Skrzywiłam się, widząc siniaka na ręcę oraz rozcięty łuk brwiowy. Bolało mnie, że oberwał za nic. A to jak niewinnie się do mnie uśmiechał, rozwaliło mnie jeszcze bardziej. Jednak odwzajemniłam jego uśmiech.

Jak się czujesz? — zamigałam, podchodząc bliżej.

Trochę boli mnie łokieć, ale tak jest okej — odpowiedział z uśmiechem.

Akurat z całej rodziny on najmniej zasługiwał na to wszystko.

Zadzwonił dzwonek na przerwę. Za drzwiami usłyszałam tłum dzieciaków, wychodzących z sal na korytarz. Wtedy też wpadłam na pomysł. Uśmiechnęłam się zadowolona, po czym z powrotem spojrzałam na Marcelo.

— Teraz jest przerwa. Pokażesz mi, którzy chłopcy cię zepchnęli ze schodów? — zapytałam go, przez co popatrzył na mnie niepewnie.

— Okej.

Gdy wyszliśmy ze sekretariatu, od razu uderzył we mnie hałas. W tamtym momencie byłam wdzięczna, że skończyłam szkołę. Piski tych niewychowanych dzieciaków przyprawiały mnie o ból głowy. Jednak przestałam o tym myśleć, kiedy Marcelo chwycił moją dłoń. Spojrzałam na niego z góry, a on wskazał mi na miejsce pod schodami.

— No chyba sobie ze mnie żartujecie — westchnęłam i natychmiast ruszyłam w tamto miejsce.

Pod schodami było ciasno i ciemno, więc też zrozumiałam, dlaczego wybrał sobie to miejsce. Stanęłam za całą ich czwórką. Odchrząknęłam, czekając, aż zwrócę na mnie swoją uwagę.

Wtedy też Valerio ze swoim kolegą odwrócili się w moją stronę. Młody przełknął ślinę i nagle zmienił całą swoją postawę.

— Oh, Amara — zaczął niezręcznie. — My tylko gadamy tu z młodszymi kolegami. — Objął ramieniem przerażonego rówieśnika Marcelo.

— Nie jestem głupia. Wiem, że to oni zepchnęli Marcelo ze schodów. Jednak wy nie macie żadnego prawa ich zastraszać. Czy to zrozumiałe? — rzuciłam do Valerio i jego kolegi.

Czternastolatkowie tylko pokiwali smętnie głowami, po czym odeszli. Ja jednak skupiłam swoją uwagę na prześladowcach mojego najmłodszego brata. Chwyciłam obojga za rękawy bluzy i nachyliłam się w ich stronę.

Valerio z kolegą nie mieli prawa ich zastraszać. Ale ja już mogłam.

— Słuchajcie — wyszeptałam zirytowana. — Jeszcze raz tkniecie Marcelo... Nie. Jeszcze raz, chociażby popatrzycie na niego krzywo, to obiecuję wam, że wasi rodzice będą was odwiedzać w poprawczaku. Jasne?

Przerażeni zaczęli kiwać głowami. Nie musiałam ich nawet już wielce straszyć, bo zrobił to już wcześniej Valerio. Dlatego ograniczyłam się tylko do tych słów.

Puściłam materiały ich koszulek i zostawiłam ich samych. Zlęknionych w zaciemnionym zakątku pod schodami.

ཐིཋྀ

— Nie powinnaś tego robić.

— Wiem.

— To tylko dzieci.

— Wiem.

— Więc dlaczego to zrobiłaś?

Prychnęłam na pytanie Caiusa. Przecież odpowiedź była oczywista. Nie robiłam sobie nic z jego słów. Dostawałam ochrzan, ale Valerio miał szczęście, że go nie wsypałam. Niech się młody cieszy chociaż raz.

— Bo skrzywdzili mojego brata. Serio jeszcze się pytasz, Caius? — spytałam kąśliwie, po czym wstałam z kanapy.

— Nie skończyłem jeszcze rozmowy z tobą.

ʀɪᴅᴅʟᴇ ᴏғ ᴅᴇᴀᴛʜ. szepty czarnych motyli [16+]Where stories live. Discover now