ROZDZIAŁ VII

73 7 12
                                    

Słowa Lady Cassandry nie dają mi spokoju.

Staram się odnaleźć wśród tłumu gości swojego małżonka, ale okazuje się to trudniejsze, niż myślałam. Poza tym, nawet jeśli go znajdę, miałam poważne wątpliwości co do tego, że będzie chciał cokolwiek mi wyjaśnić. Po tym, co powiedziała mi kobieta, mogłam spodziewać się, że tajemnicza przyczyna wybuchu konfliktu była ukrywana przez rodzinę królewską nie bez powodu.

Po okrążeniu niemal całej sali w końcu dałam sobie spokój i opuściłam pomieszczenie, gdzie goście coraz bardziej upojeni alkoholem, zaczynali czuć się zdecydowanie bardziej swobodnie. Pusty, oświetlony przyćmionym światłem korytarz przywitał mnie chłodem, który w tym momencie przyjęłam z nieskrywaną ulgą. Kręciło mi się w głowie, być może z emocji, ale zapewne również za sprawą wina, które sączyłam podczas poznawania swoich poddanych.

Skoro nie mogłam znaleźć Gabriela, postanowiłam zbadać tajemnice zamku Winterhills osobiście. Być może nie był to przemyślany ruch z mojej strony, zwłaszcza podczas odbywającego się właśnie balu, ale miałam po dziurki w nosie tajemnic, czających się tutaj na każdym kroku.

Fiolka z trucizną wbijała mi się w skórę, nie pozwalając o sobie zapomnieć.

Skręciłam właśnie za róg w stronę schodów, kiedy moją uwagę przykuły uchylone drzwi, zza których sączyła się wąska smuga światła i dobiegały przytłumione męskie głosy. Zatrzymałam się przy nich, dyskretnie zaglądając do środka. Nie powinna tego robić, podglądanie i podsłuchiwanie cudzych rozmów nie świadczyło zbyt dobrze o wychowaniu, ale nie mogłam się w tym momencie powstrzymać. W środku znajdowali się królewscy strażnicy oraz inni mężczyźni, których strój sugerował przynależność do armii. Niemal każdy z nich popijał bursztynowy płyn, zawierający zapewne dużo więcej alkoholu niż wino rozdawane na sali balowej, dym z żarzących się cygar tworzył nad ich głowami półprzezroczystą mgłę.

Nie zauważyłam wśród nich króla Winterhills, dlatego już miałam zamiar odwrócić się i udać na górę, kiedy słowa jednego z mężczyzn zwróciły moją uwagę.

– Nasza królowa pokazuje pazurki – odzywa się jeden ze strażników, obracając do połowy pustą szklanką. – Na początku myślałem, że całkowicie mu się podporządkuje, taka przestraszona z niej była sarenka. A tu proszę, nie pozwoliła się wcisnąć w królewskie szaty.

– Na pewno poniesie za to konsekwencje – wtrąca któryś z żołnierzy.

– Nie wydaje mi się, król ma do niej słabość – zaprzecza strażnik, pociągając łyk alkoholu.

– Wcale mu się nie dziwię – dodaje kolejny z członków armii. – Widzieliście, jak ona wygląda? Gdybyśmy nie mieli zakazu wtargnięcia do pałacu w Gardenii, na pewno nie pozostałaby czysta aż do ślubu.

Wybuch śmiechu. Wstrzymuję oddech, przytrzymując się najbliższej ściany, bo choć ich słowa nie powinny nic znaczyć, w jakiś sposób wytrącają mnie z równowagi. Dopiero po chwili dociera do mnie, dlaczego tak się dzieje.

Skoro mieli zakaz zajęcia naszego pałacu, to znaczyło, że on wiedział o tym, do czego zdolni są jego ludzie. Wiedział, co robią mieszkańcom Gardenii, zupełnie bezbronnym i niewinnym.

– Sam chętnie utemperowałbym ten jej ognisty charakterek – dociera do mnie kolejny głos. – Słyszałem, że rude są najdziksze z nich wszystkich...

Robię kilka chwiejnych kroków do tyłu, potykając się o stojącą w pobliżu rzeźbę, która z głośnym stukotem buja się na boki, zdradzając tym samym moją obecność na korytarzu. Głosy w pomieszczeniu cichną, a ja czuję, jak ich wzrok wędruje do prześwitu w drzwiach. Zanim którykolwiek z nich zdąży cokolwiek zrobić, cofam się, odwracając z powrotem w kierunku sali, ale wtedy zza rogu wyłania się Gabriel.

Castle On The HillOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz