[14]

1.3K 227 29
                                    

- To nie tak jak myślisz. - odburknął, czerwieniąc się jeszcze bardziej. Clifford dziwnie się czuł, wprawiając blondyna w zakłopotanie. Pierwszy raz znalazł się w takiej sytuacji i z jednej strony chciał to kontynuować, a z drugiej nie chciał też chłopaka do siebie zrazić. - Po prostu... - zająknął się. - Ładnie to wygląda na półce...

- Wow. - Mike aż gwizdnął z zaskoczenia. - Hemmings pedancik. Kto by się spodziewał. - zaśmiał się cicho, a widząc minę piętnastolatka, szybko zmienił temat. Nie chciał przesadzać. W sumie ta sytuacja po chwili zaczęła i jego żenować. Czul się dziwnie. Jakby jeszcze dłużej naśmiewał się z niebieskookiego, czułby się pewnie jak jakiś idiota znęcający się nad młodszymi. Nawet nie zwracał uwagi na to, że chłopak, z którym przebywał w pomieszczeniu, naśmiewał się nad jego osobą już od samego początku.

Korepetycje minęły dość ciężko. Jak się okazało, Luke Hemmings nie był umysłem ścisłym, a jakikolwiek kolejny temat z podręcznika do matematyki był dla niego czarną magią. Zielonooki natrudził się, wręcz wbijając mu do głowy niektóre rzeczy. Przed spotkaniem miał nadzieję, że korki skończą się na jednej lekcji, lecz niestety po dwóch godzinach spędzonych z piętnastolatkiem zrozumiał, że zanim niebieskooki coś zrozumie, minie jeszcze sporo czasu.

Mimo wszystko czas spędzony u chłopaka nie był taki zły. Okazało się, że blondyn naprawdę lubi czytać i w przerwach między nauką mieli o czym rozmawiać. Zielonooki wreszcie poczuł się dobrze w czyimś towarzystwie, jednak jak to na miłe momenty przystało - nie mogły wiecznie trwać. Korepetycje dobiegły końca, a Michaela czekał powrót do matki, która miała zamiar go wypytywać o dziewczynę, której tak naprawdę nie miał.

Przez całą drogę powrotną szesnastolatek bił się z myślami. Nie miał pojęcia, co powiedzieć matce - że tak naprawdę udzielał darmowych korepetycji, czy może skłamać i przyznać jej rację co do spotkania z dziewczyną.

Wchodząc do mieszkania, starał się zachować ciszę, ale niestety Karen Clifford, jak to na matki jedynaków przystało, wyczekiwała go w kuchni, z której szybko wybiegła na cichy odgłos zamykanych drzwi frontowych.

- I jak było, skarbie? - zapytała, uśmiechając się szeroko.

- Dobrze. - stwierdził niepewnie Mike, używając delikatnie pytającego tonu, co zabrzmiało dziwnie nawet w jego uszach. Karen zmarszczyła brwi, dokładnie lustrując twarz syna, a on poczuł się, jakby prześwietlano jego myśli laserem. Po chwili nie wytrzymał i westchnął, spuszczając wzrok. - No dobra, niedobrze.




Ten rozdział jest... Ugh, taki normalny. Nie podoba mi się, ale trudno. Na punkty kulminacyjne przyjdzie jeszcze czas.

Dzisiaj chyba nie napiszę już nic nowego, bo muszę się jeszcze pouczyć na jutrzejsze dwa sprawdziany, a dodatkowo rodzinka zaprosiła mnie do siebie na popołudnie... I kiedy tu się uczyć? Ugh.

Może jutro nadrobię jakimś rozdziałem, bo pewnie we wtorek znowu nic się nie pojawi. Jadę na wycieczkę i wrócę gdzieś ok.21. A właśnie. Jest tu ktoś z Lublina?


Desperate for friendshipOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz