XXVIII

165 26 56
                                    


Tak! zemsta, zemsta, zemsta na wroga

Z Bogiem i choćby mimo Boga!

(Adam Mickiewicz)



Padało. Jak na złość. Cała okolica kompleksu stajennego i przyległych do niego padoków i terenów rekreacyjnych, równo pokryte były błotem oraz gdzieniegdzie – regularną taflą wody w tym czasowych jeziorkach. W dodatku deszcz ani myślał ustąpić, a być może nawet się wzmagał z każdą chwilą. Od wschodu wiał przeszywający, mroźny wiatr, zapowiadający w tym roku rychłą zimę i czas mrozów.

Lamia miała dla niej jeszcze puchową kamizelkę, ale to zdecydowanie za mało jak na pogodę pod psem. I chociaż wyglądałaby w nim koszmarnie, to zaczynała fantazjować o płaszczu przeciwdeszczowym – takim od czubka głowy do samych pięt, najlepiej foliowym, może być nawet neonowo-paskudny, byleby nie dopuszczał do zapalenia płuc.

Tara drżała, skostniała przez godziny przesiadywania albo w galerii, albo w pracowni. Nie to, że nie doceniała kontaktu z przyrodą, w tym wypadku z wizją oglądania jej z końskiego grzbietu, po prostu ostatnimi tygodniami jej plan dnia w ogóle nie uwzględniał praktycznie wychodzenie na otwarty teren. Teraz zaczynała żałować, że zaniechała codziennych biegów z rana, może byłaby bardziej zahartowana i mniej by cierpiała od lodowatego deszczu wpadającego za kołnierz.

- Mam nadzieję, że przez ten deszcz po prostu szybciej skończymy – zamarudziła Tara, kiedy wchodziły do stajni, mijane przez niesamowitą jak na ten moment ilość ludzi.

Zdziwiło ją, że chyba one we dwie jako jedyne były ubrane „normalnie", sugerując, że będą miały cokolwiek wspólnego z klasyczną jazdą. Reszta to... to było dziwne. To jak bal przebierańców, ale w mocno gotyckim czy czasem steampunkowym stylu. Dziewięćdziesiąt pięć procent jeźdźców włożyło tytaniczną pracę w ogarnięcie przecudnych kostiumów! I nawet deszcz nie umniejszał zjawiskowości większości.

- O co chodzi? – szepnęła, zdenerwowana do bachantki.

Znów miała wrażenie, że znalazła się na jakimś festiwalu. Studenci mieli na sobie fantazyjne stroje i przypominało to skrzyżowanie konwentu fantasy ze snem wariata.

- A... - zaczęła Lamia. – Bo widzisz, próba generalna ma swoją małą tradycję. Nie jest do końca brana na serio. Można się przebierać, ubierać, jak jest cieplej to nawet rozbierać – zaśmiała się. – Ale zwykle są przebrania, klasycznie. Zajebiste są, ludzie wkładają w to wiele serca. Na koniec wybieramy demokratycznie najlepszą parkę w kategoriach człowieka i koń. Koronujemy. A potem balujemy!

Na myśl o kolejnej imprezie w tylu tej u Kruków Tara nie była zachwycona. Wolałaby tam nie iść bez obstawy w postaci łagodnego i wyrozumiałego Jacoba, który szanował i nie wyśmiewał jej drobnomieszczańskich przywar. Nie nadawała się na imprezy ze takimi studentami, nie umiała się zbratać z nimi. Bałaby się iść do Kruków z Lamią, ta była zbyt szurnięta.

- Widziałam zdjęcia w necie, ale nic takiego nie...

Lamia prychnęła.

- Słuchaj, w tej szkole można wiele. Możesz się pieprzyć z kim popadnie, możesz ćpać, pić, uprawiać każdy rodzaj hedonizmu. Stać nas. Ale jest jedna zasada: nie rób pieprzonych zdjęć. Nie utrwalaj nic na filmie. Nie udostępniaj. Większość z nas ma rodziny, które nie chcą skandalu, więc ta niepisana tradycja jest wyjątkowo mocna. Jeśli ją złamiesz, wylatujesz zanim zdążysz powiedzieć, ze to niechcący nacisnęłaś aparat w telefonie. Właściwie to w dobrym tonie do niedawna było nie poruszanie się wszędzie z telefonem. Ale... - cmoknęła – za dużo jednak celebrytów, którzy zarabiają ciężkie pieniądze z okazji, że mają instagram.

Nocturn / zostanie wydany/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz