ROZDZIAŁ III

78 9 14
                                    


Nie potrafię zasnąć.

Cały czas odtwarzam w głowie spotkanie z Gabrielem w bibliotecznej komnacie, jakby mogło mi to w jakikolwiek sposób pomóc go zrozumieć. Za każdym razem, kiedy się przy mnie pojawia, obawiam się ujrzeć jego oblicze, o którym wie każdy mieszkaniec Gardenii. To surowe, bezwzględne i chłodne oblicze, jakie jest odpowiedzialne za niczym niesprowokowane ataki na moich ludzi, niszczenie ich własności i kradzieże. Odkąd podjęłam decyzję o oddaniu mu swojej ręki, przygotowywałam się na najgorsze. Bo przecież oboje doskonale zdawaliśmy sobie sprawę z jego zbrodni, choć nie byłam pewna, czy on był świadomy mojej wiedzy na temat śmierci mego ojca, ale nawet to nie powinno niczego zmieniać.

Kompletnie nie byłam gotowa na taką delikatność z jego strony. Sprawia wrażenie, jakby zależało mu na mojej woli, a przecież ultimatum, jakie jasno postawił przed moim bratem, jednoznacznie dowodziło, że za nic miał sobie moje zdanie. Jedynym sposobem na powstrzymanie go przed dalszym niszczeniem Gardenii było oddanie mu tego, czego żądał. Mnie. Czułam się niczym przedmiot wystawiony na sprzedaż i choć mogłam odmówić, to sumienie mi na to nie pozwalało. Wiedziałam, że poświęcenie własnego szczęścia dla uratowania wielu istnień przed rozpaczą oraz cierpieniem było naprawdę niewielką ceną, jaką gotowa byłam zapłacić.

Teraz jednak zastanawiałam się, jakie król Winterhills mógł mieć wobec mnie plany. Podczas naszej dyskusji w bibliotece miałam nieodparte wrażenie, że jego słowa miały dużo głębsze znaczenie. Czy chodziło tylko o usprawiedliwienie mitologicznego boga, czy może nawiązywał do własnych zamierzeń? Sposób, w jaki na mnie patrzył, jakby naprawdę pragnął, żebym mu uwierzyła...

Czy byłabym w stanie to zrobić?

Wciąż pogrążona w tych dziwnych rozmyślaniach, jak każdego poprzedniego ranka schodzę za Ingrid do jadalni. Zupełnie nie spodziewam się ujrzeć tam Gabriela, siedzącego swobodnie u szczytu stołu. Na jego widok zatrzymuję się gwałtownie w progu, a on unosi na mnie spojrzenie swoich wyraziście błękitnych oczu.

– Witaj, Julio – odzywa się, sięgając po filiżankę z parującym płynem. – Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, że dołączę do ciebie na śniadaniu?

Na usta ciśnie mi się pytanie, skąd ta nagła zmiana, ale po otrząśnięciu się z pierwszego szoku, jak gdyby nigdy nic podchodzę do swojego stałego miejsca po drugiej stronie mebla i rozkładam na kolanach serwetkę. Nie chcę dać po sobie poznać, jak bardzo zaskoczyła mnie jego obecność. To w końcu jego zamek, może pojawiać się tutaj, kiedy tylko zechce.

– Oczywiście, że nie – odpowiadam, spoglądając na niego ponad stołem. Wydaje się usatysfakcjonowany moją odpowiedzią, bo kiwa delikatnie głową, przez co jego ciemne włosy opadają na czoło.

Służba zaczyna wnosić na stół misy z ciepłymi potrawami, tym razem w odpowiednio większej ilości niż podczas moich samotnych posiłków. Przyjemne aromaty zaczynają rozchodzić się po pomieszczeniu, a ja z ciekawością przyglądam się kolejnym daniom wypełniającym pustą dotychczas przestrzeń. Po mojej uwadze o ilości jedzenia kuchnia stosowała się do tego, żeby nie przygotowywać go więcej niż byłam w stanie zjeść. Teraz jednak powrócił przepych, jakiego doświadczyłam tutaj już pierwszego dnia. Widocznie król Winterhills lubił obnosić się ze swoim bogactwem.

– Dobrze spałaś? – pyta, gdy służba stawia przed nami ostatnie naczynia. – Jeśli potrzebujesz czegoś w swojej komnacie, możesz powiadomić o tym Alfreda.

Zerkam na wspomnianego przez mężczyznę lokaja, który stoi wyprostowany przy oknach, w milczeniu towarzysząc nam podczas tego posiłku. Od początku mojego pobytu w tym miejscy traktował mnie z uprzejmością, dbając, aby niczego mi nie brakowało.

Castle On The HillWhere stories live. Discover now