ROZDZIAŁ X

55 5 11
                                    


– Gdzie byłaś?

Pozbawione jakichkolwiek emocji słowa rozlegają się w mojej komnacie, kiedy tylko przekraczam jej próg. Rozdzieliłyśmy się z Ingrid jeszcze na dole, bo kobieta nalegała na to, aby przygotować mi coś na rozgrzanie po długim, mroźnym spacerze. Teraz jednak żałuję, że mi nie towarzyszy, bo muszę stawić czoła Gabrielowi zupełnie sama, a nie mam pojęcia jak z nim rozmawiać.

– Na spacerze. Potrzebowałam świeżego powietrza – odpowiadam po chwili, wchodząc głębiej do środka i zdejmując z siebie ciężki płaszcz. Mężczyzna odwraca się od okna, przy którym stał z założonymi na piersiach rękami, a jego nieprzenikniony wzrok zatrzymuje się na mnie.

– Na spacerze? – powtarza, mrużąc oczy. – Chcesz mi powiedzieć, że wyszłaś z pałacu zupełnie sama, nie mówiąc o tym nikomu...

– Nie byłam sama, Ingrid poszła ze mną – przerywam mu spokojnie, na co on jedynie prycha, kręcąc głową w niedowierzaniu.

Unosi spojrzenie do sufitu, jakby starał się nad sobą zapanować, a ja w tej chwili czuję się bardzo niekomfortowo. Nie chodzi tylko o jego nieprzyjazną postawę czy czas, jaki minął od naszego ostatniego spotkania. Chodzi również o przyciągające mój wzrok piękno, jakie niezaprzeczalnie posiada. Chciałabym potrafić nie zwracać na to uwagi, ale pomimo całego towarzyszącego nam napięcia, nie potrafię odwrócić od niego wzroku.

Dlaczego, zawsze kiedy staje na mojej drodze, niechęć, jaką zwykle do niego czuję, znacznie maleje?

– Słońce, pozwól, że coś ci wytłumaczę – odzywa się po chwili milczenia, robiąc kilka kroków w moją stronę. – Jesteś królową. A królowe nie wychodzą same z pałacu.

Staram się zignorować fakt, że moje ciało dziwnie reaguje na słowo, jakim się do mnie zwrócił. Staram się skupić wyłącznie na znaczeniu jego słów, utrzymując z nim kontakt wzrokowy przez cały ten czas.

– Nic mi się nie stało – oznajmiam powoli, obserwując, jak zniecierpliwienie odciska się śladem na jego twarzy.

– Tym razem – mówi stanowczo. – Jesteś drugą najważniejszą osobą w tej krainie i widocznie nie zdajesz sobie sprawy, jakie niesie to za sobą zagrożenia.

– Nie za każdym rogiem musi kryć się zagrożenie, przecież nie wybrałam się na wycieczkę do lasu. Byłam w osadzie, tam są tylko zwykli mieszkańcy... – tłumaczę, chociaż widzę, że żadne z moich słów nie mają dla niego znaczenia. Ponownie potrząsa głową, spoglądając na mnie jak na naiwne dziecko, za które zapewne mnie uważa, sądząc po jego postawie.

– Naprawdę uważasz, że wszyscy są tak przyjaźnie do ciebie nastawieni? – pyta kpiąco. – Ludzie pragną władzy i nie zawahają się przed niczym, żeby ją zdobyć. Ostrożność, nawet w czasach pokoju, zawsze musi zostać zachowana, jeśli ty chcesz zachować swoje życie.

Akurat on musiał być człowiekiem, który doskonale wie, do czego ludzie potrafią być zdolni, aby tylko utrzymać władzę w swoich rękach. Człowiek, który nie miał absolutnie żadnych skrupułów, żeby podstępem pozbyć się mojego ojca, zmuszając nas tym samym do negocjacji, w których to on dyktował warunki. Pomimo tego, że wciąż nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego zadał sobie tyle trudu, aby się ze mną ożenić, to wiedziałam jedno – ten człowiek niczego nie robił bez powodu.

– Nic mi się nie stało – powtarzam, z całych sił starając się zachować spokój w obliczu jego wzburzenia.

– Tym razem – zauważa, podchodząc jeszcze bliżej. Nie chcę dać mu tej satysfakcji i nie ruszam się z miejsca, chociaż jego bliskość zaczyna działać na mnie w niepokojący sposób. – Następnym razem możesz nie mieć tyle szczęścia. Może nie prowadzimy już żadnych wojen, ale to nie oznacza, że wszyscy są naszymi przyjaciółmi. Więc jeśli chociaż trochę zależy ci na własnym życiu, nie ruszaj się z pałacu bez straży.

Castle On The HillOnde as histórias ganham vida. Descobre agora