ROZDZIAŁ 9

136 12 8
                                    

PRETO

Uniosła wysoko brwi. Widocznie nie spodziewała się mnie. Zauważyłem, że od razu wyłapała wzrokiem Ebenézera za mną. Przestudiowała prędko jego poważne rysy twarzy jak na piętnastolatka, jego czarne włosy i złote oczy, tak bardzo podobne do reszty z rodzeństwa. Przed nią chyba nic się nie ukryje. Wróciła po chwili jednak spojrzeniem do mnie.

— Witam, Szpiegu. Czego szukasz? Zgubiłeś się?

— Stoję pod twoimi drzwiami, więc nie, nie zgubiłem się — westchnąłem na jej, jak zwykle dziecinne, zachowanie. — Nie zadzwoniłaś do mnie, a miałaś podzielić się nowymi ustaleniami w sprawie.

— Skoro nie zadzwoniłam, to znaczy, że nie ma żadnych nowych ustaleń. — Uśmiechnęła się przesłodzenie, co było aluzją, że nie chce mnie widzieć.

Boże jedyny, i to jest niby ta najlepsza prywatna detektyw w całym São Paulo? Nie powiedziałem tego oczywiście na głos, bo Amara by mnie zjadła. I to żywcem.

— Czyli nie wpuścisz mnie do środka?

Chwilę popatrzyła na mnie, ale przewróciła oczami i otwarła szerzej drzwi. Pytającym wzrokiem powiodła po Ebenézerze, który wstał wreszcie ze schodów. Czy powinienem jej wytłumaczyć obecność swojego 15-letniego barat? Zapewne tak. Już miałem się za to wziąć, ale Catarina sama wyszła z inicjatywą.

— Oh, Ebenézer. Dobrze cię widzieć. — Uśmiechnęła się w jego stronę chociaż raz w inny sposób niż do mnie. Bez tego sarkazmu jej uśmiech był ładniejszy.

— Skąd mnie Pani zna? — Młody wydawał się

— Jaka pani? — prychnęła, po czym podała mu dłoń. — Mów mi Amara.

Niepewnie chwycił jej dłoń, po czym odwrócił głowę w moją stronę i wyszeptał:

— Jest miła i ładna, więc Escuro kłamał.

Przewróciłem oczami i już chciałem go ochrzanić za szeptanie w towarzystwie, ale znów przeszkodziła mi Catarina.

— Escuro zawsze kłamie. Jest typem człowieka, który, gdy widzi kruka, będzie ci wmawiał, że to wrona — powiedziała do młodego, ale znów tym innym głosem. Bez tej wyższości i sarkazmu.

Całkowicie inaczej odzywała się do dzieciaków niż do innych dorosłych. Zauważyłem to już, gdy ją zatrzymałem pod jej domem i była wtedy z młodszym bratem. Za każdym razem, gdy spoglądała na chłopaka, jej spojrzenie się zmieniało, było łagodniejsze, delikatniejsze i było w nim o wiele więcej sympatii. Byłem ciekawy, jakie to uczucie, gdy patrzy na ciebie tak łagodnie.

— Dzisiaj Ebenézer nie ma szkoły, a akuart z rodzeństwa to ja robię za niańkę — wytłumaczyłem, żeby nie miała żadnych pretensji.

Ona jednak zareagowała wręcz przeciwnie. Zauważyłem, że w jej głowie zaczęły pracować trybiki, po czym uśmiechnęła się zadowolona do mojego młodszego brata. Boże drogi co ona znów wymyśliła?

— To w sumie dobrze się składa. — Tylko tyle powiedziała, po czym wpuściła nas nareszcie do środka.

Ebenézer podszedł przywitać się z młodszymi braćmi Amary. Od razu zauważyłem, że ten czerwonowłosy przechodził przez fazę buntu. Spojrzał na mnie i Ebenézera, przewrócił oczami, po czym rozłożony jak król na fotelu, wrócił wzrokiem do włączonego telewizora. Milutko.

Za to ten drugi, bodajże Marcelo, zachował się, jak należy. Podał dłoń mojemu bratu z uśmiechem, po czym pomachał w moją stronę. Również pomachałem w jego stronę z uśmiechem. Uroczy był.

ʀɪᴅᴅʟᴇ ᴏғ ᴅᴇᴀᴛʜ. szepty czarnych motyli [16+]Where stories live. Discover now