Piętro 6

1 1 0
                                    

Piętro szóste wydało mi się od razu dobrym miejscem na odpoczynek. Okna wszędzie zamurowane, więc zdjęcie maski nie groziło mi zatruciem. Niepokoił mnie owszem zapach palonych opon, ale może to było daleko, a zapach doleciał do mnie przez puste miasto.

Zwiedzenie tego piętra postanowiłem, odłożyć na później. Byłem już całkiem spocony, a dodatkowo mój brzuch upominał się o resztę konserwy. Znalazłem sobie kącik, między dwoma mieszkaniami i położyłem plecak przed sobą. Wyjąłem puszkę i wygrzebując nożem kończyłem resztkę. Niby chciałem sobie ją zachować na większy głód, ale kto wie, czy dożyję, aby go poczuć.

Oparłem się o ścianę i zamknąłem na chwilę oczy. Nie chciałem spać, lecz pomyśleć o moich dotychczasowych odkryciach. Nie było to wiele, ale znacznie więcej niż w metrze, gdzie mieszkałem. Tam niewiele osób chciało, jak ja wychodzić. Mnie nie trzymało nigdy nic i nikt w miejscu. Szukałem dalej swojego „domu". Nawet, kiedyś napisałem notatkę, którą kazałem powtarzać wędrującym, dopóki sam nie wyszedłem z metra. Sporo za nią zapłaciłem, chociaż była krótka. Do dziś pamiętam, jak patrząc na najdzielniejszego członka załogi, szeptałem mu zdanie po zdaniu. Brzmiało to mniej więcej tak:

"Nadawca: Mały z peronu 2 ze Stadionu. Cel: Niech ktoś mnie pokocha lub polubi. Poszukuję opiekuna i przyjaciela. Zakończenie: Pilne."

Potem się obróciłem i wyjąłem zwitek pieniędzy. Pamiętam, że mężczyzna początkowo śmiał się na wiadomość, ale kiedy wrócił do mnie przed wyjazdem już po rozmowach nie śmiał się i nie żartował. Chyba mu powiedzieli, że jestem walniętą sierotą, bo to on zaproponował mi wędrówkę na powierzchnię. Posłuchałem go niecały tydzień później, bo już straciłem nadzieję, że on rzeczywiście głosi moją wiadomość. Wyszedłem, kiedy wszyscy spali w swoich śpiworach. To nie było trudne zadanie, bo nasza stacja miała sporo wyjść. Nie każde miało strażnika, więc mogłem się wymknąć bez kontroli.

Pierwsze parę stopni pokonywałem chyba pół godziny, bo strach mnie paraliżował, ale każdy kolejny coraz szybciej. W końcu moim oczom ukazał się beton, gdzie były drzwi. Rozejrzałem się jeszcze dla pewności, że nikt mnie nie widzi i nacisnąłem klamkę. Ustąpiły po czasie, a ja znalazłem się w dawnej Warszawie. Zamknąłem za sobą drzwi i zabrakło mi tchu. Oparłem się o beton i długo trawiłem widok przede mną. Gruzy, spalone wraki i przede wszystkim pustka. Pustka, która już nie była taka straszna, jak ta na dole. Tu byłem gotów na nią, ale i tak wymierzyłam mi siarczysty policzek.

Powietrze było chłodne, a ja pierwszy raz poczułem wiatr we włosach, który przytulił mnie, jak matka do swojej piersi. Nie obejrzałem się na metro już. Nie zawróciłem, nawet o tym nie myślałem. Spacer ulicami, które niegdyś pełne były aut i ruchu był rodzajem uspokojenia. Przemierzałem każdą uliczkę, próbując poznać jej historię i domyślić się czy mógłbym znać z metra ich mieszkańców.

Podczas któreś nocy na powierzchni dobiegły rozmowy i zapach dymu. To wtedy pierwszy raz ich ujrzałem. Wojsko, a raczej udających ich. Podkradłem się za załom domu i przyjrzałem się im lepiej. Przy ognisku siedziała grupa mężczyzn i kilka kobiet, ale zacznie mniej. Wszyscy starsi ode mnie, albo przynajmniej tak wyglądali. Ja mając swoje 21 lat, wyglądałem na 16 lub 17, bo byłem strasznie drobny. Miało na to wpływ wychowanie bez dostępu do światła słonecznego, ale i moja skąpa i mała dieta jak nawet na porcję w metrze. Oni wszyscy wydawali mi się olbrzymami, których widywałem czasem w kolorowej książeczce z zajęć o kulturze.

Mieli przy sobie broń, której nie potrafiłem nazwać, bo pierwszy raz widziałem aż takie zaawansowanie przy kimś. Rozmawiali, ale siedziałem za daleko, aby ich zrozumieć, ale na tyle blisko, aby wyczuć jedzenie. Mój żołądek zaskamlał z głodu. Nie wiem, dlaczego i co mnie zmusiło do tego czynu. Odczekałem aż pójdą spać, co trochę trwało. Byłem cierpliwy, zdążyłem się tego nauczyć będąc wiecznie ostatni na stacji.

Wystawili wartownika, ale mnie to nie zatrzymało. Minąłem go bezszelestnie, to kolejna umiejętność nabyta w podziemiach, gdzie każdy krok mógł mnie zabić lub zbawić. Nie wybierałem długo, bo chwyciłem pierwszy najbliższy mi plecak i rzuciłem się do ucieczki. Biegłem aż do schowania się w kolejną dziurę w ziemi. Pogoń nie nadeszła od razu, ale po krzykach i odgłosie uderzeń niosących się przez puste ulice, domyśliłem się, że zauważyli brak. Moim celem teraz było zniknąć, a ja postanowiłem się dostać na drugi brzeg miasta.

Większość mostów była zniszczonych tak, aby nic nie mogło przejechać górą, ale nikt nie korzystał z dołu. Założyłem plecak i pobiegłem w stronę rzeki. Przeliczyłem się, bo skakanie z nim, jak sobie wyobrażałem nad wodą było dobre dla pająków, ale nie dla mnie. Nie miałem wyboru. Musiałem im umknąć.

Myślicie, że w pustym mieście łatwo się schować i pewno mogłem zostać tu nie? Nic bardziej mylnego. Ślady. Ślady, które, dopóki nie zatarł ich wiatr były widoczne na gołej ziemi zdradzały moje położenie. Moim wybawieniem okazały się jednak wrak samochodów w rzece. Z najbliższego bowiem udało mi się wyrwać pasy bezpieczeństwa i co najlepsze nie zmoczyłem się w skażonej wodzie. Zrobiłem sobie z nich szelki i zawiązałem do nich linę. Wyglądałem pewnie komicznie w za dużych brudnych ubraniach i przepasany pasami, ale dzięki temu udało mi się bujać między częściami mostu. Jedną część liny zaczepiałem do części przed sobą, a drugą do siebie. Tym sposobem znalazłem się na drugim brzegu, chociaż nie przeczę serce miałem przy duszy na wysokości, bo gdybym zawisł lub lina pękłaby byłoby po mnie.

Spacer po ulicach drugiego brzegu trwał dobre kilka dni, które przerwały mi dopiero głosy pościgu, a ja właśnie znalazłem się w tym budynku.

Otworzyłem oczy, był chyba wieczór, bo w środku było jeszcze ciemniej. Przypomniałem sobie o notatce, ale ledwo otworzyłem notes coś zastukało w szybie windy. Chwyciłem plecak i niewiele myśląc pobiegłem na piętro siódme. Nawet ja mając 21 lat, czarne włosy i błękitne oczy syn Adama i Ewy nie chciałem wiedzieć, co lub kto znów zastukał.

.

.

.

.

.

.

.

Witam na piętrze szóstym. Mamy tu trochę mroku, ale też wyjaśnienie przed kim i dlaczego ukrywa się nasz bohater. To nawiązanie do mnie. Autora. Boję się ostatnio wyjść do ludzi, ale desperacko ich szukam, że nawet takie notatki powstają. Nie wiem, czy ktoś to przeczyta.... Może tak jak mój bohater będę się włóczyć... i nadal szukać swojego miejsca w opuszczonym świecie. 

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Apr 05 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

PierdołyWhere stories live. Discover now