XIV

201 30 36
                                    

XIV

El sueño de la razón produce monstruos.

Kiedy rozum śpi, budzą się potwory.

(Francisco José de Goya y Lucientes)


Patrzyła na profesora z nieskrywanym wstydem. Źle jej było być tutaj o aż tak wczesnej porze. Nie zdążyła się przygotować, zapomniała z kim ma do czynienia. Ba! Sądziła jeszcze wczoraj w nocy, że jej odpowiedź na sms od profesora będzie czymś w rodzaju pysznego żartu. Była wtedy jeszcze na rauszu, wypiła przecież kilka drinków za dużo. To, co w nocy było świetnym pomysłem, teraz spadło na nią gorzką pokutą. Ciało było zmęczone, głowa ociężała, ból w skroniach zaczynał powoli się rozkręcać od delikatnego pulsowania po upierdliwe wrażenie zgniatania.

Żałowała, że nie miała czasu się przebrać, przygotować. Mogła jedynie podreperować u Jacoba swój wczorajszy mejkap i skorzystać z jego żelu pod prysznic. Czuła się jak cholerny klaun, a przed nią stał wielki tygrys, gotowy wyrwać się z klatki, zrujnować show, a jej co najwyżej odgryźć głowę.

Hunter był... chyba taki jak zawsze – wyniosły, pewny siebie, na swój sposób twardy i nieugięty. I absolutnie nie miała ochoty z nim w jakikolwiek sposób teraz walczyć. Najgorsza u niego była ta wieczna niewiadoma i brak schematu w działaniu. Starała się wypytywać Jacoba, ale zbywał ją, albo częściej po prostu uczulał, że Hunter zawsze działa nieszablonowo i ciężko było przewidzieć jakikolwiek jego ruch.

Wiedziała jedynie, że jest w fazie apatii i wycofania. Aż bała się sobie wyobrażać jak działał, kiedy był w twórczym szale.

- Dobrze – mruknęła, kiedy obwieścił jej zamiar pójścia do pracowni. Rzucił jej również pęk kluczy. Udało się, złapała. Wstyd jakby osłabł.

Wiedziała, gdzie jest pracownia numer dwanaście. Północe skrzydło, Jacob raz jej o niej opowiadał. Znała więc kierunek i po prostu umknęła przed Hunterem, idąc pewnie, jakby wiedziała gdzie, jakby chadzała tędy codziennie. On został, pakując swoje rzeczy. Nie wyobrażała sobie iść z nim ramię w ramię i paplać o pogodzie. Nie i koniec, to nie było coś, na co była gotowa.

W dodatku jedyne o czym myślała to w dalszym ciągu była noc spędzona z Jacobem. Facet nie był zadowolony, kiedy obudziła go o piątej, po dwóch godzinach snu, że ma ją zawieźć na uczelnie, bo Jaśnie Pan wzywa ją na audiencję. Z jakiegoś jednak powodu nie zadawał zbędnych pytań, wykazał się zrozumieniem.

Źle wypadła ta noc, ta impreza. Źle się czuła z faktem, że aż tak bardzo ubodło ją to, co widziała. Że dała się zaskoczyć, ale... kto nie byłby zaskoczony widokiem kochających się ludzi, w dodatku robiących z tego rodzaj show? Jednocześnie była tym zniesmaczona jak i zafascynowana. I ten dualizm odczuć powodował u niej cholerny dyskomfort do tego stopnia, że nie mogła skupić się na niczym innym. I jeszcze ten rozkręcający się ból głowy.

Powinna odpocząć. Zrobić sobie reset. Spędzić dzień w bibliotece, zahaczyć o kawiarnię, odstresować się przy jakiejś niewymagającej lekturze, zakopać po kocem wieczorem i oglądać To tylko miłość aż do odcięcia. Ciężar chłodnych kluczy od pracowni jednak wbijał ją uparcie w tu i teraz, w ten dzień i tę przestrzeń, która wydawała się nie tylko być nieprzyjazna, ale wręcz czyhająca na jej błąd.

Doszła do pracowni, zamek był tępy, klucz zdawał się nie pasować, a mechanizm zastał się od tygodni nieużywania. Musiała mocniej się zaprzeć i powalczyć przez chwilę z materią nieożywioną .Otworzyła dwuskrzydłowe drzwi do wskazanej przez Huntera pracowni.

Wszystkie wysokie okna wychodziły na południe. Przestrzeń dostosowana do czerpania możliwie największej ilości naturalnego światła. Nawet teraz, kiedy za oknami ledwo noc łamała się na szarówkę przed wschodem.

Nocturn / zostanie wydany/Where stories live. Discover now