Rozdział III

63 8 0
                                    

Wyszli z Azkabanu i oddalili się od więzienia na tyle, że mogli się już deportować. Znaleźli się pod domem Rona. Malfoy wyglądał jakby miał zwymiotować gdyby tylko miał czym:

- Może lepiej iść z nim do św. Munga? - zaproponował Ron

- Był w Azkabanie, pamiętaj, że nie możemy siać paniki między ludzi - zaznaczył.

Ron otworzył drzwi i wszedł do środka, a zaraz za nim Harry
z Malfoyem na rękach. Rozglądał się zdezorientowany wokół siebie. Hermiona zbiegła po schodach najszybciej jak to możliwe:

- Nic wam nie jest? - wołała jeszcze ich nie widząc - Macie… - tu skończyła gdy zobaczyła ich z blondynem na rękach - Czy to jest…

- Dracon Lucjusz Malfoy we własnej osobie. - powiedział Ron nim dziewczyna zdąrzyła wypowiedzieć do końca zdanie.

Draco patrzył na Granger-Weasley. Nie wiedział jak ją opisać. Był ognistowłosy, okularnik, a ta? Ją też znał. Ale nie wiedział kim była. Znów zacisnął dłoń na ręce:

- Przestań to robić - skarcił go Harry

- Ale ja ją znam, tylko nie pamiętam. Was też. I siebie też, jeszcze, bo czuje, że żyje. - Hermiona popatrzyła na jego ręce

- Przyniosę bandaże - poszła do następnego pokoju w poszukiwaniu apteczki

- Ta… zrobię mu coś do jedzenia - odparł Ron - Najlepiej coś z gatunku jedzenia
w norze.

Harry uśmiechnął się do przyjaciela. Teraz nie będą zwracać uwagi na ich przeszłość. Gdy tylko wróci do jakiejkolwiek świadomości, to im pomoże. Chłopak patrzył na niego
z zaciekawieniem:

- Malfoy mówię poważnie. Przestań wbijać sobie paznokcie w rękę- zirytował się lekko auror. Jednym machnięciem różdżki uwolnił go z kajdanek i odsunął jego lewą rękę w bok, tak, że zwisała w dół. On zdawał się tym nie przejąć

- Malfoy? - zapytał - Co to?

- To ty, Draco - wytłumaczył jak małemu dziecku

- Aha - pokiwał głową

Za chwilę wróciła Hermiona z apteczką. Harry postawił blondyna na ziemię:

- Wyprostuj ręce- chłopak postępował
zgodnie z jej zaleceniami. Hermiona odkaziła jego prawą rękę wodą utlenioną

- Będę żyć? - zapytał nagle, a Hermiona zaśmiała się cicho

- Będziesz, już nie będzie cię bolało - wytłumaczyła

- Jak nie będzie bolało to znaczy, że nie żyje - powiedział, a w dziewczynie zebrały się łzy w oczach.

Wiedziała, że Azkaban jest okropny, ale nikt nigdy nie chciał zgodzić się z jej pomysłami, aby usunąć stamtąd dementorów. Większość ministerstwa uważała karę w Azkabanie za odpowiednią dla przestępców.

- Gotowe - powiedział Harry, a Draco zaczął patrzeć na bandaż jak na zbawienie - Trzeba mu się dać umyć i co tam będzie chciał. Może skorzystać z naszej łazienki.

- Ale Ron zaraz powinien przynieść mu jedzenie.

Hermiona podeszła bliżej Harry'ego:

- Może on potrzebuje pomocy jakiś specjalistów? - wyszeptała

- Nie możemy zwracać na niego uwagi mediów. Mamy na głowie wystarczająco dużo - odpowiedział

- Obiad! - zawołał Ron, a Malfoy popatrzył na Harry'ego przerażony

- Tu nie jest tak jak tam. Nic ci nie zrobimy, tylko proszę cię, zjedz coś. - powiedział w stronę blondyna.

Draco nie rozumiał. Dlaczego mu pomagają? Czemu nie ma go Azkabanie? Gdzie on jest? I czy ciągle żyje. Bo to nie mógł być sen. Od dawna nie miał snów. Chyba jakoś po jednej z pierwszych pełni księżyca dementorzy zamieniali każdy jego sen w koszmar tak długo póki tych snów już nie było:

I'll keep you in my memory//drarryWhere stories live. Discover now