiedliwi to u pani Welsey.
Nigdy nie znałam dyrektorki od tej strony. Jej słowa bardziej uświadomiły mnie, że Tiffany się nie myliła. Zresztą jak się później okazało - ja także.


Zbiegłam po schodach do szatni, przez którą musiałam przejść, aby wydostać się z tego piekła.
Wyjęłam z kieszeni słuchawki, powoli zmierzając w kierunku domu. Mijałam osiedla mieszkalne, park, plac zabaw oraz przedszkole, z którego właśnie wychodziły jakieś dzieciaki.


Przechodząc obok sklepu stwierdziłam, że do niego zajdę, ale moja przeszkodą były mroczki, które znikąd pojawiły się przed moimi oczami. Było ich coraz więcej. Do tego doszły silne zawroty głowy. Musiałam szybko usiąść na krawężniku, aby nie stracić przytomności. Przechodnie, idący obok mnie, nie zwracali na moją osobę ani trochę uwagi. Wzięłam kilka głębokich oddechów, odczekałam chwilę, wstałam i chwilę potem ruszyłam dalej.


Dokładnie dwadzieścia trzy minuty później byłam już na moim osiedlu. Wchodząc przez furtkę, zobaczyłam na podwórku obok sąsiada, który coś majstrował. Rzuciłam w jego stronę "Dzień dobry" i wchodząc na schody, przekręciłam zamek od drzwi.


Przeszłam przez próg mieszkania, a następnie szybko zdjęłam obuwie oraz odłożyłam na bok torbę. Ruszyłam do salonu, gdzie rzuciłam się na wygodne łóżko. Umierałam ze zmęczenia.



Postanowiłam włączyć telewizor, w którym jak się okazało, nie leciało nic ciekawego. Przełączyłam program na kanał muzyczny, na którym właśnie rozbrzmiewała melodia mojej ulubionej piosenki.



Właśnie w tym momencie przypomniało mi się, że przez moje niedoszłe zemdlenie nie wstąpiłam do sklepu, a tak miałam ochotę na szybki obiad, czyli zupkę chińską. 



Nagle usłyszałam dzwoniący telefon. Mimo uczucia zmęczenia i zniechęcenia do wszystkiego w okół, poszłam na korytarz, w celu wzięcia mojej torby. Otworzyłam najmniejszą kieszonkę i wyjęłam urządzenie. 



Tiffany



Zawsze na przerwach zamiast podchodzić do mnie, dzwoniła. Chyba wolała poświęcać ten czas innym super laskom, a mi tylko telefonicznie.



Cóż, mało istotne.



Kliknęłam zieloną słuchawkę.


- Cześć laska, nie uwierzysz!- krzyknęła.
- Co jest?
- Cameron zaprosił mnie do kina! - pisnęła podniecona.
- Ta, to fajnie
- Wiem - chyba nie wyczuła mojej ironii. - Wiesz co Em? Chyba trzeba cię z kimś zeswatać! 



O nie.



- Nie dzięki. Kończę, źle się czuję
- To idź do piguły - powiedziała, jakby nie zauważyła mojej nieobecności.
- Nie ma mnie w szkole, zwolniłam się
- Serio? Och, wybacz. Jestem zbyt zajęta...
- ... Cameronem, znając życie. Pewnie, leć do niego - przerwałam jej zdanie, którego chyba i tak nie miała zamiaru dokończyć.



Rozłącz


Zastanawiałam się chwilę, po czym kliknęłam ten cholerny przycisk.
Włączyłam ustawienia, a następnie wybrałam tryb samolotowy, aby nikt się do mnie nie dobijał.
Odłożyłam telefon na stolik i zasnęłam.










Problem | s.m.Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora