ROZDZIAŁ 13

116 12 9
                                    

PRETO

Ujrzałem ją, gdy podjadała w kącie pokoju babeczki. Rozglądała się, szukając kogoś. Mogłem tylko zgadywać, że to mnie szukała. Jednak nie potrafiłem do niej podejść. Nie mogłem się ruszyć.

Nie sądziłem, że naprawdę będzie tak pięknie wyglądać. Wybierając dla Catariny tę sukienkę, byłem święcie przekonany, że będzie wyglądać wspaniale. Ale nie sądziłem, że jej widok zabierze mi oddech. Wyglądała jak anioł.

Biała maska przysłaniała w połowie jej twarz, ale dobrze poznałem ją po brązowych oczach oraz długich, falowanych, czarnych włosach. I wszystko było pięknie. Ona była piękna. Do momentu, w którym ktoś ją zaczepił, a ona odpowiedziała jednym ze swoich sarkastycznych komentarzy.

Gdy cała magia dzięki temu znikła, przewróciłem oczami na jej dziecinne zachowanie. Dobrze było wiedzieć, że Catarina sama w sobie się nie zmieniła. Szczerze mówiąc, nie sądziłem, że ktokolwiek da radę ją kiedykolwiek zmienić. Była sobą. I to chyba w każdym możliwym życiu. Przepełniona sarkazmem, dziecinna i z wygórowanym ego. Jej zachowania irytowały, ale jednocześnie też fascynowały i zachęcały do wejścia z nią w przepychankę słowną.

Westchnąłem i wreszcie podszedłem do niej, by nie wpadła znów w jakieś kłopoty. Nie chciałem znów jej wyciągać z opresji. Stając przed nią, poprawiłem swój szary garnitur oraz broszkę czarnego motyla przyczepioną do mojej piersi.

Catarina zmierzyła mnie wzrokiem i od razu rozpoznała mimo mojej szarej maski. Posłała mi znudzone spojrzenie z pretensjami. Mimo jej zachowania nadal sądziłem, że wyglądała pięknie.

— Nareszcie — prychnęła, po czym odłożyła niedojedzoną babeczkę na koniec najbliższego stołu. — Zdążyłam już się pokłócić z Escuro i dostać groźby od Negrão. Gdzie ty byłeś?

No tak... Jak mogłem pomyśleć, że ominęła kłopoty?

Tak jak pierwsze mnie nie zdziwiło, to drugie z lekka nawet przeraziło. Zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc do końca. Negrão i groźby? W sumie to nie wydawało się to niczym dziwnym. Jednak w stronę Amary?

Negrão lubił rodzinę Carneiro, gdyż sam miał kiedyś bliższe kontakty z Morganą. Nigdy bym nie przypuszczał, że mógłby zagrozić jej młodszej siostrze.

Chciałem oczywiście wypytać Catarinę o szczegóły, ale nie dała mi dojść do słowa. Jak zwykle w jej stylu – wszystko musiało iść po jej myśli.

— Ah i dziękuję za sukienkę. Jednak na kolejny raz – wolę ciemną czerwień. — Puściła do mnie oko, po czym wyminęła mnie.

Od razu za nią podreptałem, bo wiedziałem, że tego ode mnie oczekuje. Podążałem za nią aż do korytarza. Zniknęliśmy w ciemnościach pod drewnianymi schodami. Nikogo tam nie było. Tam też dopiero Catarina odwróciła się w moją stronę.

Gdyby nie śnieżnobiała suknia, którą miała na sobie, prawdopodobnie nie widziałbym nawet zarysu jej sylwetki. Pod schodami, wokół nas rozciągała się samotna ciemność.

— Najpierw zbadamy pokój Negrity — planowała Amara, patrząc mi w oczy, bym zrozumiał każde słowo. Mimo iż wokół nas nikogo nie było, to szeptała. — Potem zaprowadzisz mnie do zegara. Następnie przez resztę nocy pokręcę się jeszcze po rezydencji, by poszukać jakiś poszlak.

Pokiwałem tylko głową, ale nadal zastanawiał mnie ten jeden fakt.

— Czym ci zagroził Negrão? — Nie podobało mi się, że mój starszy brat to zrobił. Zaniepokoiłem się. Naprawdę nie rozumiałem, jaki miałby cel.

— Po prostu „sekrety znikają wraz z ludźmi, którzy o nich wiedzą" — przetoczyła jego słowa, a ja niemal zamarłem. Catarina machnęła na to ręką i przewróciła oczami, jakby to było nic. — Nie pierwszy raz słyszę groźby. Jednak bardziej mnie ciekawi ich powód.

ʀɪᴅᴅʟᴇ ᴏғ ᴅᴇᴀᴛʜ. szepty czarnych motyli [16+]Where stories live. Discover now