10

4.9K 310 14
                                    

Wychowanie fizyczne dobiegło końca, a ja szczęśliwa ruszyłam do szatni. Jednak gdy się przebierałam, uświadomiłam sobie, że muszę zostać jeszcze jedną godzinę.

— Miłej dodatkowej godzinki z tym przystojniakiem — powiedziała jedna dziewczyna, Jasmine, jeśli się nie mylę.

— Dokładnie, zazdroszczę. Jest naprawdę przystojny — dodała następna, Sam.

— Lepszy od Cole'a — powiedziała inna.

— Od Cole'a proszę się odczepić, a Jamie jest głupim lalusiem.

— Oj Peny, Peny — usłyszałam za sobą, przez co aż podskoczyłam. Ten głupek stał za mną z zadowoloną miną.

Wszedł sobie do damskiej szatni, jakby to było normalne.

— Cześć Jamie. — Dziewczyny zaczęły do niego wzdychać, co było naprawdę komiczne.

— Cześć i pa piękne panie. — Uśmiechnął się, ukazując rząd białych zębów, przez co omal nie zemdlały.

— Pen, zapraszam — powiedział, kłaniając się przede mną i ręką wskazując drogę wyjścia.

Przewróciłam na niego oczami i opuściłam szatnie, najpierw żegnając się z dziewczynami.
Doszliśmy w ciszy do auli. Weszliśmy do środka, gdzie akurat była wredna nauczycielka.

— Dzień Dobry — oznajmiliśmy z szatynem, zwracając jej uwagę.

— Dzień Dobry, mam już dla was zajęcie — oznajmiła, uśmiechając się podejrzliwie. — Posprzątacie kantorek chemiczny, bo jest straszny bałagan. Ja wrócę do was za godzinę i sprawdzę, dopiero wtedy będziecie mogli iść do domu — mówiła nam po drodze do tego "kantorka".
Kobieta tłumaczyła coś chłopakowi, a ja rozglądałam się dookoła. Owszem, bałagan był, ale na szczęście nie aż tak duży.
Gdy skończyła mówić, rzuciła tylko "przyjdę za godzinę" i poszła.
Odwróciłam się i zaczęłam podnosić jakieś rzeczy i odkładać je na szafkę obok. Chwilę później poczułam, że czymś dostałam. Odwróciłam się i ujrzałam rozbawionego chłopaka trzymającego jakieś gąbkowate badziewia.

— Grabisz sobie Biezles — mruknęłam, kręcąc głową.

— Należało ci się, laluniu. — Zaśmiał się.

Pokazałam mu środkowy palec i zabrałam się za dalsze sprzątanie. Naprawdę chciałam już wrócić do domu.

— Może byś pomógł co? — Rzuciłam czymś w niego.

— Już idę.

Poirytowana odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam na jego roześmianą buźkę.

— Co cię tak bawi, Jamie? — spytałam chłopaka, który szedł w moją stronę, trzymając ręce z tyłu.

Stanął za blisko mnie, co spowodowało, że dopiero teraz zauważyłam, jaki był wysoki. Spojrzał się na mnie, dalej się uśmiechając i chwilę później poczułam jego ręce na moich policzkach.

— To mnie bawi. — Zaśmiał się, odsuwając. Dłonie miał wysmarowane jakąś kredą, która teraz znalazła się na moich policzkach.

— Nie żyjesz, Biezles! — krzyknęłam, idąc w jego stronę...

— O nie, tylko mnie nie bij promyczku — droczył się, podnosząc ręce w geście obronnym.

Dźgnęłam go ponownie w żebro, przez co odskoczył ode mnie.

— Ala! To boli — przyznał.

— O, jak mi przykro — powiedziałam, udając smutek i wróciłam do dalszego sprzątania.

~~Jamie~~

Uwielbiałem patrzeć, jak Peny się wkurzała, bo był to całkiem śmieszny widok. Postanowiłem, że zrobię coś jeszcze, aby ją zdenerwować. Miałem już pewien zarys planu, który musiałem teraz wdrożyć w życie.
Dziewczyna sprzątała, a ja zacząłem się rozglądać. Zanim jednak zacząłem ten plan, pomogłem jej tu trochę ogarnąć, aby nie siedzieć tutaj dłużej.
Posprzątaliśmy w ciszy dość sporo. Postanowiłem, że teraz zrobię to, co wymyśliłem, przy okazji sprawdzając, czy ulegnie mojemu urokowi.

— Widzisz, jak chcesz, to potrafisz — powiedziała, siadając na jednym z krzeseł.

Przewróciłem oczami i przysunąłem drugie krzesło naprzeciwko niej.
Spojrzałem na nią, była zajęta pisaniem czegoś na telefonie. Następnie mój wzrok zjechał na jej usta, tak, to był idealny plan. Chciałem się trochę z nią zabawić, bo jako jedyna z dziewczyn, które poznałem, była niedostępna i trudna do zdobycia. Z racji, że lubiłem wyzwania, postanowiłem zaryzykować.
Uśmiechnąłem się triumfalnie na swój cudowny plan i wykorzystując chwilę jej nie uwagi, przysunąłem się do niej i zabrałem jej telefon. Spojrzała się na mnie, marszcząc brwi, a wtedy ja, bez ostrzeżenia zaatakowałem jej usta. Na początku była zdezorientowana, więc pogłębiłem pocałunek, czując wygraną, ale po chwili dziewczyna ugryzła mnie, a ja doskoczyłem od niej jak oparzony.

— Co ty robisz? Pogięło cię? — krzyknęła, odsuwając się.

— Ugryzłaś mnie! — mruknąłem z bólu, dotykając krwawiącą wargę.

— Nie trzeba było mnie całować!

— Nie żałuje!

I oto szalona sąsiadka wygrała, nie ulegając mi jak większość dziewczyn. Teraz jeszcze bardziej pragnąłem zakazanego owocu.

— Co tu się dzieje? — spytała nauczycielka, wchodząc do kantorka.

Kobieta weszła do środka, patrząc raz na mnie, raz na wkurzoną dziewczynę.

— Co się tu stało? Biezles coś ty zrobił? — pytała, a ja próbowałem wymyślić coś sensownego.

— Z półki spadła książka prosto na mnie! Wie pani, ostre rogi miała i oto co się stało — gadałem, pokazując na wargę.

— Aha, dobrze. Poza tym widzę ładnie posprzątane, możecie iść.

Pożegnaliśmy się, wychodząc ze szkoły jak najszybciej. Penelope szła szybciej, dając mi do zrozumienia, że nie zamierza wracać ze mną do domu. Dogoniłem dziewczynę, idąc teraz równo z nią.

— Co ja powiem matce, gdy mnie zobaczy? — spytałem.

— Nie wiem, że nie potrafisz się opanować?

— Jesteś niebezpieczna.

— To tobie odbiło. Trzymaj się ode mnie z daleka!

— Nie mam tego w planach — oznajmiłem.

_____________________________________________________________________________

Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz komentarz, informując mnie, czy poprawiony rozdział ci się podoba.

Give Me A ReasonWhere stories live. Discover now