Rozdział X

55 7 1
                                    

Draco i Harry byli już spakowani
i jechali autem do domu Rona
i Hermiony. Chcieli razem deportować się do Portugalii, aby później się nie pogubić.

Dziewczyna na powitanie przytuliła Harry'ego i wpuściła ich do środka. Malfoy przewrócił teatralnie oczami. Granger przywitała go uśmiechem
i zwykłym Cześć. Jej mąż zrobił podobnie, tylko nie wieszał się na Potterze.

Jeszcze bardziej zirytował go fakt, że gdy Hermiona zapytała czy napiją się kawy, to Wybraniec ochoczo powiedział tak.

Coś go wkurzało w tej dwójce, ale nie do końca wiedział co. Tak samo okularnik też ostatnio wydawał się go bardziej irytować niż zwykle.

Gdy minęła godzina, a oni już wypili swoje napoje to wstali i wzięli swoje rzeczy. Ron i Hermiona stali razem za rękę, a Malfoy i Harry obok siebie. Potter uniósł rękę do góry i mu ją podał, on ją złapał. Za chwilę rozległ się trzask aportacji i zanim się obejrzeli byli
w Portugalii, w łazience, w jakiejś restauracji. Na ich szczęście nikogo tam nie było. Harry puścił dłoń Dracona i po kolei zaczęli wychodzić z łazienki, a następnie z pubu:

- Cholera, jak tu gorąco! - pierwsze co powiedział Ron

- Wszyscy cali? - zapytała Granger,
a reszta odpowiedziała twierdząco

- Jakbyś nie zauważył Weasley, to nie Anglia i jesteśmy w trochę innej strefie klimatycznej - odparł uśmiechając się arogancko, a Ron zmarszczył brwi
i popatrzył się na Pottera

- Draco po prostu wraca do zdrowia - wzruszył ramionami Harry

Po tym zdaniu Malfoya dopadło wiele myśli. Naprawdę taki był? Czy może wspomnienia znów mu się mieszają ze sobą? To wszystko było takie niepewne, takie nierealne. Nie chciał teraz łapać Harry'ego za rękę, to by wyglądało dziwnie, ale nie chciał też znów powiększać ran na ręce. W tym przypadku zawiódł by Pottera, co też nie byłoby fajne.

Dlaczego "normalność" jest tak ciężką? - zapytał sam siebie

Te wszystkie zasady dotyczące bycia Malfoyem wyryte w jego mózgu się odzywały. Czuł się jakby za złamanie którejkolwiek z nich czekała go kara
z rąk Lucjusza Malfoya. Nawet mimo to, że ten już nie żył.

Muszę utrzymywać wizerunek Malfoyów. Muszę być dumą mojej rodziny. Muszę być Malfoyem. Postępować jak na Malfoya przystało.

Z tego coś jakby transu wybudził go głos Harry'ego. Jego ręką spoczywała na ramieniu Dracona. Uśmiechał się, jak
w większości przypadków. W tym uśmiechu widział troskę z jego strony. Weszli do windy:

- W porządku? - powtórzył już prawdopodobnie któryś raz. Malfoy otrząsnął się szybko

- Jak najlepszym, co się stało?

- Jesteśmy już w hotelu, a ty nie odpowiedziałeś na pytanie, który pokój wolisz, więc Ron zgarnął 356, a my będziemy mieć 357

- A jaka w tym różnica?

- Żadna

Wyszli z windy i szli razem z Ronem
i Hermioną w stronę pokoju. Gdy już
w nim byli, rozpakowali się.

~~~~~~~~~~

Do meczu mieli tydzień, więc drugi dzień pobytu postanowili przeznaczyć na zwiedzanie Lizbony, stolicy Portugali.

Głównie Hermiona ich do tego namówiła opisując różne zabytki
i malownicze krajobrazy miasta.

Z samego rana Granger obudziła ich pukaniem do drzwi. Harry zaspany wyszedł z łóżka bez koszulki, a tylko w spodenkach jakich spał i rozkopanych lokach. Nawet nie miał okularów na nosie. Chwile mocował się z kluczykiem, bo przez brak okularów nie widział dobrze zamka. W końcu udało mu się otworzyć drzwi, a tam stała już w pełni wyszykowana Hermiona. Potter patrzył na nią otępiale, a za ten czas Malfoy usiadł na łóżku rozbudzając się:

I'll keep you in my memory//drarryWhere stories live. Discover now