AMARA
Rano jak zwykle odprowadzałam Marcelo do szkoły. Jego rówieśnicy już sami pokonywali tę drogę jak nie dalsze dystanse. Jednak ze względu na jego przypadek nie mogliśmy z Caiusem mu na to pozwolić. No a Valerio nie cieszyła propozycja odprowadzania młodszego brata do szkoły, do której oboje chodzili. Poza tym nie byłabym pewna, że Valerio dopełni swój obowiązek. Dlatego jednak ja wolałam zapewnić Marcelo bezpieczeństwo.
— Dlaczego w sumie Caius nie może nas wozić? — spytał młody, gdy czekaliśmy na zielone światło dla pieszych.
— Bo on wstaje bardzo wcześnie, żeby jeszcze popracować przed otwarciem — odpowiedziałam mu z uśmiechem.
— Pracuje przed pracą? — zdziwił się.
Zaśmiałam się. Marcelo był zdecydowanie moim ulubionym bratem. W sensie na tę chwilę. Bo kilka lat wcześniej powiedziałabym inaczej. Ale w tamtym momencie był moim ulubionym.
— Tak jakby — przytaknęłam mu. Nie mogłam powiedzieć dwunastolatkowi, że jego najstarszy brat bierze koszmarne nadgodziny i za dużo projektów, byle by móc opłacić jego operację. — A czemu pytasz? Co, nogi też masz już niepełnosprawne?
Marcelo prychnął i oburzył się na mój sarkazm. Ja tylko zaśmiałam się głośniej.
— Ah, taka młoda a ma nastoletnie dziecko. I to w dodatku głuche. — Usłyszałam gdzieś z boku.
Od razu przestałam się śmiać. Zmarszczyłam brwi i z irytacją spojrzałam w prawo. Staruszka bezczelnie patrzyła na mnie, nie wstydząc się ani trochę swoich słów. Nie obchodziło mnie, że była starsza i że była kobietą... W tamtym momencie miałam ochotę strzelić jej w ten głupi ryj.
— Niech pani powtórzy głośniej. Niech całe São Paulo wie. Chociaż nie... Bądźmy szczodrzy. Niech cała Brazylia wie — stwierdziłam głośno i sarkastycznie.
— Pf, bezszczelność.
— Nie większa od pańskiej. — Wzruszyłam ramionami, po czym spojrzałam na Marcelo. — To chodź teraz nieznajome dziecko. Porwiemy cię. Mam dużo kotków w piwnicy.
Ponownie zerknęłam na staruszkę i uśmiechnęłam się z politowaniem. Jej przerażona twarz jeszcze bardziej mnie rozśmieszyła, ale zostałam w swojej wspaniałej roli. Wtedy też idealnie w czasie zapaliło się zielone światło. Trzymając brata za dłoń, przeszliśmy przez ulicę, zostawiając osłupiałą staruszkę w tyle.
Oczywiście wszystko, co powiedziałam, było żartem i moja ironia była bardzo dobrze słyszalna.
Ale ta stara raszpla jednak chyba nie załapała tego...
ཐིཋྀ
— To chcę adwokata.
— Amara...
— Diego, do cholery mówiłam, że to jest mój brat. I ty przecież to wiesz. Znasz mnie.
— Co nie zmienia faktu, że starsza pani zadzwoniła na policję, by poinformować, iż właśnie ktoś uprowadza dziecko.
No właśnie w tym tkwił cały problem. Ta chora babcia nie załapała żartu. Zadzwoniła na policję i mnie zgłosiła, że chce uprowadzić dziecko. I w taki oto sposób trafiłam do pokoju przesłuchań na komendzie.
— Nie moja wina, że nie potrafi złapać aluzji. — Wzruszyłam ramionami, wiercąc się na tym niewygodnym, metalowym krześle.
Wtedy też usłyszałam, że ktoś otwiera drzwi. Spojrzałam natychmiastowo w tamtą stronę.
YOU ARE READING
ʀɪᴅᴅʟᴇ ᴏғ ᴅᴇᴀᴛʜ. szepty czarnych motyli [16+]
Mystery / ThrillerZnika najmłodsza siostra ze znanego rodzeństwa Barboleta da Silva. Gdy policja rozkłada ręce w sprawie, jeden z jej braci decyduje się zgłosić o pomoc do młodej prywatnej detektyw. Amara po rodzinnej tragedii zamknęła działalność detektywistyczną. J...