Darkness comes and goes, but the sun will always be back, right?

Start from the beginning
                                    

- Może wycięli z niej jakieś metafory...

- Wieloryb reprezentuje skryte, niszczycielskie siły, które pragną przebić się na powierzchnię wyniosłego świata - wtrącił Harry. Przemówił chyba po raz pierwszy tego wieczoru i wszystkie głowy natychmiast zwróciły się w jego kierunku.:

- Hę? - wydukał Zayn, wyraźnie zdezorientowany. Kiedy złapał się na tym, zerknął na mnie z zażenowaniem.:

- Podoba mi się wieloryb. - dodał Harry posępnie, wciąż wpatrując się w talerz.: - I Ahab. Rozumieli znaczenie wytrwałości. Umieli czekać na właściwy moment. - Uniósł głowę i przeszył mnie spojrzeniem, ostrym niczym jego kły.:- I zaakceptowali swoje wspólne przeznaczenie, choć było dość ponure.

Nie! Poczułam ucisk w żołądku. Jeśli Lucjusz zacznie teraz mówić o zaręczynach, Zayn ucieknie gdzie pieprz rośnie. Poza tym dlaczego mówi o naszym wspólnym przeznaczeniu jako „ponurym"? Czyżby sugerował, że poślubienie mnie byłoby porównywalne do szaleńczego pragnienia zabicia wieloryba? - Harry, jak ci idą treningi koszykówki? - zapytałam, próbując desperacko zapanować nad rozmową.

- Widziałem cię na sali, stary - wtrącił Zayn.:

- Jesteś normalnie skazany na NBA. Tym wsadem mógłbyś zdobyć dla drużyny mistrzostwo stanowe. Podczas ćwiczeń bijesz wszystkich na głowę.

- Ach, tak, ćwiczenia - odezwał się Harry znudzony.:

- Dzięki ćwiczeniom zdobywasz umiejętności - stwierdził Malik. - Trzeba ćwiczyć. Bez tego ani rusz.

- Ćwiczenia są nużące - sprzeciwił się Styles, nawet nie patrząc w stronę rozmówcy.:

- Wolę rywalizację, a ty Ptaszyno?

- A ty, Zayn? Chyba ćwiczysz zapasy, prawda? - zapytał tata, podając mu półmisek bigosu. Rodzice przechodzili okres fascynacji kuchnią polską. Danie główne dzisiejszego wieczoru składało się z rozgotowanej fasolki. W moim domu było nie do pomyślenia, by wrzucić parę burgerów na ruszt i urządzić grilla w ogródku, kiedy przychodzili goście. Zayn spojrzał nieufnie na jasnozieloną papkę, ale wziął półmisek.:

- Tak. Trenuję zapasy. W tym roku jestem kapitanem drużyny...

- Jakie to greko-romańskie. - stwierdził Harry oschle, unosząc kulkę fasolki, by następnie pozwolić jej spłynąć z widelca.:

- Mocowanie się na matach.

Zayn rzucił mi zdezorientowane spojrzenie. Odpowiedziałam mu wzruszeniem ramion, które miało znaczyć: „Zignoruj humorzastego ucznia z wymiany". Mama rzuciła swoją serwetkę na stół.:

- Harry, mogę cię prosić na chwilę do kuchni?

Tylko że to wcale nie była prośba. Och, dzięki Bogu. Obiecałam sobie w duchu, że w ramach podziękowania posprzątam mój pokój albo zrobię pranie. Nawet jeśli wśród brudów znajdę bokserki wampira. Byłam jej to winna. Harry podążył chyłkiem za mamą. Przy stole zapadła niezręczna cisza, podczas której wszyscy udawaliśmy, że nie słyszymy dochodzących z kuchni wygłaszanych teatralnym szeptem fraz w stylu: „wziąć udział w uprzejmej rozmowie", „ograniczony umysłowo prostak" i „usunąć się". Kilka minut później drzwi kuchenne głośno trzasnęły. Mama wróciła do nas sama.:

- Kto chciałby jeszcze placka kukurydzianego? - zapytała i uśmiechnęła się ponuro, nie wyjaśniając nawet słowem nieobecności bardzo irytującego londyńskiego nastolatka. Po drugiej stronie stołu posiłek Harry'ego zastygł na porzuconym talerzu. Kiedy Zayn wyszedł, zajrzałam za dom. Harry ćwiczył przy garażu rzuty do zardzewiałej obręczy, o której istnieniu wszyscy już dawno zapomnieli.

Kozłował, celował, a piłka wpadała do kosza. Przeczekałam z dziesięć takich rzutów, zanim mu przerwałam.:

- Hej.

Odwrócił się i wcisnął piłkę pod pachę. W bluzie z logo Addidas, którą kupiła dla niego mama, wyglądał, o dziwo, jak typowy londyński uczeń szkoły średniej. Dopóki nie przemówił.:

- Dobry wieczór, Annabelle. Czemu zawdzięczam twoją wizytę? Czy dziś nie zabawiasz gościa?

- Zayn, musiał już iść.

- Jaka szkoda. - Harry rzucił piłkę przez ramię. Wpadła do obręczy.:

- Co się dziś z tobą stało? Nie słyszałeś, jak obraźliwie mówiłeś o nim w kuchni?!

- Naprawdę? - Loczek sprawiał wrażenie nieco strapionego.:- Nie chciałem tego. To zbyt prostackie.

Skrzyżowałam ręce na piersi.:

- Czy masz jakieś uwagi na temat Zayn'a? Bo jeśli tak, powiedz mi to prosto w oczy, zamiast wygłaszać grobowe wykłady na temat wielorybów i przeznaczenia.

- Cóż mógłbym dodać? Określiłaś się już dość jasno.

- Nie wiem, o co ci chodzi? - wyznałam szczerze. - Jeszcze wczoraj było dobrze. Myślałam, że między nami już wszystko dobrze..

Piłka przytoczyła się do nóg Harry'ego. Nachylił się, żeby ją podnieść, a potem przesunął kciuk po jej wytartych szwach, unikając mojego wzroku.:

- Tak.. Faktycznie tak myślałem... ale dzisiejszego wieczoru, kiedy zobaczyłem, jak na ciebie patrzy...

- Co? - przerwałam mu. Harry był zazdrosny?

- Po prostu go nie lubię. - wyznał w końcu.: - Nie jest dla ciebie wystarczająco dobry. Bez względu na twoje postrzeganie naszej niestabilnej na razie relacji, doceń swoją wartość i nie zadowalaj się byle mężczyzną. Byle chłopcem.

- Nie znasz Zayn'a. - odparłam. Czułam, jak narasta we mnie złość. - Nawet nie starałeś się go poznać. Próbował być dla ciebie miły podczas kolacji.

Harry wzruszył ramionami.:

- Widzę w szkole, jak ciężko przychodzi mu zrozumienie podstawowych pojęć na literaturze angielskiej. To wiele o nim mówi, nie sądzisz?

- Zayn nie lubi Moby Dicka. Co z tego? Mnie też nie podoba się ta książka! - warknęłam. Styles sprawiał wrażenie rozczarowanego albo z jakiegoś powodu smutnego.:

- Mam dzisiaj bardzo dziwny nastrój. - powiedział, znów unikając mojego wzroku.: - Nie jestem najlepszym towarzyszem. Może byłabyś tak miła i zostawiła mnie sam na sam z moimi myślami?

- Harry...

- Bardzo cię proszę, Ptaszyno. - Odwrócił się do mnie plecami i wyrzucił piłkę jedną ręką. Przeleciała przez obręcz, nawet jej nie dotykając.:

- Dobrze. Pójdę.

Lucjusz wciąż rzucał do kosza, gdy godzinę później wyszłam na zewnątrz. Było już ciemno. Grał w niewielkim kręgu światła reflektora znad drzwi garażu. Teraz ćwiczył dwutakty. Chciałam go zawołać, ale ostatecznie zmieniłam zdanie. Determinacja, z jaką wykonywał rzut za rzutem, ani razu nie pudłując, wyskoki ponad obręcz i siła wbijania piłki do kosza - jakby chciał ją ukarać - wszystko to mnie trochę wystraszyło.



^^

Jak obiecywałam jest rozdział :) Zapraszam do komentowania. Naprawdę motywują!


Promises   h.sWhere stories live. Discover now