− Witaj Juan! Co za miła niespodzianka, nieprawdaż? − zapytał mężczyzna.

− Patrick... − Przez ściśnięte przez strach gardło wydobył się słaby, cichy jęk.

− We własnej osobie. − Uśmiechnął się mężczyzna. − Kopę lat, co? Świat jest mały. − Po chwili uśmiech zniknął z jego twarzy. Wymierzył potężny cios w brzuch chłopaka, aż tamten zawył z bólu. − Chciałeś mnie sypnąć skurwielu! Pewnie chciałeś w ten sposób uzyskać złagodzenie wyroku, co? − Juan milczał, więc Patrick uderzył go w twarz. Chłopakowi z nosa popłynęła krew. − Nie nauczono cię, że jak ktoś pyta to należy grzecznie odpowiadać. Pytam po raz ostatni: co ci zaoferowano za moją głowę?

− Byłbym wolny − odparł cicho.

− Ach tak. Wiesz jak kończą kapusie? Oczywiście, że wiesz. Ale nie martw się. Ty nie dostaniesz kulki w łeb jak inni. Dla ciebie przygotowałem coś specjalnego. − Odwrócił się w kierunku swoich goryli. − Rozwiążcie go i zaprowadźcie do samochodu.

Gdy osiłki wykonali polecenie, Juan spojrzał ze strachem w oczach na Patricka.

− Dokąd mnie zabieracie? − spytał.

− To niespodzianka − odparł krotko Ferella. − Na pewno ci się spodoba, zapewniam cię. − Roześmiał się.

Po chwili wszyscy byli już w samochodzie: Patrick, Simon, Juan i dwóch goryli. Przez całą drogę jechali w milczeniu. Nagle wóz zwolnił, a kierowca wysiadł ze środka. Ferella otworzył szybę i wyjrzał przez okno.

− Jesteśmy na miejscu. − Uśmiechnął się z zadowoleniem.

Kierowca wrócił do auta, wrzucił bieg i przejechał przez wielką zardzewiałą bramę. Silnik zgasł. Patrick wysiadł.

− Wysiadka! − krzyknął jeden z goryli.

Kiedy Juan znalazł się na zewnątrz rozejrzał się dookoła. Byli na jakimś starym, nieużywanym torze wyścigowym. Pod nogami czuł żwir i kamienie. Większość ławek było zniszczonych przez jakiś chuliganów. Było ciemno, paliła się tylko jedna latarnia. Pozostałe były wyłączone albo zepsute, nie wiedział tego. Zauważył, że został tylko on, Simon i Patrick. Osiłki gdzieś znikli.

− Po co mnie tu przywieźliście?

− Nie zadawaj tyle pytań, tylko się przygotuj − rzekł Ferella uśmiechając się pod nosem.

− Do czego?

− Przeżyjesz niezapomnianie emocje, gwarantuje. A teraz rozbieraj się!

− Słucham?!

− To słuchaj dalej i rozbieraj się. Ze wszystkiego. No może z prawie wszystkiego. Gaci nie zdejmuj. Nie mam w zwyczaju oglądać męskich klejnotów. − Roześmiał się głośno, a jego śmiech zadźwięczał Juanowi w uszach.



Widziała białe ściany przytłaczające swoim wyglądem. W oknach były wielkie kraty, nie pozwalające na żadną ucieczkę. Sunęła bosymi stopami po zimnej posadzce w kierunku łóżka na którym leżała młoda dziewczyna. Jej twarz była otoczona aureolą jasno brązowych włosów. Oczy miała zamknięte. Spała.

Boże, pomyślała, to przecież ja. Co ja tu robię? Dlaczego się nie budzę? Co się ze mną stało?

Nagle szpitalna sala znikła. Znalazła się w dobrze jej znanym miejscu. Szafa, regały z książkami, biurko i łóżko składały się na skromne wyposażenie tego pokoju. Usłyszała jakieś ciche szmery. Spojrzała na podłogę. Siedziała tam ta sama młoda dziewczyna, co leżała na łóżku szpitalnym, tylko była młodsza. Jej twarz wyrażała radość i pogodę ducha.

Patrzyła na siebie. Czy to jakiś sen, a ja za chwilę się obudzę?, pytała się w myślach.

Do jej uszu dobiegł dźwięk otwieranych drzwi. Po chwili w środku pojawił się młody przystojny chłopak o czarnych włosach. Wolno podchodził do dziewczyny.

Patrick! Tak, to on! Chłopak jej starszej siostry. Zawsze się go bała. Patrzył na nią lubieżnie, tak jakby była całkiem naga. Uciekaj! Chciała krzyknąć do dziewczyny, ale nie mogła. Głos uwiązł jej w gardle. Zamknęła oczy, aby nie widzieć co się za chwilę stanie. Słyszała płacz. Okropny płacz.

To były wspomnienia. Bolesne wspomnienia. Teraz udała się w ich świat. Po policzkach popłynęły jej łzy. Gdy otworzyła oczy znowu była w szpitalnej sali. Wolno podeszła do łóżka i położyła palce na zamkniętych oczach dziewczyny.

− Obudź się − powiedziała. − Już czas. Musisz wrócić na ziemię, do świata żywych. On musi zapłacić za to co zrobił, tylko najpierw się zbudź z letargu w którym trwasz przez niego.

Gdy otworzyła oczy panował lekki mrok. Jedyne światło dawała lampka nocna stojąca obok łóżka na szafce nocnej. Zauważyła młodą kobietę kręcącą się po pomieszczeniu.

− Gdzie ja jestem? − zapytała.

Kobieta odwróciła się. Przez chwilę patrzyła na nią po czym szybko wybiegła z sali. Jak burza wpadła do pokoju lekarskiego. Przy biurku siedział około czterdziestoletni mężczyzna ubrany w biały kitel.

− Co się stało? − spytał podnosząc wzrok zza badań, które właśnie przeglądał.

− Ta pacjentka spod trójki...

− Co z nią?

− Zbudziła się.

Lekarz szybko wstał.

− Zwołaj wszystkich. Niech będą tutaj najdalej za pięć minut.

− A co z jej siostrą? Mam ją zawiadomić?

− Jest już za późno. Jutro z samego rana do niej zadzwonię i powiadomię ją.


Smak zemstyWhere stories live. Discover now