Dawno nie rozmawialiśmy. W sumie nie wiedziałam, dlaczego do niego zadzwoniłam. Może próbowałam się komuś wygadać? Potrzebowałam wsparcia? Może mi go w sumie brakowało w Brazylii?

— Halo? — po drugiej stronie zabrzmiał jego niepewny głos.

— Cześć, Rodrigo. — Uśmiechnęłam się mimowolnie.

— Kto dzwoni?

Mój uśmiech w mgnieniu oka zniknął. Poczułam się nagle zraniona, chociaż w sumie to było przecież nic takiego. Po prostu nie miał zapisanego mojego numeru... i nie pamiętał mojego głosu.

— To ja, Amara. — Brzmiałam już na trochę przygaszoną, ale nie obchodziło mnie to.

— Oh, cześć, siostra. — Po jego głosie poznałam, że poczuł się strasznie nie komfortowo. — Nie mam za dużo czasu, co tam? Coś nie tak z pieniędzy?

No tak, według jego myślenia mieliśmy dalej jakiś kontakt ze względu na pieniądze, które nam wysyłał. Strasznie spłycał naszą relację, która w sumie i tak już od roku nie istniała.

— Z pieniędzmi w porządku. Dzwonię, żeby po prostu dowiedzieć się, kiedy masz zamiar nas odwiedzić.

Nastała na linii chwila ciszy.

— Szczerze, nie myślałem jeszcze o tym. — Mogłam przysiąc, że szmer, który usłyszałam w słuchawce, oznaczał, iż właśnie przeczesał swoje blond włosy. Zawsze to robił, gdy się do czegoś przyznawał.

A w tym momencie przyznał się, że on nas już pogrzebał.

— Ale na Święta na pewno przybędziesz, prawda?

To było dopiero za kilka miesięcy, ale miałam nadzieję, że chociaż wtedy się zobaczymy.

— Amara, weź — zaśmiał się nerwowo. — Na Święta jest tłoczno na lotniskach i wszędzie są korki.

Ta iskierka nadziei właśnie umarła.

Na pewno był ostatnim człowiekiem, któremu mogłabym się wyżalić.

Wtedy też chyba uderzyło we mnie, że jestem sama ze swoimi problemami i tak na dobrą sprawę już nie mam nikogo, komu mogłabym się poradzić. Najpierw była mama – umarła. Potem była Morgana – umarła. A na końcu był Rodrigo, który również ode mnie odszedł. Żył własnym życiem, nie patrząc w tył na swoją rodzinę.

Teraz już nie miałam nikogo, kto mógłby mi pomóc podczas gorszych dni.

Chwilę zajęło mi przemyślenie tego, po czym... Stwierdziłam, że mam to głęboko gdzieś. Wzruszyłam ramionami i sobie powiedziałam "no cóż, życie". Pomyślałam, że nie ma co płakać nad tym.

— Ta? No to pa — prychnęłam i nie dając mu dokończyć, rozłączyłam się.

Ten idiota myślał, że mam czas na jego głupie tłumaczenia? No sorki, ale byłam zajęta ratowaniem siostry swojego byłego. Niech zadzwoni z podkulonym ogonem kiedy indziej.

Jak zmieniłam swoją mentalność, od razu lepiej się poczułam. Zły humor nagle poszedł w niepamięć, a ja z uśmiechem wstałam z kanapy. Gdy szłam do kuchni, spięłam swoje czarne falowane włosy w niskiego koka. Zajrzałam do jadalni, czy bracia sprzątnęli naczynia. O dziwo to zrobili. A kiedy weszłam do kuchni, jeszcze bardziej mnie zdziwił zastany tam widok.

Moi najmłodsi bracia sami z siebie zmywali naczynia, gawędząc sobie po migowemu i się śmiejąc.

Nigdy nie sądziłam, że zobaczę podobny obraz. Ale nie marudziłam, podobało mi się to.

ʀɪᴅᴅʟᴇ ᴏғ ᴅᴇᴀᴛʜ. szepty czarnych motyli [16+]Where stories live. Discover now