Bal part 2. 38

2.1K 197 37
                                    

Anthony otworzył przed nami drzwi sali balowej, gdzie absolutnie nikt nie zwrócił na nas swojej uwagi. Obrócił Hope dookoła własnej osi, a Aaron wbiegł w roztańczony tłum z Ines na rękach, porywając ją do tańca w rytm szybkiej piosenki. 

Sukienkę dorwała tylko dlatego, że jej siostra była na tyle miła, aby wyrzucić ją potajemnie przez okno. Dziewczyna przebierała się na tylnym siedzeniu auta, siedząc na kolanach Aarona, gdy Melanie siedziała na moich, a Anthony kierował i trzymał dłoń na udzie Hope. Wybranka Aarona pozwoliła mojej najdroższej poprawić swój makijaż kosmetykami, które wygrzebały ze swoich torebek i zestawem awaryjnym, który spakowała siostra Ines w foliową jednorazówkę. Śmiały się niesamowicie głośno, a Hope przez większość czasu podpierała dłonie na podłokietniku i pochylała się w naszą stronę, dorzucając kilka uwag, które prowadziły je ku rozbawieniu.

Aaron wywracał oczami, i mrugał do mnie porozumiewając się ze mną za pomocą ruchu warg. Ines niejednokrotnie dźgnęła go łokciem w żebra, gdy specjalnie się poruszył lekko niszcząc jej makijaż. Śmiał się przy tym i łapał jej twarz w policzki, a następnie całował, a my krzyczeliśmy i wiwatowaliśmy jakby ta jej biała sukienka, naprawdę coś oznaczała tamtego wieczoru.

Melanie wydawała mi się spokojna, oczywiście była rozbawiona i na policzku nosiła ślad szminki Ines, a jednak w całym towarzyszącym nam chaosie potrafiła odnaleźć porządek i poukładać w sobie wszystkie te żarty, gesty oraz ruchy moich dłoni ciągnące się niezmiennie przez jej ramiona, ku talii. Melanie była prawdziwą, nieskrępowaną wariatką wśród ludzi, których kochała. Przepięknym doświadczeniem było oglądanie jak jej dzikie serce osiada w jednym miejscu, które uznała domem. Nieporównywalne jednak było to z uczuciem, iż ten dom znalazła przy mnie.

Pewnie, gdyby ktoś jej powiedział, że ten mężczyzna, którego okradła i bezczelnie wystawiała kolejne tygodnia, okaże się tym samym, do którego będzie chciała wracać do końca swoich dni, jak Melanie kocham jestem pewien, że zabiłaby tego człowieka śmiechem, a potem poczęstowała epickim bitch face. Uśmiechnąłem się na samo wyobrażenie.

Nagle zawibrował mi telefon, odblokowałem ekran widząc wiadomość od Aarona, który siedział obok mnie.

Aaron : Nie myśl o tym zbyt wiele, bo przyciągniesz złe rzeczy. Myśl o niej jak o części twojego życia, a nie jak o kimś kto jest tu na czas określony.

Ja: Myślę o niej ze wdzięcznością.

Uniosłem wzrok, żeby zobaczyć jak wygnie wargi w tym uroczym uśmiechu. On również uniósł wzrok i mrugnął do mnie, a potem ostentacyjnie przeciągnął językiem po górnej wardze.

- Aaron przestań patrzeć na niego w ten sposób. - Melanie nagle przyciągnęła moją głowę do swojej klatki piersiowej.

- Żmija zazdrosna?

- Nie masz do mnie podjazdu, nawet w tym swoim kozackim aucie. - Melanie zarzuciła mi swoją rękę na ramię i cmoknęła mnie swoimi pełnymi wargami w skroń.

- Zbudowałaś to zdanie tak, że chociażbym chciał się odgryźć, to nie mogę, bo pochwaliłaś moje auto. - Prychnął, a jego dłonie opadły na uda Ines.

- Mistrzyni strategii - zawołał rozbawiony Anthony, a M strzepnęła niewidziany kurz z ramienia. - Dobra czas być nastolatkiem po trzydziestce - zaśmiał się zajmując jedno z miejsc parkingowych. -  Pani Davies, uczynisz mi ten zaszczyt? 

Tak jak już wspomniałem, nikt nie zwrócił na nas uwagi. Popowy hit dudnił w głośnikach, gdy Melanie stała u mojego boku i lekko się uśmiechała. Kochałem to jak pewnie stała, jakby ufała, że sukienka rozcięta po samo biodro będzie lojalnie okrywać fakt, iż nie założyła bielizny.

- Poszukajmy Willa - zasugerowała opierając głowę o moje ramię. - Pewnie jara trawkę w męskim kiblu na piętrze z chłopakami. Marni z nich tancerze, ale lubią chodzić na takie szkolne bale. Mają swój klimat. 

- Ale ty chciałaś zrezygnować.

- Ponieważ wolę tańczyć niż palić trawkę w męskim na piętrze.

- Mogłaś mnie zaprosić.

- Myślałam, że to śmieszne.

- Śmieszny to jest wzrok tej nauczycielki, gdy próbuje odgadnąć z jakiej klasy jest Anthony. - Wskazałem jej palcem kobietę, która marszczyła brwi niemożliwie mocno i pochylała się aby lepiej widzieć mojego brata i Hope, która roześmiana odchylała głowę.

- Chyba się poddała i teraz poddaje analizie Hope. - Zaśmiała się. - Mam nadzieje, że zajmie jej to cały wieczór, szczerzę jej nie znoszę.

- Zwróci im uwagę? - zapytałem.

- A ty podszedłbyś do Anthony'ego totalnie randomowo i zacząłbyś prawić mu morale? - Wyrzuciła brew ku górze.

- Bałbym się, że to będzie ostatnie co zrobię w życiu.

- Właśnie.

- Ale ty go okradłaś, totalnie randomowo. Wyciągnęłaś mu portfel, pamiętasz? 

Zastanowiła się marszcząc brwi, a potem jej twarz rozjaśniło zrozumienie.

- Czasem brak mi instynktu samozachowawczego - skwitował, po czym podskoczyła z piskiem, gdy Will złapał ją w talii strasząc. W samoobronie była gotowa go pobić, ale szybko złapałem ją i przyciągnąłem do siebie. - William, kiedyś skończysz bez zębów. Skończ mnie straszyć! - pisnęła oburzona, a jej przyjaciel zgiął się w pół ze śmiechu. Towarzyszyła mu cała reszta paczki.

Niebawem wszyscy ściskali Melanie, potem mnie, zbili piątki z Anthonym i Aaronem, nieśmiało machali do rumianej Hope i przybijali żółwiki z Ines.

Niedługo zajęło nam sięgnięcie po alkohol, który wnieśliśmy, a przyciąganie spojrzeń przyszło nam dużo łatwiej, gdy wkroczyliśmy na parkiet wszyscy razem. Aaron wlał do ponczu dwie butelki szampana, a trzecią z nich zbuzował i rozlał ją na nas sprawiając, że błyszczące krople wzbiły się ponad kiczowate błyszczące tasiemki i balony zwisające z sufitu. Sukienka Melanie pięknie przykleiła się do niej, w niektórych miejscach, a reszty wydawałem się w ogóle nie dostrzegać.

Czułem jej skórę przy swojej, zapach perfum i ciepło jakim emanowała. Czułem zapach jej szczęścia i tak rozkosznie osadzał się on na mojej skórze i sercu.  Czułem ją w każdym calu. To jak kręciła biodrami i jak ziemia przyjemnie drżała pod moimi stopami, gdy wodziła mnie spojrzeniem na pokuszenie. Słodki Jezusie. 

Melanie nie została królową balu, ale Anthony zadbał, aby Hope nią została. Zadbał również, aby król balu nie miał czelności odtańczyć z nią tego tańca, zostawiając to oczywiście Anthony'emu. Zabawne, że wystarczyły trzy spojrzenia i jedno uniesienie brwi, aby oddano mu ten zaszczyt.

Tańczyliśmy jakby jutra miało nie być na balu mojej dziewczyny i kochałem to. Jakże ja kochałem to wszystko, co miało tam miejsce. Wymachiwanie głowami, kręcenie bioder i nieskrępowany śmiech podczas wolnych kawałków. Zachowywaliśmy się jakbyśmy byli tam kompletnie sami. Jakby każdy kawałek parkietu należał do nas, a alkohol, który nam wnoszono był czymś kompletnie normalnym. Korki, które Aaron wystrzelił w sufit stały się naszą specjalnością, a po poncz sięgało zdecydowanie więcej uczniów niż wcześniej. 

Naprawdę wyszliśmy stamtąd nad ranem, Anthony absolutnie trzeźwy odwiózł mnie, Aarona, Melanie i Ines do mnie, a sam wniósł Hope do domu. 

Stojąc na podwórku wymieniliśmy pomiędzy sobą porozumiewawcze spojrzenia.

Uśmiechaliśmy się, przepychaliśmy w drzwiach i skończyli wszyscy razem pod jednym prysznicem.

Nic nie świadczyło o tym, że kolejnego dnia cały nasz świat się zburzy, a jednak to się właśnie stało. Część z nas nieodwracalnie umarła, a żadne znak z nieba nas nie uprzedził. Absolutnie nic na tym świecie nie podpowiedziało mi, że Aaron będzie dusił się łzami kolejnego dnia, Melanie oko przyozdobi siniak, a Ines zwymiotuje ze strachu.

Tamtego dnia, nie mieliśmy o tym pojęcia i właśnie dlatego Aaron zadzwonił po kierowcę, gdy byliśmy względnie ogarnięci - wszyscy w moich ciuchach. I postanowił pokazać nam bar, który kupił dla siebie i dla Ines.

Był niezaprzeczalnie piękny.

Kocham, Wasza Lukrecja

Kolejny w sobotę?

Złodziejka #2Where stories live. Discover now