- Aaron? - zapytałam do słuchawki, wlepiając wzrok w Colina.
Chłopak trzymał głowę pomiędzy kolanami i usiłował panować nad oddechem. Wyglądał o tyle niepokojąco, że naprawdę niemiałam pojęcia, co powinnam była zrobić. Jedynym rozwiązaniem wydało mi się powiadomienie kogokolwiek z jego najbliższych, on jednak wołał szeptem Aarona. Wykorzystałam tę wskazówkę i zadzwoniłam pod wskazany mi numer.
- Yup? - Wyraźnie mlasnął. - Wracacie od starszych, rozpracujemy łychę? Na odstresowanie? - Wyraźnie sobie żartował. - Założyłaś kieckę? Postawiłem pięćdziesiąt dolców za tym, że tego nie zrobisz. Jak założyłaś to wisisz mi tę kasę, czaisz spryciaro? Równo pięćdziesiąt dolarów.
- Posłuchaj mnie, z Colinem. - Pokręciłam z namysłem głową. - Ja nie wiem, co mu się stało nigdy nie widziałam go w podobnym stanie. On... - Naparłam zębami na dolną wargę.
Nie odpowiedział, a dźwięk zakończonego połączenia wyrwał ze mnie jęk pełen frustracji. Odrzuciłam telefon na szafkę i Przycisnęłam pięści do skroni. Zwróciłam się tyłem do mężczyzny i usiłowałam opracować jakiś plan, który pomógłby mi go poskładać.
Tylko, żadne wcześniej wypowiedziane przeze mnie słowa czy nawet prośby, zupełnie nie działały.
Jednak cóż miałam więcej zrobić? Ukucnęłam obok niego i uniosłam dłonie ku jego twarzy. Otarłam kciukami łzy i skupiłam wzrok na jego spierzchniętych od płaczu wargach. Oddech rwał mu się przez usta, a oczy co chwilę zaciskał jakby radząc sobie z bólem.
- Colin posłuchaj mnie. - Pogłaskałam jego oba pliczki i przysunęłam się bliżej. - Jestem tu, tu obok ciebie, słyszysz? Musisz oddychać. Oddychaj. - Pogładziłam go po głowie, przeczesując włosy palcami.
I w tamtej sekundzie naprawdę nienawidziłam jego rodziców. Sposobu, w jaki idealizowali zachowania jego braci, ich wygląd czy chamskie odzywki podczas, gdy Colin tylko siedział i pragnął zniknąć. Zaprzysięgłam sobie, że kolejnym razem jeśli jego ojciec powie chociaż jedno nieprzychylne słowo w kierunku mojego chłopaka, osobiście przebije mu język widelcem. Bycie ojcem było tak nieprzyzwoicie łatwe, mój ojciec był w tym idealny, a nie robił nic szczególnego. Dlaczego jego ojciec był w tym tak tragiczny? Nie wiedział co z nim robi? I jaki paskudny ma wpływ n swojego najmłodszego syna?
Przytuliłam Colina do swojej piersi i wypuściłam powietrze przez zaciśnięte zęby.
Byłam wściekła, na wszystko i wszystkich.
Na to, że nigdy mi nie powiedział o swoich atakach. Nie przygotował mnie, a ja nie miałam pojęcia co robić.
Chciało mi się płakać, gdy był taki bezbronny wobec wszystkiego dookoła i jego opuszki palców ledwo dotykały moich ramion. Jakby zupełnie nie miał siły, aby przyciągnąć mnie bliżej. Widząc go takiego obdartego z grzechu, którym codziennie ociekał miałam wrażenie, że widziałam małego chłopca skrytego za własnym łóżkiem.
Za przykrywką broni, śmiałości, twardego spojrzenia i ironii ukryty był młody mężczyzna wrzucony w świat, którego nigdy nie zrozumiał. Chłopiec, który musiał stawiać z tym mrokiem codziennie twarzą w twarz i udawać nieustraszonego. Musiał uśmiechać się równie szyderczo, co śmierć i brać w posiadanie tyle ile marzyło się legendarnym złodziejom. A najgorszym było, że nie istniał nikt, kto by go przed tym ochronił. Nie istniała ani jedna osoba, która dotykiem dłoni, odebrałaby z jego barków odrobinę tego ciężaru.
Pociągnęłam nosem, nagle kuląc się przy jego ciele.
W tamtej łazience oboje byliśmy równie słabi, a mnie zaczęła przygniatać świadomość tego, z czym przyjdzie mu się mierzyć już do samego końca.
YOU ARE READING
Złodziejka #2
Random- Skończ ode mnie uciekać - uniosłem glos. - Skończ to gadanie o miłości, jesteś taki nudny - zaśmiała się nerwowo. - Nudny? - prychnąłem. - Chcesz szaleństwa? Dobrze, ja ci pokaże prawdziwe szaleństwo.