GABRIEL

53 4 13
                                    


Powrót do Winterhills potrwał dłużej, niż planowałem.

Kiedy przekroczyłem próg swojego gabinetu, poczułem ogarniający mnie spokój. Przebywanie wśród ludzi nigdy nie należało do moich ulubionych zajęć, lecz niekiedy było to konieczne. Otoczony znajomym dębowym zapachem, opadłem na szeroki fotel za masywnym stołem i pozwoliłem sobie na moment zamknąć oczy.

Pod moimi powiekami od razu pojawił się obraz, który prześladował mnie od kilku tygodni. Ozdobiona piegami twarz, okolona burzą rudych włosów i czujne spojrzenie intensywnie zielonych oczu. Nieważne, jak bardzo bym się nie starał, nie potrafiłem przestać o niej myśleć.

Wmawiałem sobie, że dystans, jaki starałem się wobec niej utrzymywać, wystarczy, abym potrafił okiełznać własne emocje. Przecież zawsze tak dobrze sobie z nimi radziłem, miałem je pod całkowitą kontrolą. To wszystko jednak było kompletnie na nic, odkąd Julia pojawiła się w moim życiu. Miała być wyłącznie gwarancją przymierza, zakończenia konfliktu, niczym więcej. Mieliśmy żyć w jednym pałacu pod przysięgą małżeńską, lecz w grę nie miały wchodzić żadne uczucia. Nie na to się pisałem.

Próbowałem trzymać się od niej z daleka, Bóg mi świadkiem, że próbowałem. Robiłem wszystko, żeby schodzić jej z drogi, bo kiedy po naszej nocy poślubnej dostrzegłem w jej oczach tę niechęć i urazę wobec mnie, uznałem, że tak będzie najrozsądniej. Pozwolić jej żyć własnym życiem na tyle, na ile było to możliwe. Ale po naszym spotkaniu w bibliotece, gdy nie bała się powiedzieć tego, co myśli, poczułem... coś. Coś, czego moje zlodowaciałe serce nie doświadczyło jeszcze nigdy w życiu. I to jednocześnie przeraziło mnie i zafascynowało. Ona zaczęła mnie fascynować. Zaskoczyła mnie odwagą, aby stanąć w obronie tej służki oraz stanowczością, z jaką wytrzymywała moje spojrzenie. Przez nią czułem się wtedy wzburzony, że miała czelność podważać moje decyzje, a tym samym nie mogłem pozbyć się wrażenia, że miała rację. I to dezorientowało mnie jeszcze bardziej.

Potem nadszedł bal koronacyjny, kiedy pozwoliłem sobie zdecydowanie na zbyt wiele. Nie tylko ukazałem przed nią swoje bezbronne oblicze, które nienawidziło przebywania wśród tłumów, dając jej się poprowadzić i uspokoić. To nie wystarczyło, bo później, będąc tak blisko niej na tym ciemnym, pustym korytarzu, nie potrafiłem dłużej walczyć z rosnącą we mnie pokusą. Odsłoniłem się przed nią, czego nie robiłem absolutnie nigdy. Nie mogłem jednak dłużej znieść tego, że ona uważa mnie za bezdusznego potwora, dla którego jej życie nie ma żadnego znaczenia, podczas gdy odkąd ta słoneczna istota pojawiła się w moim zamku, nie było dnia, którego nie poświęcałbym jej swoich myśli. Naprawdę nie przypuszczałem wtedy, że w obliczu wszystkiego, co wtedy powiedziałem, ona zrobi to, co zrobiła.

Unoszę dłoń do twarzy, przesuwając palcami po swoich ustach, co robiłem ostatnio zdecydowanie zbyt często.

Ten pocałunek. Ten przeklęty, słodki, niesamowity, zapierający dech w piersiach pocałunek, którego nie mogłem wyrzucić ze swoich myśli. Nie wiem, czy powinienem dziękować tamtemu żołnierzowi, że nam przeszkodził, czy skrócić go za to o głowę. Gdyby wtedy się tam nie pojawił, byłem przekonany, że nie skończyłoby się jedynie na tym jednym pocałunku, bo to obudziło we mnie jedynie jeszcze większe pragnienie. I sam ten ruch ze strony rudowłosej mówił, że ona również tego chciała. To przez resztę nocy nie pozwoliło mi spać spokojnie, bo moje myśli bezustannie krążyły wokół przerażającego pomysłu, że między nami mogłoby pojawić się...

u c z u c i e.

Czy istota o tak czystym, nieskalanym sercu mogłaby pokochać kogoś takiego jak ja? Człowieka, który nie panuje nad złością, a przy niej całkowicie traci nad sobą kontrolę? Człowieka, który odpycha ją za każdym razem, gdy zbyt bardzo zbliża się do niego i tym samym odkrycia jego tajemnic? Człowieka, którego słusznie obarcza winą za cierpienia swoich poddanych?

Castle On The HillWhere stories live. Discover now