Piętro 2

5 0 0
                                    

"Końca świata nie da się uniknąć, ale można zrobić wszystko, by odłożyć go na później" - Stephen Hawking

Mieszkałem ponoć na drugim piętrze budynku, ale gdzie był mój dom? Trudno określić, bo nikt nie potrafił podać mi adresu. W Warszawie tej dawnej jak zdążyłem rozpoznać po ruinach wiele budynków miało dwa piętra, a nawet więcej jak ten, w którym byłem. Często jako dziecko pytałem dlaczego drugie? Czy to było nie wiem szybsze i wygodniejsze w jakiś sposób? Przecież musiałeś przejść i tak co najmniej parter i pierwsze piętro. Nie byłem pewny liczby pięter w moim starym domu. Może to miało też znaczenie, bo moje piętro mogło być jednym z tych bliżej ziemi. Tutaj mogłem mieszkać, ale zaraz odrzuciłem tą myśl. Nie czułem tego. Znałbym przecież te korytarze. Spojrzałem w stronę wind. Tu były zamknięte. Całe szczęście pomyślałem z ulgą, bo otwarte były bardziej upiorne. Tutaj również czas nie oszczędził szyb, choć nieco szkła tkwiło jeszcze w kończących korytarz oknach. Wszedłem do najbliższego mieszkania. Wyglądało podobnie jak te pod nim. Puste i bez wszystkich drewnianych elementów wyposażenia. Poprawiłem nieco plecak przeciskając się pomiędzy czymś co leżało na ziemi, a ścianą. Dopiero jak stanąłem z drugiej strony przedmiotu udało mi się rozpoznać określić czym było. Wielka, metalowa z kablami i drzwiczkami, a z tyłu jakimś urządzeniami bryła okazała się lodówką. Chwyciłem dłonią za drzwiczki. Pociągnąłem parę razy nim puściły zawiasy, które najwyraźniej osłonięte od deszczu nie zardzewiały. Zaraz pożałowałem decyzji, że chciałem się dowiedzieć, co skrywa wnętrze. Nie byłem w stanie wziąć oddech. Mimo, że jedzenie, które tam było częściowo uległo procesom chemicznym, wciąż miało ten wstrętny odór zepsucia. Zielonkawy nalot i wyraźnie śliska powierzchnia na mięsie spowodowała, że konserwa zjedzona niedawno podchodziła mi do gardła. Zamknąłem czym prędzej lodówkę, aby pleśniowy serek przypadkiem nie wpadł na pomysł pełzać do mnie. Zwiedzając kolejne pomieszczenia mdłości ustąpiły. W kilku domach znalazłem zasuszone kwiaty, a nawet więcej lodówek. Może tych nie zdołali znieść. Chociaż po policzeniu ich wyszło mi ich kilkakrotnie więcej niż mieszkań na tym piętrze. Doszedłem do wniosku, że zniesiono je tu z wyższych pięter i planowano zanieść do schronów, ale już nie zdążyli ci co to robili lub coś w tym im przeszkodziło. Wzdrygnąłem się na samą myśl, że coś mogło jeszcze wtedy istnieć na powierzchni po wybuchu. Nie udało mi się wejść do każdego mieszkania, przez to, że właśnie większość powierzchni zajmowały porzucone sprzęty. Oględziny coraz bardziej nasuwały mi to, że coś goniło tych ludzi, bo sprzęty zastawiały drogi, a te najbardziej z zewnątrz były porysowane. Tynk tu jeszcze się dobrze trzymał, więc bez większego trudu rozpoznawałem kolor ścian, choć brudne i z pleśnią. Pamiętam niewyraźnie, że ściany mojego własnego pokoju były niebiesko-białe. Kolor ponoć był jak niebo, chociaż w moich wspomnieniach to drugie było znacznie piękniejsze niż barwnik, który próbował je imitować. W moim pokoju jeżeli nie zwodziła mnie pamięć prócz łóżka piętrowego, a pod nim biureczka stała szafa. To była ta, albo może mebel z przedpokoju. Choć ciężko mi to określić, bo działo się to tak szybko. Bawiłem się, wtedy autkiem na podłodze, która imitowała zrobioną właśnie z drewna. Robiłem kółka i naśladując wycie silnika samochodu jeździłem, kiedy zawył alarm. Jego dźwięk przerwał uliczny ruch, krzyki i kłótnie. Nie wiem czy byli jacyś, którzy nie przerwali swoich zajęć. Ja poderwałem się i pobiegłem do szafy. Nie wiem czemu nie do schronu jak mnie uczono. Po prostu chciałem poczuć zapach ubrań rodziców, którzy wyszli do sklepu. Pragnąłem czuć się bezpiecznie. Zamknąłem się w szafie i to uratowało mi życie. Po długim czasie przyszli ludzie, którzy szukali jeszcze ocalałych z pierwszego bombardowania. Znaleźli mnie. Byłem ściśnięty przez ubrania, którymi kurczowo się okrywałem. Nie płakałem, ani nie wołałem, jeśli bym się nie poruszył, a zawiasy nie skrzypnęły ostrzegawczo to dziś bym już nie żył. Wyciągnęli mnie ostrożnie i powoli otrzepali z pyłu. Dowiedziałem się, że gdybym jak inni pobiegł do schronu to, została by ze mnie krwawa miazga, bo nie szczędzili zrzutów bomb, w ten sposób doszedłem sam, że zostałem sierotą. Owszem próbowałem szukać rodziców czy choćby znajomych potem po schronach, ale minęło już 14 lat i mało kto potrafił określić we mnie siedmiolatka z piętra drugiego. Nie znalazłem tu nic więcej, więc wziąłem głębszy oddech. Postawiłem kolejne kroki na schodach. Moje czarne włosy, już powoli robiły się mokre od potu, a niebieskie oczy przyzwyczaiły się już dobrze do półmroku tego budynku, a ja zmusiłem swoje dwudziestojednoletnie ciało do wejścia na piętro wyżej.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Także no... Jesteśmy już na 2 piętrze! Jej! Kto się zadyszał?

PS: Pozdrawiam czwartą osobę :) sadlady123

Pierdołyحيث تعيش القصص. اكتشف الآن