Come back to me my friend.

24 2 0
                                    


- HEY! - Oparłam się o zimną ścianę sali gimnastycznej i osunęłam na podłogę obok Mindy, która została wyeliminowana tuż przede mną.:- To musiało boleć. - Dziewczyna unikała mojego wzroku. Obserwowała grę zbijaka z takim przejęciem, jakby wysoko obstawiała wynik.:- To tylko piłka...

- Ale ten idiota, Dane, celował prosto w twoją głowę.... - Mindy odsunęła się nieco. Nawet na mnie nie spojrzała.:- Wcale tak nie bolało... - Wciąż jesteś na mnie obrażona? Czy tylko przerażona? - zapytałam. Brunetka wzruszyła tylko ramionami.:- Chyba jedno i drugie... - Najpierw zaczęłaś znajdować wymówki, abyśmy nie jadły razem lunchu, potem przestałaś odbierać moje telefony... Unikasz mnie od dwóch tygodni, Min.

Dziewczyna zaczęła bawić się sznurówkami. Rozwiązała je i zawiązała z zaangażowaniem godnym pięciolatki.:- Jestem po prostu zajęta i.. I.. nie za bardzo przepadam za Matthew...

- Wcale nie jesteś taka zajęta! - W końcu przyjaciółka uniosła wzrok.:- Przepraszam, Ann, ale...

- Ale co?

- To wszystko stało się dla mnie zbyt dziwaczne...

- A więc wierzysz plotkom! - Jej spojrzenie znów powędrowało w stronę boiska.:- Sama nie wiem, co wierzyć.  A ty nie chcesz mi nic powiedzieć! - To skomplikowane..- odparłam.:- Ale gdybyś mi zaufała, dopóki wszystkiego nie wyjaśnię...

Mindy znów popatrzyła w moją stronę. Tym razem w jej oczach malował się strach.:- Nie chodzi tylko o ciebie, Annabelle. - A więc o co? - To... on. On cię zmienił. Coś ci zrobił. Tak, jak Faith. Pokazała wszystkie zadrapania.... - Dziewczyna nie musiała mówić, kim był "on". Miała na myśli Harry'ego.:- Wszystko było dobrze, dopóki nie przyjechał. Zmienił cię... Zapewne to on zabił twoich rodziców, a teraz ty jesteś pod jego władzą... - dodała Mindy z żalem i pretensją w głosie, jakby Styles ukradł jej coś cennego. I pewnie, z jej punktu widzenia, tak się stało.:- To nie wina Harry'ego. - powiedziała.:- Niczyja wina, bo wszystko jest w porządku...

- Właśnie, że nie jest?! - Mindy traciła panowanie nad emocjami.:- Wiesz, że lubię Hazzę - że go lubiłam. Ale wszyscy wokół mówią, że on nie jest normalny. Boją się...

- Nie ma się czego bać. 

Dziewczyna próbowała się uśmiechnąć, ale nie bardzo jej to wyszło.:- Skoro tak mówisz, Annabelle, to dlaczego Matthew nieodstępuje cię ani na krok?  - Ale przyjdziesz na moje urodziny, prawda? — zapytałam.:- Na kolację.

Za kilka tygodni osiągałam pełnoletność. Odkąd skończyłyśmy cztery latka, świętowałyśmy nasze urodziny razem. Dawałyśmy sobie prezenty, wcinałyśmy tort i wymyślałyśmy życzenia. Uścisnęłam jej dłoń.:- Przyjdziesz, prawda? - Ale siła, z którą Mindy mi się wyrwała, oraz sposób, w jaki spojrzała przez ramię, żeby sprawdzić, czy nikt nas nie widzi, podpowiedziały mi, że nasz rokroczny rytuał dobiegł końca.:- Przepraszam, Ann..- wydusiła przez zaciśnięte gardło.:- Nie mogę. Nie, jeśli on tam będzie.

- Proszę, Mindy... - Nie miałam jednak szasy dokończyć zdania, gdyż zbłąkana piłka uderzyła w ścianę tuż nad moją głową. Podskoczyłam ze strachu. Mój gwałtowny ruch zwrócił uwagę trenerki Telcian. Zobaczyła, że siedzimy z Mindy pod ścianą i się obijamy. Dmuchnęła w gwizdek.:- Wracajcie tutaj albo zróbcie parę okrążeń! - ryknęła, klaszcząc głośno.:- Nie siedźcie tak, bo wam tyłki urosną!

Zaczęłam przesuwać się plecami do góry po ścianie, jak zwykle próbując stracić jak najwięcej czasu na wuefie na nic nie-robienie, ale Mindy wystrzeliła do góry niczym rakieta. Wpadła w tłum grających, złapała piłkę i z zadziwiającą mściwością zaczęła celować nią w kolegów.  Nigdy wcześniej nie widziałam, żeby Mindy  tak aktywnie uczestniczyła w lekcji wuefu.  Zwykle starała się odpadać w grach jako pierwsza albo symulowała kontuzję -  nie znałam lepszej aktorki, jeśli chodziło o skurcze. Któregoś miesiąca udało jej się mieć okres trzy tygodnie z rzędu. Ale teraz... Teraz Mindy szalała w sali, walczyła o piłkę i strzelała niczym karabin maszynowy w filmie akcji. Może wyobrażała tam sobie mnie, kulącą się przy ścianie.:-  Collins, ty też wracaj do gry. - Trenerka Telcian znów dmuchnęła w gwizdek.: - Natychmiast! -  Zignorowałam ją. Obserwowałam Mindy jeszcze przez chwilę, a potem wyszłam do szatni, poprosiwszy o pozwolenie z taką stanowczością, że nauczycielka najwyraźniej oniemiała z wrażenia, bo nawet nie próbowała mnie zatrzymać.

^^^

- Przykro mi . - usłyszałam za swoimi plecami. Odwróciwszy się za siebie moim oczom ukazała się czarnowłosa dziewczyna.:- O czym ty mówisz? 

- Musisz iść. - oznajmiła.:- Nie sądzę, żebyśmy w jakikolwiek sposób mogły sobie pomóc. Powinnaś... - zauważyłam, że patrzy nad moją głową na coś znajdującego się za mną. Odwróciłam się, żeby podążyć za jej wzrokiem, ale nic nie zobaczyłam.:- Powinnaś... - powtórzyła.:- .. uważać.  - Uważać na co?

Szybkim krokiem ruszyła do drzwi. Przerzuciłam przez ramię skórzaną kurtkę i ruszyłam za nią. Na korytarzu zaczęła biec lekkim truchtem.:- Anno! - zawołałam za nią.:- Zaczekaj! Zatrzymała się gwałtownie, jak gdyby  coś ją przeraziło. Przez sekundę stała bez ruchu, a potem sięgnęła ręką za siebie, jakby chciała... Dziewczyna gwałtownie szarpnęła się, ale zanim się z nią zrównałam, osunęła się na kolana, a cały korytarzowy hałas zamarł i zaległa śmiertelna cisza. Upadłam na kolana obok niej.  KREW!  Czułam ją całą sobą?! 

Twarz Anny zastygła w wyrazie bólu, a jej skóra zrobiła się tak biała, że prawie błękitna.  Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale wysączył się z nich na brodę, a potem na biały kołnierzyk strumień krwi. Zaczęło do mnie docierać, że dziewczyna została zabita na moich oczach. Ale przez kogo?! Jak i dlaczego?! Czy MORDERCA jeszcze tu jest?! -

- Potrzebna jest pomoc! - powiedziałam nieobecnym głosem.:- trzeba wezwać karetkę... 

- Bezsensowo dzwonić po ludzką pomoc, skoro mamy tu martwą wampirzyce, Annabelle! - Przerwał mi, nie kto inny a Harry Styles. Potrzymywałam Annę, która przechylała się na mnie powoli, aż wreszcie zwaliła się całym ciężarem. Kolejny młody chłopak przystanął przy nas i upuściwszy plecak, odezwał się miękkim głosem.:- Co tu się stało, Aniele? - Nie odpowiedziałam mu, bo sama nie miałam bladego pojęcia. Nim się obejrzałam Matthew zdjął ze mnie dziewczynę, położył ją na podłogę i rozpiął bluzę. Włosy dziewczyny rozsypały się dookoła głowy, tworzą rodzaj aureoli, a na jej topie wykwitły dwa czerwone kwiaty.:- Wygląda, jak upadły anioł... - zaczęłam niespuszczając wzroku znad ciała dziewczyny.:- Styles! Ona została postrzelona srebnymi pociskami! - odezwał się Kim, nie spuszczając ze mnie wzroku.:- Była wilkołakiem. 

- Psy nie istnieją! - odrzekł Harry podchodząc do nas bliżej.:- Od stuleci nie było po nich śladu, więc skąd by się nagle taka znalazła w tej właśnie szkole?! - Popatrzyłam na niego, a potem na Matthew, który westchnął głęboko.:- Dobre pytanie. 


Zapraszam do rozdziału!!! Jeszcze z cztery rozdziały i historia skończy się pod znakiem ? Msm nadzieję, że nadal tu jesteście i czekacie z niecierpliwością na rozwój historii. Teraz postaram się tu być częściej, bo cóż... zamieeszanie w moim życiu się zmniejszyło i znów mam czas na pisanie !!

do zobaczenia XX


Promises   h.sWhere stories live. Discover now