{5}

1.7K 119 19
                                    

Chciałabym tylko nadmienić, że ten rozdział nie jest napisany z perspektywy głównej bohaterki. Enjoy! :)

***

Dom na łonie natury, praktycznie niemożliwy do wypatrzenia z oddali. Blask wschodzącego słońca odbija się od okien. Wokół znajdują się zielone lasy, do najbliższego miasteczka jest stąd około dwudziestu mil. To miejsce zupełnie odcięte od cywilizacji, wprost idealne, gdy chce się spędzić czas z dala od miejskiej dżungli. Jednak na pewno nie każdy chciałby tu przyjechać w tej chwili. O, na pewno nie.

Dlaczego?

Cóż, na pierwszy rzut oka dom w lesie wydaje się zwyczajny. Drewniany, dwupiętrowy, wokół niego niewielki plac wolny od drzew. Wewnątrz na parterze kanapa, stół, krzesła, nawet kominek. Na górze znajduje się jeden pokój z łóżkiem i fotelem. Przytulnie, prawda? Więc dlaczego nikt nie chciałby teraz znaleźć się w tej okolicy ani, tym bardziej, nocować w tym domu? Och, może ze względu na to, że już tam ktoś jest.

W pokoju na piętrze puste opakowania po pizzy, chipsach, hamburgerach oraz puszki i butelki po napojach zajmują większość podłogi. Nagi od pasa w górę, wytatuowany człowiek o jasnozielonych włosach, ubrany w czarne dresowe spodnie, siedzi na łóżku. Na kolanach trzyma laptop, widać że mężczyzna jest czymś pochłonięty. Czyta jakąś wiadomość, co chwilę wybuchając szaleńczym śmiechem. Jego umalowane na czerwono usta uśmiechają się, kiedy kończy odpisywać na mail. Przesuwa ręką po włosach, po czym odkłada laptop. Przez moment siedzi jeszcze na łóżku z wyciągniętymi nogami, chichocząc. Kręci głową.

- Oh, Harl', ya' little birdbrained doll... Seriously, ya' think ya' can win that game...?

Po tych słowach słyszy odgłos zbliżającego się helikoptera. Leniwie wstaje, podchodzi do fotela, gdzie leży pistolet, wpycha broń do kieszeni i schodzi na dół. Tam bierze ze stołu kawałek zimnej pizzy, wkłada go sobie do ust, a następnie wolną ręką otwiera drzwi. Helikopter ląduje pod domem. Wysiada z niego czterech mężczyzn.

- Szefie, właśnie wyruszyli. Zobaczyliśmy to, bo byliśmy... - jeden z nich zdaje relację z lotu, ale przerywa, widząc że znudzony "szef" macha niedbale ręką.

- Dalej - mówi niewyraźnie z ustami pełnymi pizzy. - Liczba się zgadza?

Mężczyźni patrzą po sobie, zaniepokojeni.

- Chodzi o to, że nie. Z naszych obserwacji wynika, że jest ich więcej niż powinno. Eee, to znaczy, jedna osoba więcej.

Ostatni kawałek pizzy niemalże staje szefowi kołkiem w gardle. Jego wyraz twarzy gwałtownie się zmienia. Jest wściekły, tak to można określić.

- I sądząc po twoim cieniutkim głosiku - wskazuje na mężczyznę, który go o tym poinformował - wydaje mi się, że wiecie o tym nie od dziś - śmieje się demonicznie.

- Nie, szefie, my naprawdę...

Odgłos strzału przeszywa leśną ciszę, odbijając się echem od drzew. Zielonowłosy mężczyzna chowa pistolet do kieszeni. Omija ciało rozmówcy, zbliża się do podwładnych i staje obok nich. Przeciąga się, zamyka oczy, bierze kilka głębokich wdechów, po czym ze standardowym uśmieszkiem zwraca się do reszty.

- Milczeć. Czy ja naprawdę muszę się niepotrzebnie denerwować, kiedy jestem na urlopie, a zostało mi go niewiele? I just wanna, as I say... enjoy nature.

Odwraca się w stronę domu.

- Do wieczora macie czas, żeby dwa razy zastanowić się nad tym, co chcecie mi przekazać. Wtedy porozmawiamy. Radzę wam się nie spieszyć. No, chyba że jednak zamierzacie - jak wasz przyjaciel - oznajmia, podchodząc do drzwi, nie patrząc przy tym wcale na swoich ludzi. - Aha - rzuca przez ramię - i pozbądźcie się ciała. Nie lubię nieprzyjemnych widoków. Nie w tym miejscu - chichocze, łapiąc za klamkę.

***

Pomysł na ten rozdział zrodził się w... kilka sekund? Naprawdę, impuls i jest! Zachęcam standardowo do komentowania, gwiazdkowania, jeśli się komuś podoba... No i nie przejmujcie się za bardzo zbliżającą się ogromnymi krokami szkołą! :) Ani się obejrzymy, a z powrotem będą wakacje (oby, właśnie w ten sposób staram się pocieszać samą siebie ;___;)!

The SpyWhere stories live. Discover now