ROZDZIAŁ IV

75 8 11
                                    


Tydzień przed zapowiedzianym przez Gabriela balem wiem niewiele więcej odnośnie tradycji rodziny królewskiej niż na początku swoich poszukiwań. Dotarłam jedynie do skrawków informacji. Spędziłam w bibliotece kilka godzin, szukając opisów poprzednich koronacji, ale wzmianki o tym były krótkie i rzeczowe, ich autor nie zagłębiał się w szczegóły, co wcale nie ułatwiało mojego zadania.

Król Winterhills chciał, żebym przygotowała bal, dając początek nowej tradycji, a tymczasem sam ponownie zaszył się w swojej komnacie, wyraźnie mnie unikając. Nie wiedziałam dlaczego, ale w tamtym czasie zaczęło mnie to drażnić dużo bardziej niż przypuszczałam.

Oczekiwał ode mnie, że urządzę koronację, jakiej ten zamek jeszcze nie widział? Jeśli tak, to zamierzałam pokazać mu, iż tytuł królowej nie jest dla mnie tylko pustym określeniem, ale traktuję go poważnie.

Po tym, jak Alfred dostarczył mi listę gości, zajęłam się przygotowaniem zaproszeń. Niektóre z tych nazwisk brzmiały znajomo, ale przeważająca większość była mi zupełnie obca. Przez myśl przemknęła mi obawa, czy będę potrafiła odnaleźć się pośród tylu nieznajomych, którzy przez całe swoje życie nie kiwnęli palcem, aby powstrzymać niszczycielskie zapędy swojego władcy. Z drugiej jednak strony nie miałam prawa ich za to winić.

Przygotowania do balu zajmowały mi każdą, wolną chwilę. To było pierwsze tak duże przedsięwzięcie, za jakie byłam odpowiedzialna, dlatego pragnęłam, aby wszystko było dopięte na ostatni guzik. Sala balowa została dokładnie wysprzątana, co było nie lada wyzwaniem, biorąc pod uwagę fakt, że nikt nie korzystał z niej od lat. Wniesiono stoły, w żyrandolach wymieniono świece, rozwieszono w oknach nowe zasłony. Dekoracje pomieszczenia utrzymywane były w stonowanych odcieniach błękitu, który był kolorem rodziny królewskiej Winterhills. To zauważyłam już bez archiwalnych poszukiwań, bowiem na każdym portrecie, przedstawiającym pokolenia władców tej krainy, szaty zawsze miały niebieski kolor. Przynajmniej tej jednej rzeczy mogłam być pewna.

Na kilka dni przed planowaną uroczystością zjawił się krawiec, który miał przygotować królewskie stroje. Wiedziałam, że powinnam dostosować się do panujących zasad i ubrać się zgodnie ze swoimi poprzedniczkami, lecz czułam, że akurat tej rzeczy nie będę w stanie zrobić. Błękit był zimny. Nie byłam gotowa oddać ostatniej cząstki ciepła, jaka wciąż się we mnie tliła.

– Wasza Wysokość, król prosił, aby przekazać pani suknię koronacyjną – rzekł starszy mężczyzna, niosąc w rękach przed sobą złożone szaty. – Była przekazywana z pokolenia na pokolenie, dlatego mogą być potrzebne małe poprawki, aby dopasować...

– To nie będzie konieczne – przerywam mu, odwracając się od stojącego w mojej komnacie lustra. – Nie założę tej sukni.

Krawiec oraz stojąca obok niego pokojówka nie potrafią ukryć zaskoczenia, jakie pojawia się na ich twarzach po moich słowach.

– Ale, pani, król chciał, aby ubrała pani tę suknię... – wyjaśnia zmieszany mężczyzna.

– Król nie będzie decydował o moim stroju – odpieram, podchodząc do łoża, na którym porozkładane są przywiezione przez krawca materiały. – Jeśli ma z tym problem, może przyjść i osobiście mi o tym powiedzieć.

Staruszek nie mówi nic więcej, dostosowując się do moich wyborów. Stworzenie nowej sukni zajmie dużo więcej czasu, ale zostanie za to odpowiednio wynagrodzony, więc zaraz po tym, jak razem opracujemy wygląd mojego stroju, on żegna się pospiesznie, ruszając z powrotem do swojej pracowni. Być może po drodze zawiadomi Gabriela o moim nieposłuszeństwie, ale ja jestem gotowa stawić czoła konsekwencjom tej decyzji, jakie by one nie były.

Castle On The HillWhere stories live. Discover now